Zrób sobie raj, Mariusz Szczygieł
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec, 2010
ISBN 978-83-7536-223-7
Liczba stron: 292
"Hiszpanie wprawdzie w swoim hymnie nie mają słów, ale jest to marsz. W hymnach świata idzie się, kroczy, maszeruje, zdobywa i niesie sztandar. W czeskim - prawdopodobnie się leży. No bo co można innego robić w raju?"
Ze wstępu autora:
„Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować. Jestem niechlujnym czechofilem, ta książka nie jest ani kompetentnym przewodnikiem po kulturze czeskiej, ani po Czechach. Nie jest obiektywna. Nie rości sobie pretensji do niczego. Jest wyłącznie o tym, co mnie zafascynowało przez ostatnich 10 lat, od kiedy pierwszy raz przyjechałem do tego kraju. Jest wielką notatką z lektur i ze spotkań z ludźmi, których chciałem tam spotkać. Słowem, jest o miłości przedstawiciela jednego kraju do innego kraju. Może jest jeszcze o czymś, ale to już zostawiam Państwu”
„Marzyła mi się książka o moim ulubionym kraju bez napinania się. Żeby nie musiała odzwierciedlać, obiektywizować, syntetyzować. Jestem niechlujnym czechofilem, ta książka nie jest ani kompetentnym przewodnikiem po kulturze czeskiej, ani po Czechach. Nie jest obiektywna. Nie rości sobie pretensji do niczego. Jest wyłącznie o tym, co mnie zafascynowało przez ostatnich 10 lat, od kiedy pierwszy raz przyjechałem do tego kraju. Jest wielką notatką z lektur i ze spotkań z ludźmi, których chciałem tam spotkać. Słowem, jest o miłości przedstawiciela jednego kraju do innego kraju. Może jest jeszcze o czymś, ale to już zostawiam Państwu”
Ja również śmiem nazywać siebie Czechofilem, choć z Czechami łączyła mnie jedna, krótka i niezobowiązująca znajomość. Zwiedziłam Pragę i Karlove Vary, a przygoda trwała góra tydzień. To jednak wystarczyło; wszak bywa i taka miłość. Od pierwszego wejrzenia.
Zatem najpierw były Czechy, potem był Szczygieł. Zauroczona kuriozalnymi dziełami Davida Czernego poczęłam szukać informacji o tym osobliwym rzeźbiarzu. I tak natrafiłam na "Zrób sobie Raj" Mariusza Szczygła.
"Zrób sobie raj" to zbiór anegdot, opowiastek; każda z nich ma swoje źródło w osobistych przeżyciach i przemyśleniach autora, w licznych rozmowach z obywatelami Czech. Dotykają one różnych sfer życia naszych południowo-zachodnich sąsiadów; począwszy od tych prozaicznych, po sztukę, religię, pochówki i światopogląd. Tak Mariusz Szczygieł pisze o tym, czym dla czechofilów są Czechy:
"Są jak deser, jak bita śmietana, jak polewa czekoladowa, której nie sposób się oprzeć.
Są tą częścią naszej osobowości, której nie mamy.
Tęsknimy do niej. Szukamy, ale w Polsce z wielu powodów nie możemy znaleźć. Są jak kobieta dla drag queen.
Każdy z nas ma zaraz w głowie jakiś czeski dowcip, scenę z filmu lub zachowanie, które przytacza na dowód tego, jak Czesi się od nas różnią."
I tak dowiadujemy się, że w Czechach jedyną opcją na pożegnanie ze zmarłym jest jego kremacja ("A płacz, krzyk, cierpienie? Tu nikt nie lubi cierpieć" - cyt. z książki); kościoły stoją puste, a zdecydowana większość Czechów jest całkowicie obojętna kwestiom wiary; uczucia polityczne bardzo trudno zranić, a rzeźba dwójki sikających na państwo czeskie panów, umiejscowiona tuż przed muzeum Kafki, zamiast oburzać, bawi.
Sikający, David Czerny |
Jestem zachwycona mentalnością Czechów, a Mariusz Szczygieł opisuje ją dość obiektywnie, o co na pewno niełatwo; kolejne aspekty życia naszych sąsiadów przeciwstawia naszym. I w takim porównaniu wychodzimy, niestety, dość słabo.
Ale wbrew pozorom "Zrób sobie raj" niewiele ma do raju. Poznajemy kwestie czeskie, tak egzotyczne, zaś przebija przez to wszystko smutek i... zblazowanie. Czesi są zblazowani. To na pewno historia czeska tak ukształtowała mentalność społeczeństwa, które zdaje się być obojętne na wiele spraw, acz dla nas - wiecznie nadąsanych, wkurzonych Polaków Czechy zdają się być ostoją beztroskiego szczęścia.
Tutaj muszę nadmienić o pierwszej publikacji Mariusza Szczygła dotyczącej Czechów - "Gottland" - którą to powieść czytałam po "Zrób sobie raj". W "Gottland" mamy przekrój historii czeskiej, która to może być prologiem do "Zrób sobie raj", obrazu współczesnych Czechów. To właśnie ta niełatwa i niejednokrotnie tragiczna czeska historia wpłynęła bezpośrednio na aktualną postać światopoglądu społeczeństwa i przez pryzmat tej historii należy ją klasyfikować. Co nie zmienia faktu, że obecne Czechy to państwo ateistów, którzy nawet nie potrafią odpowiedzieć na pytanie "Jak się żyje bez Boga?", ponieważ nigdy nie zaprzątali sobie tym głowy; ot, przyjmują ateizm tak, jak u nas przyjmuje się katolicyzm - jak coś najzupełniej normalnego. Niewielu Czechów w ogóle kwestionuje istnienie czy nieistnienie jakiegokolwiek boga, ponieważ ta wiara nie jest im do niczego potrzebna.
Odpowiedzi na to pytanie zostało przytoczonych kilka, oto parę z nich:
- Lżej niż z Bogiem -
- Jak bez tyrana -
- Przyjemnie -
- Nie do końca bez Boga, coś tam przecież istnieje -
Szczygieł w "Czasie kultury" komentuje to lakonicznie:
"Gdy większość społeczeństwa nie widzi przed sobą perspektywy życia wiecznego, to życie doczesne wygląda inaczej"
Jeśli zaś chodzi o sprawy "techniczne" związane z wiarą w Boga, tę kwestię idealnie zobrazowano w rozdziale "Po obu stronach okna":
"Kiedyś zostałem z Jasonem na tydzień sam, był czerwiec, i musiałem codziennie wyciągać mu kleszcze, które przynosił z ogrodu. Z jednym trudnym kleszczem poszliśmy do weterynarza, dwa domy dalej. Pan Josef Míka, tęgawy i zażywny, dobrze po sześćdziesiątce, kleszcza wyjął jednym ruchem. Dzięki Bogu, powiedziałem, na co pan doktor odparł, że Bóg nie ma z tym nic wspólnego, ważna jest specjalna pęseta. Jak już tak miło nam się rozmawia o religii, dodałem, to może powiedziałby mi pan doktor, co się mówi po czesku, kiedy człowiek robi znak krzyża. Przyjeżdżam tu tyle lat, a jeszcze tego nie ustaliłem. Weterynarz otworzył szeroko usta, jakbym mu wyssał całe powietrze z gabinetu. Nie mam pojęcia, odparł po chwili, nigdy nie wykonywałem takiej czynności. Ale czeka tu jeszcze jedna pani, może ona wie, jak się po czesku przeżegnać. Zapytaliśmy, pani zadzwoniła nawet do koleżanki na Smíchov, niestety - też nie wiedziała. Ja to dla pana ustalę, obiecał doktor, tylko proszę mi dać kilka dni".
Polityka i wejście do Unii Europejskiej również pozostało niejako bez echa; odnoszę wrażenie, że sprawy kraju dzieją się niejako poza społeczeństwem, gdzieś daleko, a codzienne sprawy, wyjazdy na dacze i proza życia to jest to, co zaprząta głowy Prażan, nie zaś jakieś górnolotne kwestie. Fakt niebywałych ilości piwa spożywanego przez Czechów jest również nadmieniony nie jako problem, lecz jako element codzienności.
A jak kultura czeska ma się do naszej? Cóż, Czesi nie chcą pamiętać krzywd. Nie mają na to czasu. Patriotyzm? Jakiś tam jest na pewno, ale... Kwestie, które kładą się cieniem na historii tego kraju są głęboko ukryte w świadomości, nie wywyższane i nie stawiane na podium. W porównaniu do Polaków można wręcz uznać, że Czesi w ogóle nie przejmują się swoją historią, niemniej źródła takiej postawy nie należy szukać w obojętności. Tak Mariusz Szczygieł pisze o Polakach:
"Nasz naród do życia potrzebuje nieszczęścia. Dopiero, kiedy pojawia się to nieszczęście – nieudane powstanie warszawskie czy inna klęska, jesteśmy kimś. Krzywda nas wywyższa ponad inne narody. Polska kultura jest kulturą nekrofilską."
I ja się z tym zgadzam. My naprawdę lubujemy się w tragedii. Rozdzielamy włos na czworo, płaczemy nad rozlanym mlekiem i bardzo się staramy, by nasza historia nie została zapomniana. Czy to źle, czy dobrze... Cóż, na pewno szlachetnie. Ale wciąż pamiętając o krzywdach, krzywdzimy samych siebie. Zamiast żyć naszym życiem, żyjemy przeszłością, niejednokrotnie zamierzchłą. Do tej pory poznaję wiele osób, którzy nienawidzą Niemców, a to przez naszą historię. Stereotypy w Polsce mają się dobrze. A czy nie lepiej wziąć przykład z Czechów i stwierdzić: "co było, to było, żyjmy dalej"?
Tak David Czerny przedstawił Polskę. Ja się nie obrażam :) Więcej o tym projekcie: TUTAJ |
Ja, czytając tę pozycję, nie mogłam zdjąć uśmiechu z ust. Czuję ogromną sympatię do Czechów, do ich knedliczków, do ich wręcz antypatriotycznych postaw, do ich życia tu i teraz. Podoba mi się to, że są tak różni od nas. I to wszystko tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Czechy odwiedzę jeszcze nie raz. Pochodzę po Hradczanach, wypiję piwo przy domu Kafki, obejrzę zachód słońca na moście Karola. A gdy skończę z Pragą, pojadę do Brna i tam na nowo zacznę poznawać ten egzotyczny zakątek środkowej Europy.
"Jeśli to nie jest zmyślone, to mogło zdarzyć się tylko w Czechach"Zdecydowanie polecam tę pozycję nie tylko czechofilom, ale także - a może zwłaszcza, ponieważ czechofile są już miłością do Czechów zarażeni - osobom, które nie miały nigdy nic wspólnego z Czechami. Przeczytajcie, a może zapragniecie odwiedzić południowych sąsiadów. Może ich pokochacie.
A książka? Absolutny must-read. A potem sięgniecie po "Gottland". A potem... Czekam, aż w mojej bibliotece pojawi się "Laska nebeska", najnowsza powieść Szczygła, i na pewno o niej napiszę.
Fajna recenzja. Nie wiem czy użyłabym słówka "zblazowani", ale pozostały opis mnie przekonuje:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń