Arch. Chemia śmierci, Simon Beckett
tytuł oryginału: The Chemistry of Death
tłumaczenie: Jan Kraśko
wydawnictwo: Amber 2006
ISBN: 8324124454
liczba stron: 248
"Zło nie zniknie tylko dlatego, że przestaniemy je dostrzegać."
Już dawno stwierdziłam, że "Chemia śmierci" to najlepszy kryminał wszech czasów, zaraz obok "Kolekcjonera kości" Deavera. Byłam nim absolutnie zauroczona i wciąż szukam książki, która aż tak zapadłaby w mojej pamięci.
Poznajemy dra Davida Huntera, lekarza, który - by uciec od swojej przeszłości - przenosi się do idyllicznej miejscowości Manham. Niestety, zjawy przeszłości nawet tutaj dopadną doktora, dorzucając do i tak mrocznych wydarzeń kolejne. Mianowicie w Manham zaczynają się dziać makabryczne rzeczy... Dwa trupy, które nie tylko samą swoją istotą mrożą krew w żyłach, ale fakt, że mordercą jest ktoś, którego mieszkańcy dobrze znają...
„Coś takiego wydobywa ze wszystkich to, co najgorsze. Manham to małe miasteczko. A małe miasteczka rodzą małe umysły.”
Nie będzie to recenzja z prawdziwego zdarzenia, tylko napomknięcie o powieści, która w tym kawałku mojego serca, odpowiedzialnym za magazynowanie najlepszych książek, znajduje dość chwalebne miejsce. Brytyjczycy są zimni, to nie tajemnica, ale i stereotyp, który na dobre wgryzł się w świadomość Europejczyków. Czy w tej książce znajdziemy jego potwierdzenie? Tak! Opisy, które z jednej strony porażają dystansem do tematu i profesjonalizmem, z drugiej barwne na tyle, by nasza leniwa wyobraźnia podjęła pracę, to niezwykle istotny element powieści. Sprawiają, że książkę czyta się z grymasem obrzydzenia, ale wciąż bez wahania przekręcamy kolejną stronę. Podobnie jak u Stuarta MacBride, nie ma tu sentymentów i delikatności. Czytelniku, chcesz kryminał? Chcesz morderstwo? Chcesz śmierci? To masz!
„Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś co kiedyś było siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylegają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmową pożywkę, następnie emigrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Czasem na południowy wschód lub południowy zachód, ale nigdy nie na północ. Nikt nie wie dlaczego. Do tego czasu zawarte w mięśniach białko zdążyło się już rozłożyć, wytwarzając silnie stężony chemiczny roztwór. Zabójczy dla roślinności, niszczy trawę, w której pełzną larwy, tworząc swoistą pępowinę śmierci ciągnącą się aż do miejsca, skąd wyszły. W sprzyjających warunkach – na przykład w dni suche i gorące, bezdeszczowe – pępowina ta, ten pochód tłustych, żółtych, rozedrganych jak w tańcu czerwi, może mieć wiele metrów długości. Jest to widok ciekawy, a dla człowieka z natury ciekawskiego cóż może być bardziej naturalne niż chęć zbadania źródła tego zjawiska?”
Ukazanie śmierci jako biologicznego procesu rozkładu to również niezła nauka. Sprawia, że staje się ona niemalże namacalna, jako efekt organicznych przemian i dobitnego udowodnienia, że jest, istnieje i ma się dobrze.
"Śmierć, ów proces alchemii na wspak, w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe"
Dlaczego to dla mnie takie istotne? Ponieważ sprawia, że przeżywam daną historię. Nie uwrażliwiam się na to, co czytam. Często zauważam w kryminałach, że sama ofiara morderstwa, samo jej ciało, które przecież w makabryczny i bezlitosny sposób zostało pozbawione życia, zostaje zbagatelizowane; ot, na modłę: "ofiara leżała bez życia w kałuży krwi". I tyle. A czytelnik czyta i nawet nie czuje dreszczy. Skupia się na tym, co dalej - na śledztwie, na oderwanych z kontekstu ciała zamordowanego śladach, na elementach, które - łącznie - sprawiłyby, że czytelnik by zagryzł zęby, zaś oddzielnie są tylko tekstem, przez który przeskakują oczy, nie wywołując żadnych emocji.
„Nasz fizyczny rozpad, jeżeli ogląda się go beznamiętnie, niczym nie różni się od innego naturalnego cyklu. I jak każdy inny proces musi być zbadany, zanim go dobrze zrozumiemy."
Zakończenie jest zaskakujące, co oznacza, że jako kryminał - "Chemia śmierci" wywiązuje się ze swojego zadania i dumnie może stać obok najlepszych gatunku. Wciąga jak narkotyk. Nie daje spać. I żłobi w pamięci mocną bliznę...
Gdy myślę o "Chemii śmierci", myślę o brudzie, rozkładzie, obrzydliwościach i ohydzie. Myślę o zaciskaniu zębów. Dla mojej wyobraźni takie książki to wesołe miasteczko. Może i mam coś z głową, ale nic na to już nie mogę poradzić, prawda?
Czytaliście? Wrzućcie linki do recenzji. Nie czytaliście? Nadróbcie koniecznie...
Simon Beckett |
Becketta pokochałam od przeczytania "Chemii śmierci" właśnie, miłością ogromną i nieskończoną. :) Niestety przeczytałam już wszystko, co się ukazało na naszym rynku pod jego nazwiskiem (z czego "Wołanie grobu" jest wg mnie najsłabsze) i zostaje mi tylko czekać na kolejną nowość...
OdpowiedzUsuńUwielbiam jego styl. :)
Też czytałam resztę jego książek, oprócz ostatniej, ale żadna z nich nie zapadła mi w pamięci jak "Chemia śmierci". Pamiętam, że byłam porażona, zachwycona i oniemiała. Potem już poszło... Beckett ustawił sam sobie BARDZO wysoką poprzeczkę "Chemią...", i, jak dotąd, jej jeszcze nie przeskoczył.
UsuńTak! Zgadzam się. W przypadku "Wołania grobu" moim zdaniem nawet się o tą poprzeczkę nie otarł - niestety, ale przeczytać musisz jako jego fanka. :)
UsuńFiu, fiu - jeśli porównujesz tę książkę do Deavera, to mnie już lepszej rekomendacji nie trzeba.
OdpowiedzUsuńI na dodatek jest w bibliotece! :)
Ale wypożyczony. :(
Warto poczekać! A "Kolekcjoner kości" też pojawi się w Archiwum Najlepszych, tylko odzyskam egzemplarz, żeby móc przepisać ulubione cytaty :) Jest to mój absolutny, niepodważony jeszcze numer jeden wśród kryminałów, film również był niezły, ale książka to majstersztyk gatunku. Mnie taka rekomendacja także by zachęciła :)
UsuńKupiłam kilka dni temu wydanie kieszonkowe tej książki i miałam wątpliwości czy dobrze zrobiłam. Teraz trochę rozwiały się moje wątpliwości. Choć biorąc pod uwagę zakończenie Twojej recenzji to jednak tak nie do końca, bo nie wiem czy i dla mnie to będzie wesołe miasteczko... Będę musiała się przekonać :) I ciekawa jestem innych pozycji z "Archiwum najlepszych" ;)
OdpowiedzUsuńJeśli Twoja wyobraźnia lubi mocne obrazy i podoba Ci się styl pisarza, który potrafi unaocznić Ci to, o czym pisze, to na pewno będzie to dla niej park rozrywki :) Ja nigdy na własne oczy nie widziałam rozczłonkowanych zwłok, a dzięki Beckettowi moja wyobraźnia widziała. Dość makabryczne, przyznaję, ale przecież właśnie o to chodzi w kryminałach. Kto nie lubi czytać o zwłokach, niech czyta co innego... ;) A inne pozycje będą pojawiać się co kilka tygodni, zapraszam ;)
UsuńBędę śledzić kolejne pozycje ;)
UsuńZgadzam się, że w kryminałach zwłoki są ważnym elementem, ale zazwyczaj nie są opisane zbyt makabrycznie (choć to pewnie zależy od tego, jakie pozycje się wybiera) ;) Moja wyobraźnia nie jest pewna swoich przyszłych wrażeń, ale kiedyś się dowie, bo książkę na pewno przeczytam ;)
A mi się skojarzyło z Samuelem Beckettem, autorem "Czekając na Godota". Ciekawe, czy to jakiś potomek:)
OdpowiedzUsuńNie znam! Mam się wstydzić? Rany, ale mam braki...
UsuńNie, nie musisz znać - "Czekając na Godota" to dramat absurdu, ale warto go przeczytać, bo to klasyk i do tego cieniutki:)
UsuńCoś w stylu "Uczty" Platona - można się pośmiać, a klasyka aż zamierzchła, czy "Lekarstwa na miłość" Owidiusza - chyba kiedyś zrecenzuję, bo wspaniałe :) Godota chętnie poznam :)
UsuńRaczej w stylu Gombrowicza:)
UsuńJa nie wiem, chyba jestem jakaś dziwna, ale mnie Beckett specjalnie nie zachwycił. Owszem, było kilka mocnych opisów, ale w ogólnym rozrachunku dość przeciętnie, sama intryga kryminalna niezbyt mnie przekonała (w sensie łatwa do przewidzenia). Ale, ale... tej części nie czytałam, zaczęłam jakoś od środka, nadrobię zaległości :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie może i tu jest "trup pogrzebany", bo znam pozostałe książki Becketta (prócz ostatniej) i niestety, nie są takie wspaniałe, jak "Chemia śmierci". Dobre, owszem, ale nie ma co porównywać... Daj Beckettowi jeszcze jedną szansę, może uda mu się Cię jednak zachwycić :)
UsuńNamówiłaś mnie na tę "Chemię śmierci". Sprawdziłam sobie w katalogu mojej biblioteki i książka oczywiście jest wypożyczona, ale ustawię się w kolejce. Nęcisz mnie też tym McBride'm, a i skojarzył mi się jeszcze jeden autor z takimi mocniejszymi opisami. Znasz McFadyen'a? "Maska śmierci" była świetna (to akurat drugi tom, moim zdaniem najlepszy) :)
UsuńPierwsze słyszę! Zapisuję. Na pewno przeczytam.
UsuńNiestety nie czytałem, ale z pewnością kiedyś po nią sięgnę ;).
OdpowiedzUsuń"Archiwum najlepszych"?! Oho ho... robi się interesująco :D.
Pozdrawiam!
Melon
Melon, na pewno Ci się spodoba, wiem to na pewno po Twoim blogu :) Gwarantuję!
UsuńO kurczę... czuję się obserwowany ;D.
UsuńAle naprawdę aż tak mi się spodoba?! Hmhm... no to trzeba by ją jakoś skombinować... Tylko szkoda, że akurat dzisiaj już kupiłem "Życie Pi", czyli jak na razie funduszy brak ;).
Chociaż od czego są biblioteki?! Nie no ja to mam rozum... ach... tylko pozazdrościć :P!
Oj, "Życie Pi" jest rewelacyjne! Dobry zakup!
UsuńA biblioteki to takie miejsca, w których można sobie znaleźc książkę i ją sobie pożyczyć... Tam ani nie biją, ani nie gryzą... ;)
A Twój rozum cóż, może za dużo o żelkach myśli...
Hahaha... dzięki ;).
UsuńWiem, że istnieją takie dziwy... Powiem więcej - dosyć często korzystałem z ich usług... a nawet powiem jeszcze więcej - jakieś 95% przeczytanych przeze mnie książek Kinga pochodzą właśnie z biblioteki...
Aaaaa i co?! Zatkało kakao :D?!
Po prostu krótkotrwały zanik pamięci ;]... jak już mówiłem... mój rozum :).
A mi się niezbyt podobała ta książka, strasznie powierzchowna według mnie, w ogóle mnie nie wciągnęła. No i to był straszny zawód, bo wszyscy ją tak wychwalali pod niebiosa, że spodziewałam się jakiegoś arcydzieła.
OdpowiedzUsuńO widzisz! Cóż, są gusta i guściki ;)
UsuńA ja jeszcze nie mam na jej temat wyrobionego zdania, co jednak w bliższej/dalszej przyszłości powinno się zmienić, gdyż książkę posiadam. Kupiłem w zeszłym roku edycje kieszonkową, kosztowała mnie chyba 10 złotych :) Jakiś czas temu wpadłem na negatywną recenzję i troszkę się do Becketta zniechęciłem, ale Twój tekst na nowo odrodził moje pokładane w nim nadzieję :D Amber jest z tej książki dumny, sprzedała im się na pieńku, musieli kilka razy robić wznowienia :)
OdpowiedzUsuńDaj mu szansę ;) Jeśli pasują Ci kryminały z dość odważnymi opisami, to na pewno Ci się spodoba, choć piszą, że to "thriller medyczny" - ale traktuje o medycynie sądowej, czyli czymś baaaardzo ciekawym ;)
Usuńuwielbiam tego autora! :) uwielbiam!!! :) przeczytałam już wszystkie cztery dostępne w Polsce książki i strasznie ubolewam, że nie ma więcej!
OdpowiedzUsuńPodobno w tym roku ma coś wyjść, tak mi jakieś ptaszki ćwierkały...
UsuńNajlepszy kryminał wszech czasów? Kurcze, po takich słowach to aż wstyd jej nie przeczytać! Pamiętam, że kiedyś widziałam ją na przecenie w Matrasie, ale jak tylko zorientowałam się, że to wydanie kieszonkowe - zrezygnowałam. Muszę poszukać w bibliotece :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zastrzegam, że to moja subiektywna opinia, nie wiem, czy wiele osób by się ze mną zgodziło :) A na 1. miejscu i tak pozostanie "Kolekcjoner kości" ;) A tę książkę warto mieć w ładnym pełnym wydaniu, nie kieszonkowym :)
UsuńUwielbiam całą serię. Mam wszystkie 4 części, wszystkie są genialne. Simon Beckett stworzył świetny klimat. Opisy jak ciało zachowuje się po śmierci są bardzo ciekawe i w każdej części dowiadujemy się więcej. Polecam całą serię bo nie ma co poprzestawać na Chemii Śmierci. Szkoda tylko, że są tylko 4 części bo ja chciałabym więcej ;p.
OdpowiedzUsuń"Chemię śmierci" mam, kupiłem w wydaniu kieszonkowym za dychę ;-) Jeszcze nie czytałem, jednak muszę przyznać, że recenzja mnie zaskoczyła - spodziewałem się raczej chłamu ze średniej półki, a tu proszę, polecasz :-D Chyba jednak przemagluję ją szybciej niż później ;-)
OdpowiedzUsuńSzlag, właśnie zauważyłem, że już raz tę recenzję komentowałem - skleroza nie boli... Możesz spokojnie usunąć najnowszy komentarz ;-)
OdpowiedzUsuńZostawię. Jak tu wpadniesz po raz trzeci i znowu skomentujesz, to stawiasz piwo :)
UsuńCzytałam wszystkie części o doktorze Hunterze i wszystkim szczerze polecam ;) Może faktycznie nie każda jest jednakowo wciągająca, ale na pewno warta przeczytania. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń