Miasto - morderca kobiet. Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal
Poniżająca i uwłaczającanietykalna bezkarność.Kości na pustynigłoszą okrutną prawdę:umarłe z Ciudad Juárezto nasza narodowa hańba.[piosenka z repertuaru Los Tigres del Norte, Las mujeres de Juárez, z płyty Pacto de Sangre, Fonovisa Records, kwiecień 2004 roku]
"Miasto - morderca kobiet" to literatura faktu. Ciężki kaliber, swoją drogą. Choć ten przerażający i wręcz odpychający reportaż czyta się lekko pod względem literackim, względy emocjonalne nie pozwalają na cieszenie się książką. To nie jest książka łatwa i na pewno nie jest przyjemna. Jako kobieta podchodzę do tej historii chyba zbyt osobiście, ponieważ czytałam ją kilka lat. Właściwie posiadam ją od okresu premierowego, czyli roku 2007, ale przeczytałam dopiero teraz. Czytałam od grudnia... Dopiero dzisiaj przekręciłam ostatnią stronę aneksu.
Historia opowiedziana przez dwóch autorów, Marca Fernandeza i Jeana Christophe Rampala to zapis dziennikarskiego śledztwa w Ciudad Juárez, miejscowości położonej tuż przy granicy z USA w północnym Meksyku (stan Chihuahua). Od roku 1993 do 2004 roku znaleziono tam około 400 (!) zwłok kobiet w różnym wieku, a kolejne 500 uznano za zaginione. Sprawa "umarłych z Juárez" to bolesny wrzód na tyłku Meksyku, ponieważ nie odnaleziono sprawcy(ów) ani nie pociągnięto nikogo do odpowiedzialności. Brak postępów w śledztwach oraz wręcz haniebne zaniedbania i bagatelizowanie sprawy przez meksykańską policję spowodowały, że autorzy - niejednokrotnie narażając swoje własne życie - postanowili odkryć prawdę. Na niewiele się zdały ich wysiłki - może poza faktem, że historia została opowiedziana. Umarłe z Juárez wszak nie mogą same o sobie opowiedzieć...
Autorzy dochodzą do różnych wniosków. Kto jest winny śmierci i uprowadzeniom kobiet? Są różne przypuszczenia. Bliskość granicy z USA powoduje, że nawet FBI rozkłada ręce. Morderca czy mordercy mogą swobodnie przechodzić przez granicę niezauważeni. Podejrzanych było ok. 600 (!) przestępców seksualnych, żyjących po obu stronach granicy. Aresztowano kilku kierowców autobusów, dowożących kobiety do pracy. Inną ewentualnością jest fakt, iż w morderstwa zamieszana jest... policja. To by wiele tłumaczyło. Książka rozpoczyna się opisem zmagań autorów z lokalnymi władzami, którzy nie mogą lub - co bardziej prawdopodobne - nie chcą współpracować z dziennikarzami. Wychodzą na jaw zaniedbania policji, wynikające... z niskiego statusu społecznego ofiar. Większość zamordowanych kobiet pochodzi z najniższych warstw społecznych. Znikały, idąc do domu z pracy w maquiladoras (montowniach) czy marketach. Znikały, gdy wyszły do sklepu albo na dyskotekę z przyjaciółmi. Znikały, by odnaleźć się na pustyni. Martwe, zgwałcone, zbezczeszczone.
Policja już w 1993 roku, gdy odnaleziono pierwsze zwłoki, zbagatelizowała sprawę. Dowody nie zostały zabezpieczone, więc nawet mając podejrzanego, niewiele mogli zrobić i niczego udowodnić. DNA? Cóż to takiego? Budżet jest niewielki, trzeba zacisnąć pasa... A pomoc FBI i innych służb federalnych z USA jest policji nie na rękę. Autorzy wręcz wysuwają przypuszczenie, jakoby w całej tej sprawie chodziło o pieniądze z karteli narkotykowych. Umarłe z Juárez to po prostu efekt uboczny świetnie rozwijającego się przemysłu narkotycznego... albo handlu organami. Hipotez jest mnóstwo, niektóre wręcz groteskowe. Przypuszcza się, że ofiary mogły być składane w ofierze w ramach praktyk narkosatanistycznych i producentów tzw. snuff movies, czyli filmów, w których ukazana jest prawdziwa śmierć. Na koniec podnoszą się głosy o nienawiści mężczyzn do kobiet, które - jako bardziej dokładne - wypierają z rynku pracy przedstawicieli odmiennej płci. Morderstwa mogą być wynikiem szowinizmu i uprzedzeń. Prawda jest jednak wciąż nieznana.
Większość ofiar miała długie, brązowe włosy i delikatne rysy twarzy. Prawie każda przed śmiercią była torturowana, gwałcona, bita; przyczyny śmierci są różne (uduszenie, pobicie na śmierć, zastrzelenie, nawet podpalenie). Miały od 5 do 35 lat. Poszukiwania prowadzone są w ramach wolontariatu, gdyż policja rozkłada ręce. Za wiele ofiar, za mało ludzi... Muszkieterzy Pustyni (Mosqueteros del desierto) to jedna z takich organizacji. Wolontariusze gromadzą się i przeczesują ogromne połacie bezdroży, by prawie za każdym razem odkryć martwe ciała.
">>Umarłe z Juárez<< są wszechobecne - ich zdjęcia wiszą na słupach, liczne czarno-różowe krzyże widnieją w wielu punktach miasta. W pobliżu międzynarodowego mostu Santa Fe, dwieście metrów od granicy ze Stanami Zjednoczonymi, różowa tablica z setkami wbitych gwoździ tworzących krzyż upamiętnia ofiary. Umieszczono na niej nazwiska wszystkich tych kobiet, a także postulat: Ni una más! (Ani jedna więcej!). Na najbardziej ruchliwych alejach oraz uliczkach prowadzących z najbiedniejszych colonias do stref przemysłowych roi się od stygmatów morderstw. Blisko dziesięć kilometrów napisów w różowo-czarnych kolorach, domagających się sprawiedliwości i przypominających, że od ponad dziesięciu lat morduje się tu w bestialski sposób średnio dwie kobiety miesięcznie."
Ani jedna więcej! |
Cóż mogę powiedzieć? Ciężko odnieść się do tej książki bez emocji i niejako zlekceważyć fakt, że ta historia nie tylko zdarzyła się naprawdę, ale wciąż się dzieje. Umarłe z Juárez zasługują na więcej, niż recenzję książki. Mam nadzieję, że morderstwa się skończyły, a sprawcy zostali ukarani najsurowiej, jak tylko przewiduje prawo... USA. Ponieważ z tego, co piszą dziennikarze wynika, że prawodawstwo w Meksyku kuleje i kary są zupełnie nieadekwatne do zbrodni. Niejednokrotnie za kratki wsadzano niewinnego człowieka, by tylko zamknąć usta prasie i nakarmić rodziny ofiar złudzeniem poczucia sprawiedliwości. Ale nikt nie przywróci tym kobietom życia, a tragedia Ciudad Juárez cieniem legła na całym Meksyku. I wątpię, że ten cień kiedyś zniknie.
Jedno mnie zastanawia: jak to w ogóle możliwe? Jak to możliwe, by w jednym miejscu ginęło tak wiele kobiet? Jak to możliwe, że nikt za to nie odpowiedział?
Jest to poruszająca, mroczna opowieść o historii, którą trzeba znać. Absolutnie każdy powinien wiedzieć, co się dzieje w Ciudad Juarez. Choć tyle należy się umarłym...
Wszystkie dane pochodzą z książki Marca Fernandeza i Jeana - Christophe Rampala.
W 2006 roku powstał film pt. "Bordertown" ("Miasto śmierci") z Jennifer Lopez i Antonio Banderasem w rolach głównych. Kto ma ochotę poznać wydarzenia w Ciudad Juarez bliżej, niech obejrzy. Ja, po lekturze książki, na pewno go nie obejrzę. A przynajmniej nie teraz, kiedy informacje opisane przez dziennikarzy są wciąż tak żywe i obecne w moich myślach.
tłumaczenie: Jolanta Kurska
tytuł oryginału: La ville qui tue les femmes. Enquête à Ciudad Juarez
seria: terra incognita
wydawnictwo: W.A.B. 2007
ISBN: 9788374143691
liczba stron: 237
W ramach wyzwań:
nie sięgam po książki - z literatury faktu, a na pewno nie o takiej tematyce nie jestem fanką kryminałów :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest kryminał, tylko reportaż...
UsuńSorry, ale jednak książka nie dla mnie... Mimo moich najszczerszych chęci (mhm, ja i moje chęci... ;D) to chyba zostawię "Miasto - morderca kobiet" innym ;).
OdpowiedzUsuńNa razie!
Melon
Trudna książka, raczej na pewno nie jest rozrywką.
UsuńOglądałam film "Miasto śmierci" i bardzo mnie on poruszył. Nie wiem czy chcę sięgać po ten reportaż. Sprawa jest trudna i niewyobrażalna. Trudno uwierzyć, ze coś takiego dzieje się współcześnie.
OdpowiedzUsuńTo mnie zadziwia najbardziej, że się dzieje... Praktycznie za przyzwoleniem władz, bo "czego się nie zabrania, jest dozwolone", a skoro władze NIC z tym nie robią tylko mydlą oczy, to znaczy, że wolno... Ciężki temat, naprawdę.
UsuńNajbardziej szokujące, że władze nic nie robią mimo tylu ofiar! Wychodzi na to, że Meksyk to dziki kraj. Takie tematy zawsze poruszają a z drugiej strony są nie przyjemne, bo zmuszają do konfrontacji ze swoją własną obojętnością. W moim mieście na przystankach pojawiły się ostatnio plakaty z napisem "Twoja niemoc wspiera przemoc". Może tym kobietom nie mogę pomóc w żaden inny sposób jak tylko ofiarowując im pamięć, tak jak napisałaś, ale na pewno nie możemy być obojętni na to co dzieje się wokół nas.
UsuńTe plakaty są potrzebne - ile razy słyszałam już, że kogoś zatłukli na śmierć, a gapie tylko stały i patrzyły... A Meksyk to baaardzo dziki kraj. Jak nie Ciudad Juarez i martwe kobiety, to narkotyki i przemoc. Biurom podróży dziękuję bardzo, ale nie skorzystam z wycieczki.
UsuńZgadzam się, że warto zachęcić ludzi do reagowania na przemoc. Choć z drugiej strony to nie takie proste. Myślę, że stanie i niereagowanie to trochę jakaś reakcja biologiczna albo społeczna, psychologia tłumu. Trudno się ruszyć i zareagować. Pamiętam jak kiedyś z bratem szłam przez las wieczorem i zobaczyliśmy leżącego na ziemi człowieka. Stanęliśmy jak wryci, obok nas jakaś kobieta, która spacerowała z psem. Dopiero po chwili mój brat się ruszył i pomógł temu człowiekowi. Był pijany i po prostu zasnął, więc to nie było nic strasznego, ale wiem, że ja wtedy zawiodłam. Nie zawsze człowiek nad sobą panuje i potem żałuję. Ale może mówienie na ten temat i zachęcanie coś zmieni.
UsuńDo Meksyku też się nie wybieram...
Trudno mi czytać takie książki, bo naprawdę ciężko kobietom nie odbierać tego osobiście. Mimowolnie utożsamiam się z bohaterami, nawet jeśli chodzi o literaturę faktu, utożsamić się z kobietą pobitą i torturowaną, to często ponad moje siły.
OdpowiedzUsuńPrzerażające jest to jak wielka samowolka panuje w Meksyku. A w amerykańskich serialach odnajdują sprawcę po jednym włosie, a tutaj wielka masowa zbrodnia i żadnego śladu? Żadnej poszlaki? Naprawdę nic?
Wiesz co, bywały poszlaki i podejrzenia. Kilka osób zatrzymano. Ale w ostatecznym rozrachunku nie mają nic. Podejrzewam, że kartele narkotykowe maczały w tym palce, korupcja policji i strach przed ujawnianiem czegokolwiek to główne przyczyny braku jakichkolwiek śladów. To intryga szyta bardzo grubymi nićmi... Tym bardziej nie wierzę, że to się dzieje - właśnie, w serialach odcisk buta czasem wystarczy, a tu setki zwłok i NIC. Dlatego podejrzewam, że martwe kobiety to tylko "efekt uboczny" znacznie większej afery w której ludzkie życie nie ma żadnego znaczenia. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
UsuńRobiąca wrażenie recenzja a jeszcze bardziej książka, o której piszesz...Straszna tragedia. Przeczytam na pewno, bo mam coś dziwnego w sobie, że lubię takie mocne lektury.
OdpowiedzUsuńDzięki. Ja właśnie też lubię czytać o takich ciężkich sprawach i nie wiem do końca, czy to całkiem zdrowo...
UsuńZdecydowanie w moim stylu! Lubię mocne reportaże, szczególnie o sprawach kobiet. Uderzająca recenzja, gratulacje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Poszukaj książki, nie powinnaś się zawieść.
UsuńBardzo, bardzo bym chciała przeczytać. Serial dokumentalny (dokumentalizowany?) oglądałam z szeroko otwartymi oczami. Szok. A jaka rozczarowana byłam brakiem rozwiązania tej zagadki. Mocna rzecz. I przerażająca.
OdpowiedzUsuńPoszukaj, jak nie znajdziesz, to mogę Ci pożyczyć.
UsuńDo obejrzenia "Miasta śmierci" namówiła mnie siostra. Zrobił na mnie takie wrażenie, że przez kilka nocy nie mogłam spać, a jednocześnie gorączkowo poszukiwałam informacji na ten temat. Nie mieści mi się w głowie, że ja siedzę sobie wygodnie z laptopem na kolanach, mam pełną lodówkę, ciepłą wodę, a mieszkanki Juarez mieszkają w szałasach z dykty i często nikt się o nie nie upomina, gdy znikną bez śladu. Wojciech Tochman, znany dziennikarz, napisał krótki reportaż o Juarez : http://www.tochman.eu/miejsca.php?strona=2, jest naprawdę przerażający i dławi głos w gardle.
OdpowiedzUsuńTym razem nie dla mnie:(
OdpowiedzUsuń