Umarli tańczą, Piotr Głuchowski
wydawnictwo: AGORA SA 2012
ISBN: 9788326807503
liczba stron: 512
"Zaczął kąpać się - jak oni - we krwi. Dosłownie: używali jej do mycia rąk i nóg. Wody zawsze brakowało, a wódki czy spirytusu żal. Bez połączenia alkoholu, haszu i makowego soku nie dawało się już ani spać, ani jeść, ani oddychać. [...] Ogarnęła ich krwawa melancholia."
Gdyby ktokolwiek poddawał w wątpliwość potencjalnej wiarygodności przedstawionej w "Umarli tańczą" historii, niech zajrzy do Internetu albo literatury fachowej. Pomimo, iż jest to literacka fikcja, o czym autor przypomina na ostatniej stronie, to nie jest tak całkiem urwana z choinki.
Co by podać tylko kilka nazwisk autentycznych, seryjnych morderców z samego tylko terenu byłego ZSRR (ostro pojechanych, swoją drogą): Andriej Czikatiło, Anatolij Onoprijenko, Vasili Komaroff... W Polsce też było kilku takich - Wampir z Zagłębia (Marchwicki), Leszek Pękalski, Karol Kot, Wampir z Gałgówka (Modzelewski). Było ich znacznie więcej, ale wiecie już, co mam na myśli. Dlatego tym bardziej książkę "Umarli tańczą" naprawdę czyta się jak trzymający w napięciu reportaż, a nie powieść kryminalną.
Kryminalny debiut Piotra Głuchowskiego, reportera, który sam ma na koncie mnóstwo artykułów, traktuje o Temacie Życia prowincjonalnego dziennikarza z Torunia. O Temacie, o jakim marzą dziennikarze na całym świecie. O sprawie, która zmieni karierę i życie nie tylko samego pismaka, ale i - nie bójmy się marzyć - całego kraju.
Robert Pruski, dziennikarz pracujący dla dość marnie prosperującego tygodnika "Głos Torunia", dostaje list od Iwony Tomaszewskiej zatytułowany "Prośba". Na pięciu stronach pani Iwona opisuje swoje zmagania podczas poszukiwania grobu swoich zamordowanych w latach osiemdziesiątych rodziców. Na początku Robert bagatelizuje sprawę, jednak gdy dowiaduje się, że autorka listu targnęła się na swoje życie, postanawia jej pomóc.
I tu zaczyna się ostra jazda bez trzymanki.
Sam Robert to niepijący alkoholik, sfrustrowany artysta, rozwiedziony ojciec, słowem - nieszczęśnik z łańcuszkiem długów i ciągłym debecie na koncie
"[...] ubrany w czarne tenisówki, dżinsy, w których nie dopina mu się z powodu brzuszka ostatni guzik, i czarny T-shirt reklamujący koncert AC/DC "
o którym sama Iwona mówi:
"Introwertyk, cynik, uparty, raczej już niereformowalny, do tego kolejny z problemem alkoholowym... [...] Miły. Inteligentny. Próbuje być uczciwy na tyle, na ile można w tym dziwnym zawodzie..."
Ale przy tym niezwykle dociekliwy i uparty. Mając wszelkie atrybuty dobrego dziennikarza, oddaje się całkowicie sprawie Iwony. Sprawie, o której wielu byłych esbeków chciałoby zapomnieć...
Wychodzą na światło dzienne nierozwiązane i utajnione zbrodnie dokonane przez nieznanego sprawcę w czasach PRL, kiedy nawet członek Służb Bezpieczeństwa musiał uważać na to, co mówi i robi, gdyż - zupełnie jak w proroczej wizji Orwella - donosicielom wiele nie było potrzeba.
"Niewykluczone też, że zdradził się wcześniej jakimś gestem albo spojrzeniem przed którymś z kolegów, a ten skwapliwie puścił informację wyżej"
Nagle z dwóch ofiar robią się trzy, cztery, siedem...! Czy stoi za tym jakaś sekta, odprawiająca mistyczne rytuały? Sataniści? A może to władza próbuje coś ukryć? Kim w takim razie były ofiary, że utajnione miejsce ich pochówku łączy się ze sprawą o kryptonimie "Kasandra"?
Co łączy Toruń, Sopot, Afganistan i Białoruś?
Nie powiem. Ale, mówiąc całkiem szczerze, książkę przeczytałam jednym tchem. Wciąga niesamowicie. Mamy tu bowiem wszystko, czego potrzeba dobrej lekturze.
Wątek kryminalny sięgający trzydziestu lat wstecz w Polsce.
Wątek kryminalny współczesny na Białorusi.
Morderca, którego nie da się polubić - bezwzględny, bezlitosny sadysta. Rytuał krwi i ognia. Wierzenia tak absurdalne, że wręcz niemożliwe do ogarnięcia umysłem. Wszak krew zmywa się krwią, nie wodą...
Wątek miłosny. Bardzo męski, bardzo macho. Nie da się ukryć, że książkę napisał mężczyzna, i to realista.
"Uczucie do niego wypełnia jej brzuch."
Bez sentymentów, bez obrzydliwej ckliwości, bez serduszek rysowanych na serwetkach i infantylnych opisów. Jest racjonalnie i dojrzale. Zarówno Robert, jak i Iwona - kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach - są namacalnie prawdziwi. Ich miłość, trudna i niespodziewana, rozkwita ostrożnie. Robert jest rozwodnikiem z przykrą skłonnością do przesadzania z procentami. Iwona jest sierotą, której rodzice zostali zamordowani w bestialski sposób. Czy ludzie z takim bagażem mogą być razem? Niezbędny jest dystans... I tak też to uczucie zostaje opisane. Rozsądnie i z bardzo męską pobłażliwością.
"Robert nie wie, czy to, co czuje, można już nazwać miłością, ale bardzo dużo strun w jego organizmie brzęczy, gdy myśli o Iwonie. A ona wręcz idealnie wchodzi w rezonans."
A Iwona? Oj, chyba dobrali się jak w korcu maku...
I ta miłość też jest mroczna. Musi sobie poradzić z krwią, słabościami, ciemnością i zacienioną przeszłością. Z lękiem."Mrok w niej jest. On zna ten mrok. Zna tę cholerną, czarną amebę, która czyha skulona gdzieś między żołądkiem i kręgosłupem. Czyha, by wyleźć i sięgnąć mózgu."
"Chmura nadeszła. To już nie jest lęk. To panika. Najgorszy ze strachów: przed zapadnięciem się w czeluść własnego mózgu. Przed tym, że serce stanie. Przed gwałtownym uduszeniem się. Przed śmiercią. Lęk przed strachem, strach przed obłędem."
Kolejny wątek - historyczno-polityczny. PRL, ten niezbyt odległy, acz trudny moment dla Polski jest tutaj wiodący, a jednocześnie nienachalny. Historia nie nuży, wręcz przeciwnie. Intryguje. Przeżywamy wydarzenia wraz z bohaterami. Wraz z Pruskim prowadzimy śledztwo, by dojść do samego początku lawiny zbrodni sprzed trzydziestu lat. Zaś z drugiej strony obserwujemy tego, którego Robert szuka...
Poszczególne wątki łączą się zgrabnie i nie pozostawiają niedosytu. Wartki język, systematycznie rozpędzająca się akcja i niesamowity punkt kulminacyjny, kiedy z niepokoju przygryzałam wargi sprawiły, że trudno mi było się oderwać od tej książki choćby na posiłek.
Wady? Są. Dwie.
Pierwsza - cholernie irytujące zdrobnienia. "Krzysieniek", "Jasieczek"... Wystarczyłoby "Krzysiu", "Jasiu". Gryzło.
Druga - czas teraźniejszy narracji. Jestem przyzwyczajona do typowego, schematycznego wzorca powieści i nagle nie potrafiłam się odnaleźć. Zamiast "zrobił, poszedł", mamy "robi, idzie".
"Gwiżdże wiatr"
Jednak da się do tego przyzwyczaić i po kilkunastu stronach czytanie przychodzi z łatwością. Niemniej taki styl narracji jest dla mnie czymś nowym i nie do końca wygodnym.
Dialog z Jaculem (s. 90) - majstersztyk. Wręcz genialny.
Generalnie język jest plastyczny, czasem metaforyczny, jednak nie przekombinowany.
"Uroda - to dotyczy i domów, i kobiet - tkwi w proporcjach"
"Gdy człowiek jest młody, ma mnóstwo powodów, by żyć. Na starość musi wystarczyć kilka."
"Mózg cię zawsze okłamie."
"Warto, sącząc aromatyczną herbatę, poczytać o kanibalistycznym szale kosmosu, by pamiętać o skalach zjawisk."
Książkę czyta się lekko, bez problemu można się odnaleźć wśród mnogości imion, miejsc i zdarzeń. Nie trzeba cofać się, kartkować, przypominać, o co chodzi. Postaci są wyraziste, każdy z bohaterów odznacza się pewnymi cechami, które w powieści odzwierciedlają się nawet w dialogach. Tutaj ta plastyczność języka i dopasowanie do charakterystyki osoby swoistej mowy, powiedzonek i dialektów ma ogromne znaczenie, ponieważ poznajemy ludzi z różnych warstw społecznych i różnych profesji. Co prawda niektóre dialogi, między innymi poprzez te okrutne zdrobnienia, wypadają sztucznie, ale generalnie - jest dość życiowo. Sporo wulgaryzmów, sporo wyrazów dźwiękonaśladowczych, sporo ekspresji. Emocje, które się czuje.
Podsumowując - "Umarli tańczą" to świetna lektura. Czysta rozrywka, w sam raz na zimowy wieczór, gdy śnieg chrzęści pod stopami, a my możemy w cieple własnego domu oddać się przyjemności wynikającej z dobrego kryminału. Dziwię się tylko, że tak o tej powieści cicho... Ja, oczami wyobraźni, widzę ekranizację. I to niezłą. Niekoniecznie polską.
Mam nadzieję, że to nie jedyna książka, jaka wyjdzie spod pióra autora. Węszę część drugą. Albo trylogię. Albo, lepiej, całą serię. "Dzielny dziennikarz na tropie!" - Pruskiemu pewnie spodobałby się tytuł...
Debiut? Brawo! Piotr Głuchowski spokojnie mógłby użyć słów Wampira z Torunia:
"Moje dzieło niby wylana stal!"
No zaintrygowałaś mnie :) Notuję tytuł i autora i mam nadzieję natrafić na tę pozycję w którejś z bibliotek. Wcześniej w ogóle nie słyszałam o tej książce.
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Warto. Też się dziwię, że ta książka przeszła niejako bez echa... powinna być bestsellerem, zdecydowanie.
Usuńnie jestem fanką kryminałów, ale ta pozycja jakoś mnie zaciekawiła :) może uda mi się na nią skusić :)
OdpowiedzUsuńMnogość wątków powoduje, że każdy w tej książce znajdzie coś dla siebie, gwarantuję :)
UsuńA ja jestem fanką kryminału, ale jakoś ta pozycja mnie ominęła. Jakoś cicho o niej. Kolejny tytuł do przeczytania. Eh robi się ciasno już na tej mojej liście ;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFakt, cicho, ale mam nadzieję, że zrobi się nieco głośniej ;) Na mojej liście też ciasno i jakoś czasu mało, ale powolutku... ;)
UsuńKryminały łykam jak pelikan, ale polskich autorów staram się unikać. Wciąż odbija mi się czkawką Marek Krajewski. Co opinia na jego temat, to lepsza. Kupiłem, przeczytałem i...nie, nie podchodzi mi. Nigdy więcej Pana Krajewskiego ;-) A Głuchowski...po cytatach wnioskuje, że da się to czytać, ale opory pozostają ;-)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam... Też unikam polskich autorów, ale powoli, powoli się do nich nieco bardziej przekonuję. A Głuchowski wybija się ponad przeciętność, stylem i generalną strukturą powieści. Jak odrzucisz opory, przeczytaj, powinno Ci się spodobać ;)
UsuńKolejna ciekawa książka... Jejku spasuj trochę ;). Zrecenzuj coś beznadziejnego, bo nie mam tyle czasu, żeby je wszystkie przeczytać :3.
OdpowiedzUsuń"...kiedy z niepokoju przygryzałam wargi sprawiły, że trudno mi było się oderwać od tej książki choćby na posiłek..." - a od czego są żelki ;)?! Powinno się je przyklejać na taśmę do okładki i w każdej chwili można podjadać :D.
Miłego wieczoru (mój niestety taki nie będzie... jutro sprawdzian z historii, a do ferii 2 tygodnie ;p)!
Melon
Oj, właśnie czytam coś beznadziejnego... ;) Żelki przyklejać do okładki? Toż to profanacja! ;)
UsuńPowodzenia na sprawdzianie :)
Nie gadam z Tobą, Paulineczko.
OdpowiedzUsuńGrubaśne tomisko... Chwilę mi zejdzie... Ta...
:P
Naprawdę mnie wciągnęło. A wiesz, ile bym dała, by mieć jakieś życie zawodowe? ;))) Obowiązki? Cokolwiek do roboty? ;)
UsuńA tak poważnie - 512 stron, ale spora interlinia i dość duże litery, więc czyta się bardzo szybko i łatwo. Kolejny atut :)
A wiesz, że wiem. ;)
UsuńTwoja reklama książki niestety tym razem nie zmieni moich czytelniczych planów. W bibliotece książki niet. :(
NIe jestem fanką kryminałów, ale tak napisałas tą recenzję, że może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńMuszę się poważnie zastanowić...Zaintrygowało mnie to, gdy napisałaś o podważaniu wiarygodności tej historii i zaczęłaś wymieniać seryjnych morderców. I co oni mają wspólnego z czasami PRLu... Ogólnie zastanawiam się nad mnogością wątków, ale skoro piszesz, że zgrabnie się splatają... Muszę się zastanowić ;)
OdpowiedzUsuńTo znaczy ta książka rzeczywiście jest fikcją, ale ktoś mógłby powiedzieć, że to bzdura, że takie rzeczy nie mogłyby mieć miejsca. A prawdą jest, że podobne rzeczy naprawdę się działy... i to jest przerażające. A wątki są splecione zgrabnie, nie masz się czego obawiać :)
UsuńCiekawa recenzja! Niestety na razie zbyt dużo książek czeka w kolejce;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książkę zauważyłaś i pochwaliłaś:-) Niech nie przejdzie niezauważona...
OdpowiedzUsuńKsiążka jest super, trzyma w napięciu. Tylko uwaga, jak już się zacznie czytać to nie da się od niej oderwać. Najlepszy polski kryminał jaki czytałem.
OdpowiedzUsuń