Wypijmy, nim zacznie się wojna. Dennis Lehane
tytuł oryginału: A Drink Before The War, 1994
tłumaczenie: Klimek-Lewandowska Marta
wydawnictwo: Świat Książki, 2005
ISBN: 8373916571
liczba stron: 280
"Ulice patroluje pluton pań parkingowych, importowanych prosto z Hitlerjugend zaraz po upadku Berlina. Co najmniej dwie na przecznicę, z twarzami sympatycznymi jak pysk pitbulla, wieńczącymi ciała o wdzięku hydrantu, tylko czekają na frajera, który okaże się na tyle głupi, by tamować ruch na ich ulicy"
Zachęcona rekomendacją kilku bloggerów wypożyczyłam pierwszą część serii o Patricku Kenzie i Angeli Gennaro. Dwójka nieustraszonych prywatnych detektywów, zdolnych odszukać każdego, kto znika, a jak trzeba, zastrzelą sobie kogoś albo choć stłuką. Jestem dosyć zaskoczona, bo choć pierwsze sto stron (czyli ponad jedna trzecia powieści) mnie nużyło i wręcz irytowało, tak pozostałe 170 całkiem wciągnęło.
O co chodzi? Patrick Kenzie dostaje dość typowe zlecenie od dość nietypowych ludzi. Oto ma odszukać czarną służącą, Jennę, która nawiała z pewnymi dokumentami. Klientami są wysoko postawieni politycy, a cała sprawa wydaje się banalnie prosta. Bułka z masłem.
Ale po drodze zaistnieją... niespodziewane okoliczności. Nagle detektywi na karku poczują oddech... nawet nie wiem, ilu, ale koło setki członków gangów. Tajemniczy Socia, jeszcze bardziej tajemniczy Roland, koleś w Błękitnej Czapeczce i wielu innych będzie ich śledzić, gonić, próbować zastrzelić, a cała sprawa okaże się znacznie bardziej złożona, niż się wydawało na początku. Na szczęście mają swojego bodyguarda - niezniszczalnego Buddy'ego, który zawstydziłby nie tylko Boba Lee Swaggera, ale i samego Leona Zawodowca.
Ogólnie książka, choć krótka, jest warta przeczytania. Lehane ma dość specyficzny, ironiczny dowcip i wielką skłonność do przesady. Hiperbola? Tak to się fachowo nazywa?
"Zobaczyliśmy go z daleka, jak żuł kłąb gumy wielkości kurczaka i wydmuchiwał balony o takiej średnicy, że spychały przechodniów na krawężnik"
Ot, dla przykładu. Oczywiście zabieg ten jest celowy, i podejrzewam, że celem było rozbawienie czytelnika, i w takim kontekście czasami nawet się udawało. W podobnym tonie utrzymano porównania, których jest tu istne zatrzęsienie. Podejrzewam, że w całej powieści najczęściej występującym słowem jest "jak".
"Wypijmy, nim zacznie się wojna" to zabawne, sensacyjne czytadło, w którym trup się sieje (po 30 trupach przestałam liczyć, ale czego innego można się spodziewać po gangu?), a pewne elementy z gatunku mrocznych i poważnych (jak choćby przemoc domowa) są zgrabnie wpisane w kontekst.
Jedynym minusem są wady nie tyle samej powieści, co edycji tekstu - roi się od literówek, a, przecinki, są, stawiane, jak, się, zamarzyło, edytorowi. Czasem brakuje kropki, a czasem zdania są poprzedzone myślnikiem, sugerującym dialog, choć dialogiem w istocie nie są.
Dokładnie nie wiem, czy moja recenzja jest akuratna, gdyż - sugerując się tytułem - pod koniec powieści nalałam sobie martini. Niejako ku chwale pana Lehane. Wszelkie pretensje zgłaszać do niego.
Wypijmy, nim zacznie się wojna | Ciemności, weź mnie za rękę | Pułapka zza grobu | Gdzie jesteś, Amando? | Modlitwy o deszcze | Mila księżycowego światła
Nieraz właśnie takie literówki denerwują bardziej od niedorzecznej treści :p Ale Twoja recenzja jest zachęcająca ;) Ja raczej nie zaczytuję się w kryminałach więc tym razem podziękuję ;) Ale polecę odpowiednim osobom ^^ Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPolecaj, polecaj ;) Pozdrawiam również
UsuńJa z tym panem miałam już dwukrotnie do czynienia. "Wyspa tajemnic" zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie (i książka, i ekranizacja z DiCaprio). Z kolei "Mila księżycowego światła" była (podobnie jak w przypadku książki, którą recenzujesz) czytadłem - kryminalnym czytadłem. :) http://lubimyczytac.pl/ksiazka/51349/wyspa-tajemnic/opinia/1181444 i http://lubimyczytac.pl/ksiazka/94795/mila-ksiezycowego-swiatla/opinia/3214388#opinia3214388
OdpowiedzUsuńSpoiler alert... eh, to oni będą razem? ;]
UsuńW pierwszej kolejności wezmę się za Wyspę tajemnic, ekranizacja była super :)
No faktycznie zaspoilerowałam bezwiednie, ale to tylko dlatego, że z poprzednimi częściami nie miałam do czynienia. Wybaczysz mi? ;) Zaraz coś z tym zrobię...
UsuńNo nie wiem. Bardzo lubię kryminały, ale wydaję mi się, że ten nie do końca przypadnie mi do gustu. Raczej go sobie odpuszczę. Przyznam się szczerze, że mi literówki nie przeszkadzają, ale przecinki, kropki i myślniki w nieodpowiednim miejscu zdecydowanie drażnią. Aż się odechciewa czytać;p
OdpowiedzUsuńDokładnie. Po to jest interpunkcja, by czytający mógł nadać czytaniu rytm, a jak przecinek ktoś źle postawi, to i rytm się gubi. Nie mówiąc o tym, że czasami zmienia znaczenie zdania. Był taki przykład o wartości przecinka. Profesor napisał zdanie bez przecinków: “Woman without her man is nothing” i kazał powstawiać znaki interpunkcyjne tam, gdzie studenci uznają za stosowne. I to wyszło:
UsuńFacet napisał: “Woman, without her man, is nothing.”
Kobieta napisała: “Woman: Without her, man is nothing.”
Przecinki SĄ ważne :)
Tytuł intrygujący, lecz najprawdopodobniej książkę sobie odpuszczę, bowiem ostatnio stwierdziłem, że kryminał nie jest jednym z wielbionych przeze mnie gatunków :P
OdpowiedzUsuńO, proszę :) A jednak ;)
UsuńMartini, to, bardzo, dobry, wybór, a, na, przecinki, nikt, nie, zwraca, uwagi :P
OdpowiedzUsuńKróciutka książka warta opijania/przeczytania. Może kiedyś się skuszę...
Martini, pod warunkiem, że bianco, z limonką ;) Wstrząśnięte, nie mieszane.
UsuńOsz Ty pijaku ;).
OdpowiedzUsuńHaha, literówki - najzabawniejsza część jakiejkolwiek książki, choć "czasem" porządnie wkurzają :P.
Jak domyślam się Bogu ducha winna służąca była grubą rybą w licznych grupach przestępczych ;D?! No to niezła ćwiara...
Miłego dnia!
Melon
"Ćwiara"? O mamo, cóż to za slang :P
UsuńTworzenie neologizmów słowotwórczych to nieodłączna część każdego mojego dnia ;D...
Usuń"neologizm słowotwórczy"... a czy to nie jest masło maślane? ;P To się chyba "pleonazm" nazywa. ;P Wszak neologizm z greckiego: nowe słowo. Tak tylko mówię :P
UsuńWszelkie wąty proszę kierować do mojej nauczycielki od polskiego, jak i podręcznika do języka polskiego, korytarzem w prawo, dziękuję :).
UsuńAle tak na serio to istnieje takie cuś ;D.
"Zobaczyliśmy go z daleka, jak żuł kłąb gumy wielkości kurczaka i wydmuchiwał balony o takiej średnicy, że spychały przechodniów na krawężnik"
OdpowiedzUsuńŚwietny fragment ; ) Nie wiem czy się skuszę bo na ogół nie czytam kryminałów, ale recenzja zachęca ; )
Croco,
czytaj-tu.blogspot.com
To raczej historia sensacyjna, może daj jej szansę ;)
UsuńLiterówki to zło. Czasami potrafią kompletnie zniechęcić do lektury. =/
OdpowiedzUsuńNo, ba. Ale tu nie jest tak najgorzej, zdarza się, ale nie jest to jakąś regułą. Spokojnie można je ignorować :]
UsuńWedług mnie Lehane jest mistrzem gatunku. Jak mało kto potrafi łączyć elementy kryminału, thrillera i dramatu psychologicznego w jedną genialną książkę. Oczywiście nie mówię tego na podstawie jednej książki, ale po przeczytaniu ośmiu na dziewięć wydanych w Polsce powieści. Polecam wszystkim. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiałam trudności z określeniem gatunku i, ostatecznie, określiłam Wypijmy... jako sensację. Są pościgi, jest akcja... Te dziedziny, które wymieniłeś, mają bardzo niewyraźne granice, przenikają się, więc mogę się przychylić do Twojego komentarza. Ale oczywiście nie nazwę Lehana mistrzem gatunku, póki nie poznam reszty jego książek, ale będę mieć to na uwadze ;)
UsuńLehana znam z "Wyspy skazańców", która to bardzo mi się podobała, widziałam też "Gdzie jesteś Amando" na postawie jego książki. W planach mam jeszcze "Rzekę tajemnic" - podobno bardzo dobra powieść.
OdpowiedzUsuńO, rany, chyba będę musiała zrobić maraton z Lehanem, bo coraz więcej tytułów na liście pod jego nazwiskiem ;)
UsuńKurczę, jestem pod wrażeniem. Naprawdę dużo czytasz, zastanawiam się tylko kiedy znajdujesz na to czas:)
OdpowiedzUsuńJa już jestem po trzech książkach z serii, ale właśnie ta pierwsza jak do tej pory podobała mi się najbardziej. Ale bohaterów poznałem najpierw w filmie "Gdzie jesteś Amando?" i to właśnie tam tak mocno ich polubiłem, że zacząłem czytać książki o ich przygodach. W "Wypijmy..." faktycznie trzeba się wkręcić, bo początkowo jest trudno, ale jak już się wejdzie w ten klimat, to dalej idzie szybko. Ale generalnie styl Lehane jest dość prosty i łatwy w czytaniu, dlatego przeczytanie całości nie trwa zbyt długo.
Pozdrawiam
Nie pracuję, nie mam dzieci, więc czas jest :) A na "Gdzie jesteś, Amando" mam chrapkę. Na pewno niebawem dorwę ją w swoje rączki :)
UsuńMasz rację, trzeba się w tej styl wciągnąć, jak pisałam - pierwsze 100 stron to była droga może nie tyle, że przez mękę, ale szło dość opornie. A potem.. przepadłam ;) I krótka ta książeczka, szybko się czyta, więc żal było się poddać. Nie żałuję ;)
Ech, hiperbola - również posiadam tę skłonność do nadmiernego jej stosowania w życiu codziennym, choć może nie w tak zabawnej wersji jak Lehane :)
OdpowiedzUsuńKsiążka ciekawa, może się kiedyś skuszę.
Oj, ja też. Zwłaszcza jak jest mi źle, ale to chyba hipochondria ;)
UsuńAkurat ta część mnie nie ujęła - jest najmniej klimatyczna moim zdaniem. Właściwie jakbym zaczęła od tej części, to nie wiem czy bym się aż tak zachwycała całą serią. :)
OdpowiedzUsuńCytat z gumą balonową jest dobry, oj dobry, rozbawił mnie :-)
OdpowiedzUsuńNie mam większego przekonania do tej książki, szczególnie, że jej pierwsze 100 stron jest skutecznym lekiem na bezseność, ale że trudno mi odmówić
kryminałowi, to jeszcze podumam nad tym.
Oglądałam film na podstawie powieści tego autora, mam na myśli oczywiście "Rzekę tajemnic", ale żadnej jego książki nie czytałam. Kiedyś chciałam zapoznać się z "Rzeką tajemnic", ale niedawno oglądałam ponownie ten film i już tak mi się nie podobał. Choć kreacje aktorskie rzeczywiście świetne, a Sean Penn magnetyzujący... ;D Poza tym zazwyczaj książka czytana po filmie nie robi na mnie wrażenia niestety... Ale może właśnie inna powieść tego autora byłaby dobrym pomysłem?
OdpowiedzUsuńNie rozumiem o co chodzi z tymi błędami w książkach, te literówki itd. Bloggerzy często o tym wspominają w swoich recenzjach - co się dzieje z wydawnictwami, że tak licznie pozwalają przemknąć się błędom? Zastanawia mnie to.
Widzę, że jesteś podatna na sugestie ;P No, koncerny alkoholowe powinny panu Lehane coś odpalić za zachęcanie do picia xP
Jestem podatna na sugestie - najpierw kilku blogerów zachwalało Lehana, więc wzięłam; Lehane kazał pić, więc piłam... Ale często tak mam, jeśli w książce np. piją colę, to i ja mam na colę ochotę... jak palą, to i fajkę odpalam... zawsze mam zachcianki :)
UsuńNa mnie opisy chyba aż tak nie działają. Co innego np. reklamy w telewizji ;) zwłaszcza jakieś apetyczne jedzenie ;)
UsuńTak właściwie to wpadłam tylko na chwilkę, żeby polecić Ci pewną świetną stronę: http://www.trutv.com/library/crime/index.html
Nie wiem czy o niej wiedziałaś i jest po angielsku, ale jest tam dużo informacji na interesujące nas tematy :)
pozdrowionka!
Kiedys widziałam, ale zapomniałam o tej stronie. Dzięki! :D Pobuszuję sobie.
Usuń"Wypijmy, nim zacznie się wojna" to nie jest najlepsza z powieści w cyklu, ale w czołówce się plasuje (po "Gdzie jesteś Amando"). No i jest zdecydowanie najzabawniejsza ze wszystkich. Kolejne książki bardziej przytłaczają swoją atmosferą. Warto czytać po kolei, żeby wczuć się w klimat. Niestety zamykająca cały cykl "Mila księżycowego światła" została napisana jakby na siłę. A w ogóle to Lehane tak naprawdę pokazuje swój kunszt w powieściach spoza cyklu o Kinzie i Gennaro.
OdpowiedzUsuńmam już za sobą kilka książek pana Lehane :) wszystko zaczęło się od "wyspy tajemnic", którą szczerze polecam! książka rewelacyjna :) zaraz potem zabrałam się za resztę jego książek :) i uważam, że autor całkiem dobrze sobie radzi, a jego historie są świetne! :) ta książka jeszcze przede mną i choć opis jej fabuły nie do końca do mnie przemawia, to chyba kiedyś zaryzykuję :)
OdpowiedzUsuńNa "Wyspę tajemnic" od jakiegoś czasu mam nastawiony radar :) Przeczytam na pewno!
Usuń