Fight club /Podziemny Krąg, Chuck Palahniuk
tłumaczenie: Lech Jęczmyk
tytuł oryginału: Fight Club
wydawnictwo: Niebieska Studnia, 2006
ISBN: 9788392151241
liczba stron: 235
„Nie jesteście pięknymi i niepowtarzalnymi płatkami śniegu. Jesteście taką samą gnijącą materią organiczną jak wszyscy inni i my wszyscy jesteśmy częścią tej samej kupy kompostowej. Nasza kultura uczyniła nas wszystkich jednakowymi. Nikt nie jest już naprawdę biały, ani czarny, ani bogaty. Wszyscy chcemy tego samego. Pojedynczo jesteśmy niczym.”
Ciężko mi pisać tę recenzję, gdyż jestem ogromną fanką filmu nakręconego na kanwie tej powieści. "Fight club" Davida Finchera jest dla mnie kultowy, z epickimi rolami Brada Pitta i Edwarda Nortona znajduje się w ścisłej czołówce najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek widziałam. I to mi bardzo przeszkadzało w lekturze, gdyż - znając wiele dialogów filmowych na pamięć - ciągle porównywałam książkę do filmu. Dlatego moja opinia jest co najmniej nieobiektywna, a to, co się dzieje w mojej głowie, idealnie obrazuje rewelacyjny kawałek ze ścieżki dźwiękowej filmu:
"Być może samodoskonalenie nie jest sposobem na życie (...) Być może sposobem na życie jest samodestrukcja"Sądzę, że dla osoby, która filmu nie widziała, ta powieść będzie mordęgą. Jest tu strasznie dużo chaosu, dialogi są porozrzucane, Palahniuk skacze z wątku na wątek w jakimś dziwacznym porządku, a całość istotnie przypomina gotowy scenariusz filmu, którego - jeśli go nie widziałeś - trudno będzie Ci go sobie wyobrazić. Film jest bardzo książce wierny, jest kilka różnic, które jednak łatwo wytłumaczyć - jak choćby moment poznania bohatera z Tylerem Durdenem. Nie przeszkadzało mi to jednak w czytaniu, wręcz przeciwnie - fajne było wyszukiwanie różnic. Ale szczerze mówiąc, sporo tekstów z powieści zostało - jota w jotę - użytych w filmie. Ciekawa jestem, czy Chuck Palahniuk we wszystkich swoich powieściach stosuje podobny styl, jeśli tak, to jego proza z pewnością nie może należeć do łatwych.
„Kupujesz meble. Mówisz sobie, to jest ostatnia kanapa, jakiej będę potrzebował w życiu. Kupujesz kanapę, potem przez parę lat jesteś zadowolony, że cokolwiek będzie się działo złego, masz przynajmniej rozwiązaną sprawę kanapy. Potem idealne łóżko. Zasłony. Dywan. A potem jesteś uwięziony w swoim uroczym gniazdku i stajesz się własnością rzeczy, które kiedyś były twoją własnością.”
"Podziemny krąg" porusza bardzo wiele trudnych życiowych tematów, obnażając naszą konsumpcyjną - jako społeczeństwo - naturę, pościg za kasą i dobrobytem, a przy tym izolację i samotność. Palahniuk rozlicza amerykańską warstwę średnią z materializmu, nadmieniając jednocześnie o dobroczynnym wpływie terapii, ukazując pustkę ludzi mocno dotkniętych przez los, łaknących zrozumienia i ciepła. Przeciwstawia sobie dwie idee - ideę wolności i ideę spętania komercją, przedmiotami; kpi ze złożenia życia w ofierze korporacjom i owczego pędu, którym jest nomen omen pogoń za bogactwem. Tyler stanowi odzwierciedlenie idei wolności, anarchii i chaosu, przy czym udowadnia, że gdy nie masz nic, nie możesz też niczego stracić. Zaś narrator to owoc dzisiejszych czasów, pionek w machinie, uczestnik wyścigu szczurów, który gdzieś po drodze zaprzepaścił swoje marzenia i na poczet marnej egzystencji pozbawił sam siebie wolności.
„Rzeczy, które posiadasz w końcu zaczynają posiadać ciebie.”
Powieść jest napakowana złotymi myślami, które nie przypominają ckliwych aforyzmów rodem ze zbiorków afirmacyjnych, miast tego stanowią bolesne wręcz i brutalnie obnażenie istoty społeczeństwa, które zapomniało jak dotrzeć do drugiego człowieka. Marla stanowi tu niejako symbol upadku, pogrążenia się w nicości, którą sama reprezentuje; degeneracja człowieczeństwa obrazowana zostaje historią człowieka cierpiącego na bezsenność, który w kółko wykonuje te same zadania, zmieniając jedynie miejsce pobytu. Mężczyzna zaczyna chodzić na spotkania terapeutyczne ludzi z rakiem jąder, gdzie wreszcie znajduje ukojenie w płaczu, i nareszcie może zasnąć. Chodzi na spotkania osób dotkniętych chorobami pasożytniczymi, białaczką, rakiem mózgu - i tu poznaje Marlę Singer, palącą papierosy kwintesencję złotego środka między wolnością a niewolą. I ona stanowi punkt, od którego nie ma odwrotu, to od niej wszystko się zaczyna. Narrator pozna Tylera Durdena, faceta zajmującego się przełączaniem szpulek z filmami w kinie, do którego zadzwoni, gdy jego mieszkanie wyleci w powietrze, wraz z meblami z IKEI, ręcznie robioną zastawą i kompletem dziwnych musztard w lodówce. I to z Tylerem Durdenem założą Fight Club.
"Pierwsza zasada klubu walki to nie rozmawiać o klubie walki"
Miejsce, w którym mężczyźni mogą wyżyć swoje frustracje. Księgowy z podbitym okiem, kelner z przestawionym nosem, każdy z tych facetów na co dzień jest kimś innym, zaś podczas spotkań Fight Clubu stają się bogami, herosami. Obijają sobie mordy na poczet lepszego snu, większej wydajności, poprawy samooceny i jakości życia. To właśnie Fight Club sprowadzi na narratora lawinę wydarzeń, które w pewnym momencie ukażą go jako człowieka zupełnie nagiego w sensie metaforycznym, pozbawionego złudzeń, zwierzę w swoim żywiole. Da mu wyzwolenie, a narzędziem ku temu będzie anarchia.
„To była wolność. Utrata całej nadziei była wolnością.”
Tym razem film wyprzedził książkę. Dlaczego więc tak wysoka nota? Z sentymentu, gdyż nieźle się bawiłam podczas czytania, mając przed oczami poszczególne sceny z filmu. A także - gdyby nie książka, nie byłoby filmu. Kojarzy mi się to z wężem zjadającym własny ogon: Znasz film? Przeczytaj książkę. Przeczytałeś książkę? Obejrzyj film. I jedno i drugie wywoła w Tobie uczucia, o które się nie podejrzewałeś, a zakończenie zaszokuje. Określiłabym tę powieść jako spisaną wersję epickiego filmu, gdyby nie to, że to powieść trzyma palmę pierwszeństwa. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ukłonić się w stronę jednego z moich najkochańszych reżyserów - stworzył na kanwie tej powieści istne arcydzieło. Niemniej warto poznać literacki pierwowzór - zwłaszcza, jeśli jesteś fanem obrazu Finchera.
Film uwielbiam! I to zakończenie! Po prostu zwala z nóg. Myślę też, że kiedyś przeczytam również książkę, bo jestem ciekawa czy będzie się bardzo różniła od moich wspomnień z filmu ;)
OdpowiedzUsuńZ torbami przez Ciebie pójdę... ;)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam.
UsuńNie widziałam filmu (sic!), ale zamierzam nadrobić. Uważasz, że lepiej najpierw przeczytać książkę czy obejrzeć film? Bo jakoś bardziej jestem przekonana do tej drugiej opcji. Mimo, że "Podziemnego kręgu" nie znam to cytat "Pierwsza zasada klubu walki to nie rozmawiać o klubie walki" już tak, a to już o czymś świadczy :)
OdpowiedzUsuńTak szczerze? Film. Mam nadzieję że nie dostanie mi się za to od fanów Palahniuka :) Ale po prostu myślę, że książka jest strasznie trudna, jeśli się nie zna filmu. Dezorientująca i totalnie chaotyczna. A to, że film jest arcydziełem, to inna sprawa... ;)
UsuńUlubiony film mojego brata :) Niedawno widziałem, że czytał też książkę. Chyba mu się spodobała :) Teraz czas na mnie, bo również bardzo lubię ten film :)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj, zwłaszcza jak lubisz film :) Zrobi Ci mielonkę z mózgu, ale i tak warto będzie :)
UsuńCzyli w sumie nic się w moim mózgu nie zmieni :P
UsuńAż tak słabo oceniasz swój najważniejszy organ? ;)
UsuńA kto powiedział, że to jest najwazniejszy organ? :P
UsuńCóż, zależy dla kogo ;)
UsuńNasz organizm twierdzi, że to najważniejszy organ - mózg stanowi zaledwie 2 do 3% masy ciała, a konsumuje ponad 20% wdychanego tlenu :P
UsuńO cholera, mój komentarz kojarzy mi się z bezużyteczną wiedzą, którą wyśmiewa jakaś strona na fb... ;)
Mój mózg ma specjalną szufladkę, w której taką bezuzyteczną wiedzę przechowuje :) A i owszem, najważniejszy organ, nie ma to tamto!
UsuńTeż lubię porównywać książkę z filmem, albo odwrotnie. W pierwszej kolejności zdecydowanie obejrzę film (bo dojścia zdecydowanie łatwiejsze), a w wakacje spróbuję znaleźć książkę :) obawiam się może trochę tego zapowiadanego chaosu, ale przecież - do odważnych świat należy.
OdpowiedzUsuńOtóż to :) Mimo wszystko wydaje mi się, że film w pierwszej kolejności, choć z drugiej strony ciekawa jestem, jak bym odebrała książkę, gdybym nie oglądała filmu. Eh, co tam, pewnie i tak by mi się podobała :)
UsuńKsiążki w rękach jeszcze nie miałam, ale film... rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńKsiążka w moich planach jest, oczywiscie, bo podobnie jak Ty, jestem ogromnym fanem filmu. Zresztą, za każdym razem gdy go oglądam, znajduję w nim coś nowego, kolejne elementy które mnie zachwycają. Ale właśnie boję się, że także ciężko będzie mi czytać książkę, bez nieustannego porównywania z filmem. Ale przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńMam tak samo. Za każdym obejrzeniem wychwytuję kolejny świetny cytat, kolejną fajną scenę, i za każdym razem zachwyca tak samo :) Książka jest dobra, wierz mi, po prostu film jest jeszcze lepszy :)
UsuńMuszę raz jeszcze obejrzeć film, bo moja jedyna próba miała swój finisz w okolicach drugiej w nocy, kiedy to z oczami na zapałkach starałam się po prostu dotrwać do końca. =/
OdpowiedzUsuńNa książkę też pewnie przyjdzie czas, ale wyjątkowo - raczej po filmie niż przed. :)
No to koniecznie musisz obejrzeć. Oprócz mordobicia jest sporo powagi, a końcówka powala :)
UsuńWiedziałam! wiedziałam, że skądś to znam! :D zajrzałam do recenzji i pomyślałam "tytuł coś mi mówi! książki nie czytałam, ale film?!hmm..." - po czym zajrzałam na opis filmu i wiedziałam, że skądś znam! :) kiedyś mój mąż go oglądał!... a ja obok tylko jęczałam, że "walą się po tych ryjach! jak to można oglądać?!" :D no cóż... chociaż znajduję u Ciebie prawdziwą kopalnię perełek i co chwilę po nowej recenzji latam do biblioteki, to jednak tym razem się nie skuszę! :D
OdpowiedzUsuńWalenie się po ryjach to tylko... pretekst, Rudzielcu :) W tym filmie jest znacznie więcej, niż tylko bicie. Książkę sobie odpuść, ale film obejrzyj :)
UsuńCzytałabym! Chwila...czego ja bym przez Ciebie nie czytała? Kolejna książka do kolekcji:) A film bym obejrzała nawet i teraz, zaraz, uwielbiam go i to za mało powiedziane. Trudno sobie wyobrazić jak to wszystko obrazuje książka:)
OdpowiedzUsuńE, no chyba "Urojenia" czy "Aniołów śniegu" byś nie czytała :P Ja właśnie dzisiaj po raz chyba 20 będę film oglądać, tak mnie książka nakręciła :)
UsuńOj tam oj tam, głównie wychwytujesz świetne powieści, a później ja wpadam w ich sidła i tonę w zaległościach, więc się tutaj nie wymiguj takimi drobiazgami:P
UsuńSkrzacie w takim razie ciesz się, że nie recenzuję narkotyków :P
UsuńZnam film, książka ciągle jest na liście do przeczytania. Najpierw jeszcze trzeba ją zdobyć:) ale skoro mówisz, że jest trudna i lepiej ze znajomością filmu ją czytać, to najpierw sobie jeszcze film przypomnę:)
OdpowiedzUsuńNa allegro wisi za 20 zł :) A film... cóż, w necie go pełno, chociażby ;)
UsuńFilmu nie widziałam, książki nie czytałam. To zrobię tak, najpierw przeczytam książkę, a potem obejrzę film. Żeby nie mieć takich dystraktorów w trakcie czytania, jakie Ty miałaś ;)
OdpowiedzUsuńChętnie wpadnę na recenzję :)
UsuńNie widziałam filmu i nie czytałam książki. I jakoś mnie do nich nie ciągnie. Może kiedyś... ;)
OdpowiedzUsuńMoże... :) Polecam!
UsuńFilm mogę oglądać w nieskończoność, jest po prostu boski! Dlatego też i po książkę mam zamiar sięgnać, tylko ciągle nie mam kiedy.
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie w takim razie! :)
UsuńHm, nie wydaje mi się aby książka była nie wiadomo jak trudna. Czytałam ją błyskawicznie i lekko, no, ale ja też najpierw obejrzałam film. Trzy razy ;). Uwielbiam. Żadna inna książka Palahniuka nie jest tak dobra jak ten debiut. Film rzeczywiście boski, ale to książka przyprawiła mnie o zawał - to zakończenie! Nie wiem jak mi się to udawało, ale w filmie nigdy to do mnie dotarło. Nie rozumiem, dlaczego xD. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńWłaśnie - ja też czytałam książką po obejrzeniu filmu i po prostu podczas czytania naszła mnie refleksja, że ktoś, kto filmu nie widział, może uznać tę książkę za trudną. Może źle się wyraziłam :) Ale ja czytając miałam przed oczami kolejne sceny z filmu, a bez tego... cóż, można się wgłębić, ale mimo to - jest sporo chaosu :)
UsuńW filmie nie dotarło? O, to dziwne! Ja pamiętam jak pierwszy raz oglądałam, jejku, szczękę z podłogi musiałam zbierać! Potem oglądałam jeszcze kilka razy i zupełnie inaczej się oglądało, wiedząc, co i jak :) A i książkę przez to łatwiej mi się czytało, bo już wiedziałam, kto jest kim i tak dalej :)
"Potępionych" Palahniuka jakiś czas temu wypożyczyłam i nijak nie mogę się za nich zabrać. Musze się w końcu przemóc :) "Fight Club" znam z filmu, który i na mnie zrobił duże wrażenie i szczerze mówiąc po książkę jakoś nie miałam zamiaru sięgać. Chyba wolę poznawać historie, których jeszcze nie znam.
OdpowiedzUsuńTo w takim razie będę wypatrywać recenzji "Potępionych" :)
UsuńOj jego książki naprawdę nie należą do łatwych. Czytałem "Opętanych" i tam dosłownie WSZYSTKO było powaleńczo zagmatwane... ale to nie zmienia faktu, że było fajnie :D.
OdpowiedzUsuńNa "Fight Club" się zamierzałem, jednak jak się dowiedziałem, iż tutaj jest ta sama sytuacja ze spójnością języka to chyba odwlekę to w czasie ;).
Pozdrawiam!
Melon ;)
A film widziałeś?
UsuńNo właśnie nie :D.
UsuńGłupi komentarz nie chce się opublikować tam, gdzie ja tego chcę. =/
OdpowiedzUsuńObejrzę, bo tak podskórnie czuję, że skrzywdziłam ten film oceną.
Jeśli dałaś mniej niż 9/10, to na pewno :P
UsuńOj tam, odrobinkę mniej. :P
UsuńCzyli tak, najpierw film, potem książka? :) Taki ze mnie miłośnik kina, a Fight Clubu nie widziałem - choć oceny i sława filmu zachęcają, to jakoś nigdy za mocno nie ciągnęło mnie do seansu ;-)
OdpowiedzUsuńNO WIESZ!?! Kto jak kto, ale TY powinieneś ten film znać! Już już, nadrabiać zaległości, prędziutko! :)
UsuńKoleżanka już od dłuższego czasu próbuje mi wcisnąć w łapy tę powieść, ale ja dzielnie się bronię. Myślę jednak, że wkrótce dam się skusić ;).
OdpowiedzUsuńDaj się skusić :)
UsuńKsiążki nie czytałem, niestety. Film za to widziałem trzy razy i za każdym razem jest intrygujący i wciągający. Historia w nim opowiedziana jest genialna. A Pitt i Norton pokazali klasę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
O tak! Nie wyobrażam sobie lepszej obsady.
UsuńFilm to, jak piszesz, klasyka :) Jednak udało mi się obejrzeć go tylko RAZ! Choć, za co należą się wielkie gratulacje twórcą, wciąż całkiem nieźle go pamiętam. Książka leży gdzieś na dysku i czeka na lepsze czasy. W sumie nie wiem czy one jednak nastąpią ;) Pewnie i tak nie przeczytam :P
OdpowiedzUsuńFilm mogłabym oglądać codziennie, i za każdym razem będę się jarać :) A książka.. do przeczytania na raz, choć sporo cytatów można sobie zaznaczyć i do nich wrócić, bo złotych myśli jest sporo.
UsuńPrzyznam się szczerze, że nie oglądałam filmu ani nie czytałam książki. Tradycyjnie wolałabym najpierw zajrzeć do książki.
OdpowiedzUsuńAni nie cyztalam, ani nie oglądałam, ale musze to koniecznie nadrobić: najpierw ksiazka, potem film :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam, ale chyba nawet nie powinnam się do tego przyznawać ;) Mówisz, że książka chaotyczna? Jeszcze nie załapię, o co biega i poczuję się zniechęcona. To w takim razie bardziej jestem za filmem, a potem ewentualnie sięgnę po wersję papierową.
OdpowiedzUsuńE, załapać to załapiesz, ale po chwili :) Trzeba się wdrążyć się w tą książkę, bo nie ma klasycznego wprowadzenia w temat, tylko jest od razu z grubej rury :) Ale i ten chaos da się jakoś ogarnąć :) Ale myślę, że dla łatwiejszego odbioru książki wskazane jest obejrzenie filmu :)
UsuńMi książka bardzo się podobała, zaczytywałam się w niej, póki nie oblałam jej kawą i nie musiałam oddać koledze, który mi ją pożyczył. Doskonale rozumiałam wyrzut w jego oczach - książki takiej jak "Fight Club" się nie niszczy...
OdpowiedzUsuńPoznałam sowę, ale "Klaudia", hmm chwilę musiałam podumać, czy to Clover, czy nie Clover :) Oj, wylać kawę na KSIĄŻKĘ?! Niedobra Sowa! :)
UsuńTytuł książki brzmi znajomo, ale chyba nie czytałam. Słyszałam jednak o filmowej wersji tej historii, która podobno jest całkiem dobra. Muszę zatem poznać koniecznie fabułę "Fight Club".
OdpowiedzUsuńEkhm, nie całkiem dobra, tylko doskonała :P
UsuńO filmie słyszałam, ale odnosiłam się do niego niechętnie - myślałam, że to pełne przemocy, niezrozumiałe coś (przepraszam, ale zdarza mi się oceniać filmy powierzchownie ;) ). Dlatego lubię, gdy ktoś mówi o swoich wrażeniach, o tym, jak film zrozumiał itd., bo ja nie wszystko widziałam, nie wszystko sama zrozumiem, a tak zmienia się moje spojrzenie i wiem, że film ten może okazać się wart uwagi :) bo na książkę na razie się nie zdecyduję ;)
OdpowiedzUsuńNie, masz rację. Jest tu sporo mordobicia i bezsensownej przemocy, ale ona wynika raczej z chęci wyładowania się. Ale tak prawdę mówiąc samo bicie nie jest tu na pierwszym planie, ono.. raczej pełni rolę pewnego zapalnika, to przez fight club sprawy się mocno zakręcą :) Nie chcę Ci zepsuć seansu spoilerami, ale to trzeba koniecznie zobaczyć. Nawet jak Ci się nie spodoba, to i tak będziesz wiedziała, o co tyle szumu :)
UsuńO! Film wyprzedził książkę! Nie często to się zdarza, aż jestem ciekawa książki (do tej pory obejrzałam tylko film).
OdpowiedzUsuń