Gdzie mól i rdza, Paweł Pollak
wydawnictwo: Oficynka, 2012
ISBN: 978-83-62465-35-4
liczba stron: 381
"Zaprawdę powiadam wam, nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą..."
Dzięki uprzejmości serwisu Zbrodnia w Bibliotece i wydawnictwa Oficynka stałam się posiadaczką między innymi powieści Pawła Pollaka "Gdzie mól i rdza" oraz "Kanalii". Zabrałam się za pierwszy tytuł z pewną, mówiąc szczerze, pobłażliwością, i... wsiąkłam. Kompletnie! Wcześniej moim niepodważalnym argumentem przeciw polskim kryminałom był brak wiarygodności: opisanych historii, brawurowych akcji policyjnych, wybitnych seryjnych morderców i niezwykłych metod śledczych. U Pawła Pollaka dostałam zaś całkowicie wiarygodną historię z wiarygodnymi policjantami, z niezbyt wybitnym seryjnym mordercą i z metodami śledczymi, które tylko wywołują refleksję: oto Polska właśnie!
Akcja powieści dzieje się we Wrocławiu, gdzie mieszka i pracuje komisarz Marek Przygodny, facet z problemami małżeńskimi i zapałem do pracy. Nie jest niewiarygodnie błyskotliwym Sherlockiem Holmesem, wysportowanym niczym Jason Statham i sprytnym niczym James Bond gliną. To zwyczajny policjant, który korzysta z tego, co natura dała. Jego współpracownicy też nie są jakimiś alfami, zwłaszcza Wójcik i Wojtkiewicz (uwielbiam ich!), którzy są raczej niezbyt lotni i bardziej kojarzą się z posterunkowym Arniem z popularnego polskiego sitcomu, niż z komisarzem Zawadą (z innego popularnego polskiego serialu). A zbrodnie? Cóż, emeryci nie tyle padają we Wrocławiu jak muchy, co są mordowani. Trzy trupy, zero poszlak, jeden podejrzany z niepodważalnym alibi. I nie wiadomo, jak sprawę ugryźć...
Podoba mi się w tej powieści prawie wszystko. Namacalni bohaterowie - to raz. Nawet seksistowski Don Juan w osobie Kuriaty, miejscowego dziennikarza, jest dość prawdziwy. Śledztwo, to dwa - nie mamy tu metod jak w CSI (tak, kolejne skojarzenie serialowe, cóż poradzić?), nie mamy super-ekstra baz danych, które po dwóch sekundach na podstawie pyłku spod szafy powiedzą nam, gdzie mieszka zabójca (z adresem, telefonem i numerem kołnierzyka), nie mamy olbrzymich laboratoriów i speców-patologów, którzy po rzuceniu okiem na zwłoki określą czas zgonu co do mikrosekundy. Za to dziękuję panu Pollakowi, że jego wyobraźnia nie wymknęła się gdzieś w rejony fantastyki naukowej, tylko została tu, na naszym skromnym podwórku.
"...regulamin w polskich służbach to papier mający status o tyle wyższy od toaletowego, że wiesza się go na ścianie, a nie podciera sobie nim tyłek. Przynajmniej nie dosłownie"
Trzeci, ogromny plus, to niebanalny humor. Sporo tu dowcipu, ironii, sporo też błyskotliwości. Nie brak też licznych odniesień do popkultury czy do historii miasta Wrocławia, co zwłaszcza tam mieszkającym może się bardzo podobać.
"- Stawiał opór, panie komisarzu - usprawiedliwił się Wójcik.- Właśnie - potwierdził Wojtkiewicz.
- Nie chcieliśmy go bić, tylko przytrzymać, ale się szarpał. Znaczy się, agresywny był - tłumaczył Wójcik.
- Właśnie - zawtórował Wojtkiewicz.
-No i jak go przytrzymywałem, omskła mi się ręka i zahaczyła mu o fizjonomię. No i poleciał na ryj, to jest, znaczy się, na pysk, chciałem powiedzieć, i kolega chciał go złapać, i tak nieszczęśliwie wyciągnął rękę, że podejrzany się nadział.
- Właśnie."
Jestem bardzo mile zaskoczona i na pewno ta powieść nie będzie ostatnią tego autora, jaką przeczytam, i choć się facet rozpisuje czasem o dupie Maryni, to i to jest przyjemne, gdyż cała powieść nie skupia się tylko na makabrycznych zwłokach, ale i na sprawach pobocznych. Wątek obyczajowy jest tu porządnie zrealizowany, wplątane są przemyślenia dotyczące religii, polityki, miłości, przyjaźni; w niebanalny sposób Pollak przedstawił rozterki osobiste policjantów i dziennikarza, przez co po przeczytaniu powieści mam wrażenie, że wszyscy to moi dobrzy kumple. Kumple, bo nie ma tu żadnej dominującej żeńskiej postaci, a te, które się pojawiają - liczne praktykantki Kuriaty, żona Przygodnego - stanowią tylko delikatne urozmaicenie. Z jednej strony szkoda, z drugiej - to też jakaś innowacja, nie?
Reasumując - jeśli szukacie niebanalnego kryminału, w którym nie ma makabry, hektolitrów krwi i rozpryskanych flaków, a jest za to porządne tło obyczajowe i wiarygodne śledztwo - sięgnijcie po tę powieść.
To ja polecam Ci książki Wiktora Hagena na przykład. Mamy masę dobrych polskich kryminałów w niczym nie ustępujących zagranicznym.
OdpowiedzUsuńDzięki za cynk :)
UsuńJa dałam tej książce najwyższą ocenę, bo zasługuje na to bez wątpienia.
OdpowiedzUsuńO, wszystko to, co w kryminałach lubię, a przede wszystkim właśnie wiarygodność i wątki obyczajowe (często jedno ma ścisły związek z drugim). Chętnie przeczytam, nawet jeśli to polski autor - do chwili obecnej miałem już kilka przygód z rodzimym kryminałem, wszystkie raczej negatywne, być może Pollakowi uda się to zmienić ;-)
OdpowiedzUsuńJa też miałam sporo kiepskich spotkać z polskimi kryminałami, ale też kilka bardzo dobrych - choćby z Piotrem Głuchowskim i jego "Umarli tańczą" albo z Kasią Bondą. Nie ma co się uprzedzać, jak widać Polacy też potrafią :)
UsuńŚwietna zachęta. Mimo, że kryminałów czytam mało to ten z chęcią bym przeczytała.)
OdpowiedzUsuńPowinien Ci się spodobać :)
UsuńCzytałem te dwie książki Pana Pollaka i rzeczywiście nie ma na co narzekać, mam podobną opinię:) Polacy też umieją kryminały pisać i to jest jeden z przykładów:)
OdpowiedzUsuń"Kanalia" jeszcze przede mną, i z wielką ochotą przeczytam :)
Usuń"(...)zahaczyła mu o fizjonomię." - hehe dobre :) Chętnie poznam tę książkę skoro Ty, znawczyni tego gatunku twierdzisz, że jest dobra. :)
OdpowiedzUsuńNo, nie przesadzajmy, ale książka jest w porząsiu :)
UsuńPrzeczytam na pewno, bo po "Kanalii" tegoż autora nabrałam ochoty na kolejne jego powieści :).
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę w zeszłym roku i nie do końca mi się podobała, aczkolwiek pamiętam, że miałam ubaw przy dialogach Wójcika z Wojtkiewiczem :)
OdpowiedzUsuńDobrym polskim kryminałem, który naprawdę mi się podobał, była książka "Schodząc ze ścieżki". Jeśli jej jeszcze nie czytałaś, to polecam :)
Nie czytałam, rozejrzę się :)
UsuńOficynka proponowała mi do recenzji "Kanalię", ale jakoś wolałam Murdocha. Może, jak uporam się już z tym cyklem, to sięgnę po obie książki Pollaka ;) Humor w kryminale to, to co lubię. Nie wspominając już o ironii. :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że prawidłowy zwrot to pisać/gadać "o dupie Maryni", a nie "dupie Maryny". Sorry za dygresję. ;)
Oj, chyba masz rację. Dzięki za czujność :)
UsuńPasowałoby zabrać się za twórczość Pollaka.
OdpowiedzUsuńAleż mnie zachęciłaś swoją recenzją, ta książka to coś 100% dla mnie. Uwielbiam realistyczne kryminały bez makabry z tłem obyczajowym :)
OdpowiedzUsuńO proszę, brzmi całkiem przyzwoicie :) Raczej dość niepewnie podchodzę do polskich kryminałów z bardzo podobnych względów, które wymieniasz na początku, ale dam szansę Pollakowi. Ufam Twojej opinii, więc mogę śmiało zaryzykować :)
OdpowiedzUsuńO tak, możesz mi zaufać :)
UsuńA ja ostatnio bardzo nacięłam się na polskie kryminały. Szczególnie odradzam twórczość Konstantyna Klona. Co do powyższej książki, mimo iż ją ładnie zachęcasz, nie potrafię się przemóc.
OdpowiedzUsuńOk, zapamiętam. Ja miałam podobnie z "Urojeniem" Koryla. A ja Ci mówię: przemóż się :) Warto, serio.
UsuńPollak jest całkiem niezły, wprawdzie miałam tu niejakie zastrzeżenia do intrygi, ale wykonanie bardzo przyzwoite, niemal nie ma się do czego przyczepić. Namiętnie tropię polskie dobre kryminały i ten zdecydowanie należy do lepszych (Głuchowski zresztą też okazał się świetny - w lecie wychodzi kontynuacja, wiedziałaś?...).
OdpowiedzUsuńDlatego napisałam, że podobało mi się w powieści prawie wszystko :) Podejrzewam, że mamy podobne zastrzeżenia ;)
UsuńNie wiedziałam! Super, bo powieść "Umarli tańczą" mi się wyjątkowo podobała.
Tytuł tej książki obił mi się kiedyś o uszy, jednakże nie miałam okazji czytać żadnej ksiązki tego autora. Ale chyba powinnam to zmienić :) Twoja recenzja zachęca.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o tym panu. Ale nie powiem, brzmi ciekawie. Zwłaszcza ten humor mnie przekonuje. Przytoczony przez Ciebie dialog jest świetny! =D
OdpowiedzUsuńJest ich nieco więcej ;) Rzeczywiście Wójcik i Wojtkiewicz są parą stereotypowych policjantów- półgłówków :)
UsuńSuper się zapowiada :) Lubię polskie zaskoczenia i to pozytywne, szczególnie, jeżeli chodzi o kryminały :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie. Ja wolę więcej makabry i hektolitrów krwi :D. Chociaż w "Domu krwi" to się nie sprawdziło, może więc warto by było, żeby po to sięgnął :P.
OdpowiedzUsuńWnerwia mnie to, że na okładce tej książki, jak i "Geniusza" Mastertona jest ta sama połówka łba jakiegoś gościa z wąsami... Co ci projektanci robią ja się pytam... Kopiuj, wklej ;)!?
Spokojnej nocy!
Melon
O, sprawdziłam w googlach - rzeczywiście!!! Ale wiesz, Snowflake, nie ocenia się książki po okładce... :)
UsuńNiestety mi tego nie wmówisz :D. Choćbyś nawet wbijała mi to do łba młotem do rogue'a, jakim posługiwał się Johnny Torrance :P.
UsuńNiereformowalny... ;)
Usuńkryminaly uwielbiam, wiec i tym nie pogardze.
OdpowiedzUsuńCo prawda polskich powieści, nie tylko kryminalnych, czytam dość mało, ale szczególnie wśród współczesnych pisarzy bardzo często spotykam się z tym brakiem wiarygodności. I nieraz to potrafi zirytować. Ale są wyjątki. Często takie książki nadrabiają innymi zaletami, ale mimo wszystko, to rzuca się w oczy. Tak więc w pełni wiarygodny kryminał to coś z pewnością wartego i godnego przeczytania. Oczywiście lista długa i szeroka, na razie kończę wreszcie Ketchuma, ale kto wie, może kiedyś znajdzie się czas i na tę powieść.
OdpowiedzUsuńKetchuma kończysz, więc wpadnę na recenzję :) Choć nie ukrywam, że zaczęły się prace w ogrodzie i mam szalenie mało czasu na łażenie po blogach, co mam nadzieję zostanie mi wybaczone :)
UsuńAno, sam wiem coś o tym braku czasu :) Nie śledzę na bieżąco, kilka dni się nazbiera, a potem trzeba wszystkich hurtowo obsłużyć :D Ale niestety lub stety - wiosna :D
Usuń