Przypadek Morrowa, Tomasz J. Graczykowski
"Nowe książki. Wiesz przecież, że naprawdę rzadko zdarzy się wśród nich taka, która przypadnie nam do gustu. Wolę już szperać w antykwariatach i bibliotekach niż na półkach z nowościami"
Stephen King kiedyś powiedział, że debiut to zwykle najbardziej autobiograficzna powieść autora. Pamiętam, że przy okazji recenzowania debiutanckiej powieści Jo Nesbo (Człowiek-nietoperz) również o tym napomknęłam. Bo kim jest debiutant? To marzyciel, w głowie którego tłoczą się pomysły, przepychają się, próbują dojść do głosu. Jak dziecko, które nie może się doczekać, aż otworzy prezent, tak niedoświadczony pisarz nie może się doczekać, aż przeleje nagromadzone w głowie historie na papier. Jednocześnie pragnie wyrzucić z siebie swoje pragnienia, przemyślenia, wartości; raz na zawsze rozliczyć się z czytelnikami ze swojego światopoglądu, by potem - podczas tworzenia kolejnych dzieł - móc już uciszyć głosy w swojej głowie i wysłuchać tylko jednego na raz. Podobną tezę wysnuła Kasia Bonda w swoich filmach o powieściopisarstwie. Według niej debiut to zwykle powieść, którą każdy obdarzony genem gawędziarza w sobie nosi. I jej napisanie wychodzi niemalże automatycznie, człowiek pozbywa się nagromadzonych przez lata myśli w sposób niezwykle naturalny, by z czystym umysłem przystąpić do rozwoju swojej kariery poprzez kolejne książki.
Niezależnie jednak od tego, czy "Przypadek Morrowa" został przez Graczykowskiego napisany jako pierwszy, czy kolejny, został wydany jako debiut - i niosąc tę palmę pierwszeństwa wytycza również autorowi dalszą drogę. A ta dalsza droga powinna być jak najdłuższa, gdyż Tomek Graczykowski talent ma i niewątpliwie nie powinien na tej jednej powieści poprzestać. Oczywiście, "Przypadek Morrowa" ma w sobie kilka baboli, kilka błędów, a styl autora nie jest jeszcze wyszlifowany, jednak bezsprzecznie styl ten winien być gładzony, ćwiczony i każde doświadczenie przybliży autora do tego, by wydać kiedyś absolutne opus magnum. Usilnie w to wierzę i mam nadzieję, że ta wiara nie okaże się złudna.
"Przypadek Morrowa" to historia chłopaka, Thomasa Morrowa (i już imię głównego bohatera coś nam sugeruje, prawda?;)), adoptowanego syna zapijaczonego, acz cenionego pisarza i brat Susan, chorującej na rzadką przypadłość dziewczyny, która także pisze powieści. Cała ta rodzina, w której pisarstwo jest chlebem powszednim, przywodzi mi na myśl rodzinę Kingów. U Stephena jednak nie ma takiego członka rodziny, dla którego światło w jakiejkolwiek formie stanowiłoby zagrożenie. Bo czy można sobie w ogóle wyobrazić życie w ciemnościach? Kto nie potrafi, niech obejrzy film "Inni". "Susan od urodzenia skazana była na trwanie w ciemności", a wraz z nią członkowie jej rodziny. Ta trójka, żyjąca pod jednym dachem, żyje oddzielnie, acz egzystując obok siebie; w rezultacie życie Toma, jego ojca i Susan biegnie równolegle, choć dla każdej z osób samotnie.
Akcja powieści dzieje się w małym, amerykańskim miasteczku Mastern. Pewnego wieczoru Thomas spotyka za swoim domem ranną dziewczynę. Kobieta jest cała we krwi i ostatkiem sił zwraca się do Toma słowami Pomóż mi. Chłopak niewiele myśląc rzuca się do telefonu, zawiadamia władze i wychodzi przed dom, by czekać na przyjazd karetki. W międzyczasie dziewczyna umiera, a tuż przed pojawieniem się szeryfa... znika.
Kilka dni później Thomas wciąż nie potrafi wyrzucić z głowy wspomnienia martwej kobiety. Próbuje sobie racjonalnie wytłumaczyć jej zniknięcie, ale żadne wyjaśnienie nie jest wystarczające; pomimo kpin ze strony przyjaciół jego myśli wciąż uparcie krążą wokół denatki. Pewnego dnia na łóżku zastaje krótką, anonimową notatkę... I od tej pory jego dotychczas ułożone życie zmieni się w koszmar. Nieznany prześladowca zacznie bawić się z Thomasem w psychopatyczną gierkę, w której stawką może być nawet życie Susan. Będzie nim manipulował, wykorzystując do swoich celów jedyną istotę, dla której Thomas mógłby poświęcić nawet swoje własne życie. A w międzyczasie Martin, przyjaciel Toma, zdobędzie rzadki rękopis, który okaże się pamiętnikiem nieschwytanego nigdy sadystycznego mordercy... Czy te sprawy się ze sobą łączą? Czy uda się Tomowi umknąć prześladowcy?
Zdjęcie pod tytułem postu jest poniekąd przekorną odpowiedzią na historię opowiedzianą w powieści, w której ciemność i mrok to codzienna rzeczywistość. Czytając powieść na balkonie, prażąc się w upalnym majowym słońcu nie mogłam nie zauważyć kontrastu między mną a powieściową Susan. Aby być jednak zupełnie uczciwą względem Was i samej siebie muszę powiedzieć, że "Przypadek Morrowa" ma kilka wad, co jest zresztą nieuniknione. Czytałam z przyjemnością, nie ukrywam, choć zdarzały się słabsze momenty i potknięcia, to w ogólnym rozrachunku powieść jest dobra. Jednak w moim odczuciu wątek tajemnicy, gierka anonimowego psychopaty, strach Thomasa i poszczególne, tragiczne wydarzenia to tylko tło, nieco momentami naiwnie skonstruowane i z paroma lukami w fabule. Kilka spraw zostało zbagatelizowanych, pojawiły się też błędy logiczne. Styl, dość lakoniczny, liczne powtórzenia, urywane zdania - to zaś elementy, które jak najprędzej radzę autorowi doszlifować. Niemniej są tu także plusy - przede wszystkim dość swobodna narracja, wciągająca i prowadzona dość prostym, przystępnym językiem; ciekawa intryga i jeszcze ciekawsze rozwiązanie zagadki, a także umiejętne wplecenie zjawisk popkulturowych sprawiają, że powieść czyta się szybko i lekko. Ta niezwykła lekkość wprowadza czytelnika w stan napięcia, nie pozwala odłożyć książki na bok, tylko wymaga od niego koncentracji; nastrój powieści jest zaś mroczny i niepojący. Ja tę powieść odczytałam jako pean ku powieściopisarstwu, hołd ku mistrzom pióra (nie tylko poprzez liczne wtrącenia o słynnych autorach), a także jako osobiste przelanie na papier obrazu świata jeszcze zagubionego, młodego pisarza.
Między wierszami poznajemy poglądy autora na wiele spraw: muzykę, subkultury, przemoc, związki, miłość; te wszystkie elementy tworzą razem wielowątkową, wielopłaszczyznową powieść z dość, przyznaję, zaskakującym finałem. Mocno eksploatowany motyw zemsty jest tutaj całkiem przyzwoicie wprowadzony, w efekcie rzeczywiście dając czytelnikowi do myślenia.
Zobaczcie sami, jak rodzi się - mam nadzieję - wyśmienity autor. Jednak bądźcie nieco pobłażliwi, to wszak tylko, i zarazem, aż - debiut. I to debiut obiecujący.
Za powieść serdecznie dziękuję Tomkowi Graczykowskiemu, przy okazji zastrzegając, iż fakt udostępnienia mi powieści przez autora za pośrednictwem wydawnictwa Novae Res nie wpłynął na moją ocenę.
__________________________________________________
wydawnictwo: Novae Res, 2012
ISBN: 978-83-7722-387-1
liczba stron: 320
Nie jestem aż tak przekonana do tej pozycji, aczkolwiek sądzę, iż jeśli wpadłaby mi w ręce, przeczytałabym ją.
OdpowiedzUsuńTo dobry kierunek :)
UsuńNo cóż. Czemu by nie. Zapowiada się ciekawie mimo tych niedociągnięć. Nie ma powieści doskonałych. No może są, ale bardzo mało. Już sama okładka mnie zaintrygowała do tego stopnia, że jest na mojej liście książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jest jedna powieść doskonała: http://www.empik.com/wszystko-co-mezczyzni-wiedza-o-kobietach-francis-alan,345119,ksiazka-p
Usuń;))))
Cieszę się!
Na razie sobie tę książkę odpuszczę. Może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńCoś ostatnio szalejesz z tymi polskimi autorami :) W dodatku znów nazwisko godne uwagi. Póki co szykuje się do skoku na Pawła Pollaka, jak mi podejdzie, to spróbuje i Graczykowskiego :D Na debiuty zawsze spoglądam łaskawszym wzrokiem (kurczę, zadziwiająca ta moja wyrozumiałość) :D
OdpowiedzUsuńOj rzeczywiście, kto jak kto ale Ty i wyrozumiałość do książek? Bitch, please! ;) Do tej pory nie rozgryzłam do końca Twojego systemu oceniania :P Ale fajnie, że będziesz miał oczy otwarte ;)
UsuńTo dobrze, bo ja też nie ;)
UsuńKsiążkę Pollaka już nawet mam. Ciekawe kiedy ją przeczytam, bo w tym miesiącu znów puściły mi hamulce i ciągle kupuje coś nowego. W maju złożyłem już m.in. dwa zamówienia na Znak.com.pl. Te ich promocję (np. 4 książki z rabatem -50%) są obłędne :)
Z książkami masz jak widać tak, jak ja z butami. A promocje w księgarniach to zło, ja tam już przestałam patrzeć ;) Mój portfel i tak już przymiera głodem.
UsuńHmm, najpierw muszę się rozprawić z Pollakiem, później byc może przyjdzie czas też na Graczykowskiego. Faktycznie facet zapowiada się całkiem nieźle.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKsiążka w scenerii wiosennej, uroczo! Mm Paulinko, czyżbyś dotleniała się fajeczkami na świeżym powietrzu? Recenzja interesująca, ale jakoś nie ciągnie mnie do przeczytania tego kryminału:) Może kiedy indziej...
Tak, fajeczki i ja - duet stały i niezmienny :) Agnieszko, nie da rady wszystkiego przeczytać, więc rozumiem i pozdrawiam :)
Usuń
UsuńKiedyś też przez moment paliłam, ale na szczęście jakoś mnie nie wciągnęło:)))
Wiem Paulinko, że nie da rady wielu fantastycznych książek przeczytać i ubolewam nad tym niezmiernie!
Szczęściara. Masz ładną cerę, nie śmierdzisz i masz więcej pieniędzy w portfelu. Fajki to zło dla ciała, duszy i kieszeni, ale wciągają niesamowicie.
UsuńKurcze, fantastyczne zdanie u ciebie znalazłam, że ,,debiut to zwykle najbardziej autobiograficzna powieść autora''. Tak, to jest właśnie prawda. Ostatnio broniłam debiutów, bo wiele osób twierdzi, że nie warto je czytać. Ja myślę zgoła inaczej.
OdpowiedzUsuńCo do powyższej pozycji brzmi niezwykle obiecująco, ale podobnie jak Piotrek i luckyluke chce zrobić skok na Pollaka i jego ,,Kanalię'' :-)
Przypatrywałam się tej debacie u Ciebie Cyrysiu :) Więc wiem, co masz na myśli. Każdy od czegoś zaczyna, a zamykanie się na debiuty to pozbawienie siebie samego świetnej czasami książki. Pozdrawiam :)
UsuńNie widziałam tej książki ;3
OdpowiedzUsuńAle recenzja jest dobra ;**
Zapraszam : www.everyday-smart.blogspot.com
Zgadzam się z przedmówczynią, ale zapraszam na soy-como-el-viento-i-tak-dalej. :P
Usuń;**
:P
Jako, że ostatnio coraz baczniej przypatruję się okładkom, to zacznę od tego, że jest na swój sposób przyciągająca. I fascynująca. A co do treści, to mimo niedociągnięć i tak zdołałam się nią zainteresować. W końcu jak sama piszesz, to debiut, a debiutom wybacza się więcej.
Nie znałam wcześniej tej opinii Kinga o debiutach. Bardzo trafna!
Pfff hahaha :P Złośliwcu Ty jeden :P
UsuńOkładka jest fajowa, błyszczy się! Cała calusieńka.
King o tym pisał w "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" ;)
(swoją drogą ciekawe, skoro jego debiutem była "Carrie" (poza opowiadaniami), historia o nastolatce rozpoczynająca się sceną w której główna bohaterka dostaje pierwszej miesiączki... Oj, ściemnia ten nasz Stephen ;))
Nie do końca mnie przekonuje fabuła książki: te gierki sadystycznego mordercy... Zwykle nie patrzę czy to debiut autora czy kolejna książka, aczkolwiek ostatnio zaczęłam na to patrzeć i faktycznie pojawiają się elementy autobiograficzne w debiutach książkowych, masz rację. :)
OdpowiedzUsuńTo Stephen King, mój dziadek po nazwisku i imieniu nawet, ma rację ;) Ja się z nim jedynie zgadzam ;)
UsuńTak zachwalasz, że ciężko się oprzeć;)
OdpowiedzUsuńTo może pracy w handlu winnam szukać? ;)
UsuńZnajomy kiedyś mówił, że handluje działkami, ale z niewiadomych mi względów kazał nikomu nie powtarzać :D Nie rozumiem co takiego wstydliwego moze być w sprzedawaniu ziemi? :D
Usuń;D suche :P
Usuń;*
UsuńKolejny raz muszę Cię pochwalić za zdjęcie - jesteś dla mnie inspiracją i jaki masz ładny widok za oknem!
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Dzięki. Za oknem mam obrośnięty staw, zwany wylęgarnią komarów. I puszczę białowieską tuż obok :) Poza komarami, jest znośnie ;)
UsuńPoziom mojej zazdrości minimalnie opadł gdy wspomniałaś o tych krwiopijczych komarach. Wczorajszy wieczór spędziłam na działce i teraz nie mogę przestać się drapać ;) Mimo wszystko i tak zazdroszczę takich pięknych okoliczności przyrody - szczególnie na książkowe sesje fotograficzne.
Usuńkolodynska.pl
Te wampiry to horror, tną strasznie, więc rzeczywiście nie ma czego zazdrościć. Ale zimą jelenie podchodzą pod dom, i zające ;) Więc jest równowaga ;)
UsuńPodobają mi się te fotki, które ostatnio dodajesz, a za oknem to chyba mamy podobny widok :)
OdpowiedzUsuńCo do książki, to tym razem czuję umiarkowane zainteresowanie. Nie mówię książce nie, ale najpierw chciałabym zapoznać się z kryminałami Pollaka. Jeśli chodzi o debiuty, to nie uważam, że nie warto ich czytać - wręcz przeciwnie, wśród debiutów można znaleźć perełki :)
Otóż to ;)
UsuńCzytałam jedną recenzję tej książki, która wytykała powieści same błędy i ostrzegała, żeby nie czytać, bo to kiepska historia i kiepskie wykonanie. Ty piszesz inaczej i nie ukrywam, że jak po tamtej opinii nie miałam w ogóle ochoty sięgać po "Przypadek Morrowa" tak teraz mam już wątpliwości. Chyba jednak powinnam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie.
OdpowiedzUsuńWniosek? Nie ma co się sugerować opiniami innych, trzeba przeczytać samemu i ocenić ;)
Usuńw momencie kiedy pojawiają się dwie skrajne to oczywiście, że tak :)
UsuńWidzę, że Wydawnictwo Novae Res promuje mnóstwo polskich autorów i bardzo dobrze. Do książki chętnie bym zajrzała, gdyż lubię odkrywać nowych pisarzy z naszego kraju. Poza tym fabuła jest dość interesująca.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to ;)
UsuńGdyby tę książkę napisał zagraniczny autor, pewnie bym nie sięgnęła, jednak jeśli Polak to z chęcią przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńA czemu nie, gdyby zagraniczny? Treść byłaby ta sama przecie ;)
UsuńNie znam tej książki, ale w sumie recenzja brzmi ciekawie, więc czemu nie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
No właśnie, czemu nie?;)
UsuńA ja odwrotnie. Wolę, gdy autor wie o czym pisze, czyli powieść napisana przez Amerykanina niech się rozgrywa w Ameryce, a przez Polaka w Polsce. Można się dużo ciekawych rzeczy dowiedzieć z tła; o mentalności, i wyobrażeniach o sobie samych mieszkańców różnych miejsc, o innych interesujących detalach. Najczęściej nie są zafałszowane, gdyż autor z reguły nie przykłada do nich wagi, jako do rzeczy z definicji drugoplanowej, koncentrując się na fabule i rzeczach związanych z postaciami oraz przebiegiem akcji. Oczywiście jedni są lepszymi obserwatorami, inni gorszymi. Diabeł tkwi w szczegółach, a ja uwielbiam tego diabła :)
OdpowiedzUsuńTak, muszę się zgodzić. Jeśli autor już przenosi akcję w inny teren, niż swoje własne podwórko, powinien znacznie bardziej się postarać - po prostu, by opowieść była wiarygodna, autor musi poświęcić tłu znacznie więcej czasu i uwagi, niż by to wymagało pisanie o miejscu, które zna. Ja też, nie ukrywam, za tym diabłem przepadam ;)
UsuńNo nareszcie się rozpisałaś troszkę dłużej :D.
OdpowiedzUsuńNie kryję tego, iż zawiodłem się na Tobie, Paulina... No jeszcze mogę zrozumieć przepiękną zieloność w tle... mogę zrozumieć śliczne bieluśkie okularki... mogę zrozumieć fantastyczny urywek donicy z prawej... mogę zrozumieć cudowną okładkę książki... ale nie mogę pojąć jak Viceroy'e i zielona zapalniczka znalazły swoje miejsce na zdjęciu :D. No wiesz co? Żeby tak reklamować palenie wśród społeczeństwa? Wstydź się, wstydź, bo masz czego :P.
Pozdrawiam!
Melon
PS: Jbc. piękne zdjęcie... a papieroski i zapalniczka idealnie pasują :). Nie słuchaj tego Pana nad "Pozdrawiam!" ;P.
Na Kubie palenie jest dotowane,papierosy są prawie gratis. Do tego wstrętna komuna. Średnia życia dokładnie taka jak w USA ;)
UsuńDobra recenzja :) Też mam zamiar za jakiś czas napisać recenzję "Przypadku Morrowa" bo książkę już dawno przeczytałam i podobała mi się :) Polecam każdemu ten thriller, ponieważ dobrze się go czyta.
OdpowiedzUsuń