Śmiertelnie proste rozwiązanie, R.J. Ellory
"Minęła dłuższa chwila, nim krew w jego żyłach przestała pędzić jak szalona, nim serce się uspokoiło. Z każdą nową ofiarą wracały też stare. Jak duchy. Być może pragnęły większego zrozumienia dla tego, co się stało"
Zauważyliście, że amerykańskie filmy są szalenie egocentryczne? Amerykanie kochają siebie samych, nie ma co do tego wątpliwości. Zawsze pokazują siebie w roli herosów, obrońców, nieustraszonych i niedoścignionych przez resztę świata bohaterów. Liczne filmy polityczno-sensacyjne - czy o CIA, czy o Secret Service, czy o innych organizacjach (mniej lub bardziej tajnych) z reguły sprowadzają się do jednego - jest spisek, jest osoba, która się wyłamie, jest bohater, który w końcowej scenie filmu będzie zbierał oklaski i/lub odchodził z płonącego budynku powolnym krokiem pełnym bohaterstwa. I mimo, że o tym wiem, że mnie to drażni i że w gruncie rzeczy te filmy sprowadzają się zawsze do jednego - Wspaniałości Stanów Zjednoczonych - to je lubię i oglądam nadal.
Kadr z filmu "Safe House", dobrej akcji z CIA w tle |
Jeśli zaś chodzi o książki, w których obserwujemy życie tajnych agentów, kulisy Białego Domu, przekręty na szczeblu Sądu Najwyższego i brawurowe akcje, to nie znam ich zbyt wiele. Taka fabuła, upchnięta w ramy okładek, napotyka znacznie więcej trudności niż film. Tutaj nie można postawić na wyciskające łzy z oczu ujęcia martwego żołnierza, wciąż ściskającego w ręku amerykańską flagę, ani na widowiskowe sceny płonącego wieżowca. Mistrzem w umieszczaniu filmowej akcji na łamach książki był Robert Ludlum (seria o Bourne'ie), którego powieści oczywiście pięknie zekranizowano. Ale czy da się zainteresować czytelnika amerykańską polityką w książce o seryjnym mordercy?
Okazuje się, że owszem. "Śmiertelnie proste rozwiązanie" to wielowątkowa powieść, której akcja - umiejscowiona w Waszyngtonie - śmiało mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu. Robert Miller, jeden z detektywów pilnujących porządku w stolicy USA, zajmie się sprawą nie jednego, nie dwóch, a czterech morderstw, popełnionych przez - jak to określiły media - Wstążkowego Mordercę (to też typowe dla Amerykanów, prawda?). Sprawa wydawałaby się w miarę prosta (śmiertelnie prosta...), gdyby nie to, że ostatnia ofiara tak naprawdę nie istnieje. Nie ma przeszłości, nie ma przyjaciół, rodziny, nie ma nawet prawdziwego imienia. Z pozoru zwykła sprawa o morderstwo staje się nagle kwestią bezpieczeństwa narodowego, a grzebanie w nieistniejącej przeszłości ofiary wywoła więcej pytań, niż odpowiedzi.
Co miały ze sobą wspólnego zamordowane kobiety? Dlaczego w sprawie wypłynęła osoba Daryla Kinga, martwego ćpuna? Kim jest John Robey i kim, do diabła, była Catherine Sheridan?
Dwutorowość akcji to niezły zabieg. Ellory przeplata ze sobą wspomnienia byłego agenta CIA z prowadzonym śledztwem, co generalnie wywołuje... totalną dezorientację. Nie wiemy, co jedno ma wspólnego z drugim, ale podobnie jak detektyw Miller próbujemy te fakty połączyć. Wbrew pozorom wcale nie wiemy więcej, niż on - błądzimy po omacku, bezskutecznie wyszukując rozwiązań między wierszami.
Tak naprawdę bardzo ciężko mi opisać tę książkę. Jest tu tak wiele wątków, a cała opowieść jest tak zagmatwana, że chyba szybciej przeczytać tę prawie 600-stronicową powieść, niż ją opowiedzieć. Niektóre wątki były aż zbyt skomplikowane dla mojej ignoranckiej natury, a inne zostały niedopowiedziane. Jednak kilka nudnych wykładów i parę luźnych końców nie psują całego obrazu, jaki wyniosłam po lekturze. Muszę przyznać, że autor zrobił staranny i drobiazgowy research, a nawet jeśli to, co opisał, to tylko fikcja literacka - można mu pogratulować wyobraźni. Ja jednak jestem zdania, że w każdej historii tkwi ziarenko prawdy i z takim podejściem nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się, że jestem szarym człowieczkiem, którym CIA na pewno się nie zainteresuje... ;)
To nie jest tylko opowieść kryminalna. To kompleksowa opowieść o kłamstwie, służbach wywiadowczych, morderstwach dokonywanych przez różnych agentów na całym świecie i o kulisach życia bez nazwiska. Ogromna liczba danych, sporo historii, skomplikowana zagadka - jeśli potrzebujecie historii, która pobudzi Wasze szare komórki i zmusi do myślenia, sięgnijcie po "Śmiertelnie proste rozwiązanie". Ja czuję się zmęczona tą historią, ale w taki pozytywny sposób - R. J. Ellory wymógł na mnie skupienie, a czasem i tego potrzeba. Polecam osobom zainteresowanym teoriami spiskowymi, służbami wywiadowczymi i mroczną historią Stanów Zjednoczonych.
Dwutorowość akcji to niezły zabieg. Ellory przeplata ze sobą wspomnienia byłego agenta CIA z prowadzonym śledztwem, co generalnie wywołuje... totalną dezorientację. Nie wiemy, co jedno ma wspólnego z drugim, ale podobnie jak detektyw Miller próbujemy te fakty połączyć. Wbrew pozorom wcale nie wiemy więcej, niż on - błądzimy po omacku, bezskutecznie wyszukując rozwiązań między wierszami.
Tak naprawdę bardzo ciężko mi opisać tę książkę. Jest tu tak wiele wątków, a cała opowieść jest tak zagmatwana, że chyba szybciej przeczytać tę prawie 600-stronicową powieść, niż ją opowiedzieć. Niektóre wątki były aż zbyt skomplikowane dla mojej ignoranckiej natury, a inne zostały niedopowiedziane. Jednak kilka nudnych wykładów i parę luźnych końców nie psują całego obrazu, jaki wyniosłam po lekturze. Muszę przyznać, że autor zrobił staranny i drobiazgowy research, a nawet jeśli to, co opisał, to tylko fikcja literacka - można mu pogratulować wyobraźni. Ja jednak jestem zdania, że w każdej historii tkwi ziarenko prawdy i z takim podejściem nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się, że jestem szarym człowieczkiem, którym CIA na pewno się nie zainteresuje... ;)
To nie jest tylko opowieść kryminalna. To kompleksowa opowieść o kłamstwie, służbach wywiadowczych, morderstwach dokonywanych przez różnych agentów na całym świecie i o kulisach życia bez nazwiska. Ogromna liczba danych, sporo historii, skomplikowana zagadka - jeśli potrzebujecie historii, która pobudzi Wasze szare komórki i zmusi do myślenia, sięgnijcie po "Śmiertelnie proste rozwiązanie". Ja czuję się zmęczona tą historią, ale w taki pozytywny sposób - R. J. Ellory wymógł na mnie skupienie, a czasem i tego potrzeba. Polecam osobom zainteresowanym teoriami spiskowymi, służbami wywiadowczymi i mroczną historią Stanów Zjednoczonych.
tytuł oryginału: A Simple Act of Violence
wydawnictwo: Dolnośląskie, 2012
ISBN: 9788324590414
liczba stron: 560
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat
Nie bardzo lubię teorie spiskowe i służby wywiadowcze, ale po Twojej recenzji widzę, że może być ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI jest :) Tylko ostrzegam, że to nie jest łatwa lektura! :)
UsuńBędę to miała na uwadze, przy wyborze kolejnych książek z tego wydawnictwa. Na razie czekam na "Ptaszydło", "Człowieka-nietoperza" oraz "Psychozę" ;)
Usuń"Ptaszydła" nie znam, ciekawe, czy dobra ;) Więc z łaski swojej jak przyjdzie do Ciebie paczuszka to zacznij od tej książki :P Choć nie powiem, pozostałe dwie są mega super, czeka Cię sporo dobrego :)
UsuńCzytałam tę powieść i fabuła mnie zaintrygowała. Pomysł na intrygę był moim zdaniem dopracowany. Polecam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się zgadzamy :) Pozdrawiam również
UsuńCzytałam tę książkę i całkiem mi się podobała, chociaż początek ma dość nudnawy, a i później zdarzają się przegadane momenty. Drażniły mnie też wulgaryzmy, bo miałam wrażenie, że każda, dosłownie każda postać klnie jak szewc :P I rozumiem, że policjanci tak się wysławiają, ale tam chyba nawet potencjalni świadkowie nie przebierają w słowach :P Ale ogólnie powieść nie jest zła :)
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam, jest kilka nudnych wykładów. Ale generalnie książka jest niezła, prawda? :) A co do przeklenstw w książkach... jakoś przestałam zwracać na nie uwagę. U Jamesa Craiga też raczej nie uświadczymy grzeczności ;) Nie przeszkadzają mi wulgaryzmy zbytnio.
UsuńPrawda :) Zazwyczaj mnie też nie przeszkadzają wulgaryzmy w książkach, ale w tej jakoś rzucały się w oczy :P
UsuńPrawdę mówiąc i tak łatwiej mi uwierzyć w dialog w książce, kiedy wzburzony policjant mówi "K*rwa, znowu nam sk**wysyn uciekł" (w sensie: zbrodniarz) niż gdyby miał powiedzieć np. "och, kurka wodna, co za tragedia nastała wraz z ucieczką tego paskudnego czarnego charakteru" ;)
UsuńJasne policjant tak, też uważam, że to jest o wiele wiarygodniejsze. Ale mnie chodzi o to, że tam wszyscy przeklinali. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale chyba była taka sytuacja, że ktoś dzwoni do archiwum po jakaś informacje. I archiwistka mówi coś w stylu, "ku**a, poj***ło ich, wszystko przenieśli, niczego się Pan ku**a nie dowiesz". Oczywiście na bank ten dialog wyglądał inaczej, ale przekleństw mnóstwo i w takiej sytuacji powiedzmy, oficjalnej.
UsuńAż tak nie było ;) Archiwistka po prostu olała sprawę :P Ale w oficjalnych sytuacjach były przekleństwa, jak jedna laska zeznawała, czy jak pytali świadków. Ale powiem Ci szczerze, że jakoś nie pamiętam konkretnie, bo po prostu nie zwracałam uwagi :)
UsuńJeśli będę potrzebowała takiego "wymaglowania" z chęcią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńI ja podobnie. :)
UsuńFajnie :)
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie. 600 stron to jednak dość dużo. Nie wiem czy będę miał tyle wewnętrznej siły, by się przez nie przedrzeć, ale być może historia mi to zrekompensuje.
OdpowiedzUsuńWidzę że tym razem na stoliku kawa - desperadosy Ci się skończyły? :P
A żebyś wiedział! :P
UsuńDzięki za pomysł za prezent :) Prawie 600 stron i zagmatwana fabuła, nie wiem czy bym się totalnie nie pogubiła, ale w gruncie życie wydaje się całkiem ciekawa książeczka :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCholera wiedziałam, że o czymś zapomnę, fajna zakładeczka na taki letni widok można niestety popatrzeć sobie na obrazkach :)
UsuńZakładeczka prosto z Pobierowa :) Zapłaciłam za nią całe 20 groszy. I nawet paragon fiskalny dostałam!!! :)
Usuńniestety nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńSzkoda :(
UsuńLubię takie zakręcone książki. Sprawiają mi ogromną radość z czytania, szczególnie gdy autor przeskakuje z jednego wątku na drugi, mieszająca wydarzenia z przeszłości z teraźniejszymi. To coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ano, tak sądzę. To dość męska rzecz, powinna Ci się spodobać.
UsuńKiedyś namiętnie czytywałam Ludluma, więc zapewne książka by mi się spodobała. Choć nie zawsze mam ochotę na spiskowe teorie:)
OdpowiedzUsuń"...zbyt skomplikowane dla mojej ignoranckiej natury...":D niezłe i jaka skromność:) Pozwól,że się nie zgodzę. Pozdrawiam serdecznie:)
Dzięki, Gosiu. :) Ale ja naprawdę mało się znam na polityce i takich tam. Jakoś mnie to męczy :) Choć dałam radę, a i Ludluma też lubiłam!
UsuńCoś dla mnie- służby CIA, spiski, śledztwo, fałszywe tożsamości- wprawdzie nie lubię dezorientacji i zbyt wiele wątków w czasie lektury, ale przymknę na to oko :)
OdpowiedzUsuńTo w takim razie jestem rada, że Cię zaintrygowałam :)
UsuńWidzę, że od ostatniej recenzji u Ciebie ta sama kawka :P?
OdpowiedzUsuńUSA to jedna wielka ściema, która wywyższa się ponad wszystkie państwa, próbując stopniowo przejąć nad nimi kontrolę poprzez wszechobecną globalizację... dlatego właśnie ostatnio zacząłem krzywo patrzeć na ten cały pożal się Boże rząd Molocha... przepraszam, miałem oczywiście na myśli rząd amerykański...
Pozdrawiam :)!
Melon
Melon, czyżby pierwszy przejaw zainteresowania polityką? :D
UsuńMelonie kochany, Snowflake najdroższy. Jakiś Ty spostrzegawczy! Owszem, ta sama. Ale to dlatego, że zwykle robię zdjęcia hurtem :) Takie stosiki tylko... każda książka ma osobną fotę :) Ale mnie przyłapałeś... będę się mieć na baczności! :)
UsuńA co do USA... ojej, widzę, że trochę nad tym myślałeś... ;) I po co? Toż to strata czasu, nerwów i w ogóle. Nie lepiej po prostu przeczytać książkę? :)
Melon. I'm impressed :)
UsuńLol :P
UsuńBoziu, kogo Wy ze mnie robicie ;p? Przyszłego polityka :D???
UsuńJednak swoją drogą moje "zainteresowanie" polityką jest odnogą całkiem innego zainteresowania, zupełnie odmiennego i przeciwnego ;).
Hahaha, Paulina, więcej miłości do mojej skromnej osoby się nie dało ;P? Nawet nie jestem wart pisania mojego przezwiska wielką literą ;D! Ale dziękuję :***!
No właśnie teraz będziesz musiała szczegółowo dobierać tło... ale zaraz... czemu niby nie mogłaś dodać dwóch zdjęć z podobnym tłem? Gdzie jest napisane, że do każdej książki ma być inna stylizacja? W ogóle dlaczego poruszyłem temat kawy :D?
Błagam nie słuchajcie mnie, bo źle na tym wyjdziecie! No chyba że chcecie, żeby społeczeństwo odbierało Was jako tych odrębnych, więc... tak :).
P.S.: Myśleć o USA zbytnio nie myślałem, bo to samo się nasunęło ;).
Czyli nie my robimy z Ciebie polityka, tylko on w Tobie tkwi sam, skoro samo się nasuwa :)
UsuńI tak! Będę dodawała zdjęcia z kotem. Wszystkie! :P
Kurczę aż 600 stron? :P Lubię gdy akcja toczy się dwutorowo, a fabuła mnie zaintrygowała :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię opasłe tomiska :)
UsuńTo powinnaś być zadowolona z lektury :)
OdpowiedzUsuńKocham styl Ellory'ego - w dobie tych wszystkich powieści pisanych monosylabami jest niemalże tak rozwlekły i dopracowany, jak ten Kinga;) Intryga w "Śmiertlenie prostym rozwiązaniu" strasznie wciąga i co ważniejsze ciężko jest przewidzieć wyniki śkledztwa - do tego amerykańskie spiski, CIA, no uwielbiam takie powieści polityczno-sensacyjne. "Cicha wiara w anioły" tego autora również wymiata - cholernie wzruszająca opowieść, którą szczerze polecam.
OdpowiedzUsuńJest, jest :) Dlatego pewnie mi się spodobał. Skoro polecasz "Cichą wiarę..." to nie pozostaje mi nic innego, jak zacząć jej poszukiwać :) Dzięki za entuzjastyczny komentarz.
UsuńPrawie codziennie nowa recka, a ja od dwóch tygodni mam problem ze skończeniem jednej pozycji, o napisaniu recenzji już nie wspominając :)
OdpowiedzUsuńSimonie drogi, to wszystko jeszcze zaległości :) Choć nie ukrywam, że czytam teraz baaaaardzo dużo. Nie przejmuj się, każdy miewa zastoje, mój zastój na szczęście minął :) Ale czasem trzeba odpocząć od czytania, pooglądać głupie seriale, by z nową energią wrócić do lektur :) Życzę Ci szybkiego powrotu do recenzowania (i czytania, jasna sprawa) :)
UsuńAle pędzisz z tymi recenzjami, nie nadążam czytać. ;) Teorie spiskowe i inne mroczności lubię, książka wydaje się całkiem do rzeczy - będzie się nadawać na długie jesienno-zimowe wieczory. :)
OdpowiedzUsuńNiebawem nadejdzie spokój, obiecuję :)
Usuń