Kulisy polskiego horroru. #1 Sylwia Błach
W świecie słów zaprasza na nowy cykl, w którym będę Wam przybliżała osoby związane z współczesną polską sceną horroru. Znajdziecie w nim krótkie opisy autorów, ich osiągnięcia, a także zapisy rozmów, które będę przeprowadzała przez... czat na fejsie. Mam nadzieję, że dzięki temu upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, mianowicie: pomogę Wam rozeznać się wśród nazwisk twórców horrorów z naszego rodzimego podwórka oraz przysłużę się nieskromnie do świetności tego niszowego - dla naszych warunków - gatunku.
Na pierwszy rzut leci Sylwia Błach, młodziutka i niezwykle płodna autorka. Sylwia ma na koncie dwie samodzielne publikacje - zbiór opowiadań "Strach" (wyd. Radwan 2010) oraz powieść "Bo śmierć to dopiero początek" (wyd. Radwan 2012). Ponadto udzieliła się w antologiach: "Zombiefilia" i "Gorefikacje" oraz czasopismach QFant 19 (04/2013) i "Coś na progu" (nr 7). Wielokrotnie publikowana na Niedobrych Literkach. Niebawem będzie można przeczytać jej opowiadania w Gorefikacjach II oraz zinie Horror Masakra. Sylwia prowadzi również blog autorski.
Od siebie mogę dodać tyle, że Sylwia jest dziewczyną obdarzoną mega imponującą wyobraźnią. Nie wzbrania się przed ostrymi fabułami, za nic ma pruderię, a gore nie wywołuje u niej mdłości. Udziela się na przeróżnych konwentach i zlotach, bierze udział w panelach dyskusyjnych i spotkaniach autorskich. Jednym słowem - wszędzie jej pełno! Dzięki temu rozprzestrzenia horrorową zarazę, co jest niezwykle cenne w kraju, w którym ten gatunek dopiero się odradza.
Paulina Król: Dokończ zdanie. Jestem
Sylwia i...
Sylwia Vamppiv Błach: ...i kocham ten
dziwny świat, w którym przyszło mi żyć.
Paulina: Na swoim blogu
piszesz, że studiujesz informatykę na Politechnice, i interesujesz się
wampiryzmem, kryminologią... wtf?! Jak to pogodzić?
Sylwia: Bez problemu!
Kryminologia i wampiryzm są tak naprawdę w dużej mierze związane z czytaniem -
jak nie mam ochoty na powieść czy inną historię, to studiuję umysły seryjnych
morderców lub oddaje się lekturze dotyczącej wampirów w kulturze. A
informatyka... To forma pisania. Masz określony zasób słów, z których układasz
zdania. A z tego w magiczny sposób powstaje program! Należę do takich osób,
które szybko zaczynają się nudzić. I to nie oznacza, że porzucam swoje pasje -
po prostu potrzebuję wielu różnych zajęć. Gdy jedno mi obrzydnie, chwytam za
inne. Potem wracam do tego pierwszego. I w ten sposób realizuję się na wielu
płaszczyznach. Ja interesuję się jeszcze modą i wizażem, a w dłuuugie zimowe
wieczory, gdy śnieg zasypie Witkowo i nie mam gdzie się ruszyć z domu, lubię
chwycić za druty. Taki miks!
Paulina: Strasznie
wszechstronna z Ciebie babeczka ;) Czyli możesz śmiało teraz powiedzieć,
że w życiu jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym powinnaś? No regrets, ani pod względem szkoły, ani
wyboru miasta do zamieszkania, ani wyboru drogi? Jednym słowem: jesteś
szczęśliwa i spełniona?
Sylwia: To nie jest
takie łatwe pytanie. Jestem szczęśliwa i spełniona - robię to, co kocham,
realizuję się w swoich pasjach. Z drugiej jednak strony wciąż jestem
niespokojnym duchem. Mam depresyjną naturę, ciągle za czymś gonię. Jestem
zadowolona z tego, że mogę pisać. Cieszy mnie, że ludzie mnie czytają. Ale z
drugiej strony jak mam gorszy tydzień, to narzekam na samą siebie, że pracuję
za mało, że mi czas przecieka między palcami... Co do miasta, w którym mieszkam
- to nie jest mój wybór, a raczej fakt, że w tym momencie nie mam innej
możliwości. Ogólnie rzecz biorąc jestem zadowolona, ale gdzieś wewnątrz mnie
siedzi osoba, która ciągle zawsze chce więcej.
Paulina: Ale masz ten
przywilej, że swoje złe dni potrafisz przemienić w... opowiadanie. Jak bardzo
nastrój ma wpływ na Twoją twórczość?
Sylwia: Praktycznie w
ogóle. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam pod wpływem nastroju. Kiedyś, jak
byłam nastolatką, jarały mnie te wszystkie "przypływy natchnienia, nagłe
literackie odpływy etc". Teraz staram się do pisarstwa podchodzić bardziej
jak rzemieślnik. Jeśli chcę być dobra, nie mogę czekać na natchnienie.
Deadline'y na to nie czekają. Mam zlecenie - to piszę. Niezależnie od nastroju.
A co do złych dni - ja ich nie potrafię przemieniać w opowiadania. Ja wtedy po
prostu siedzę i marudzę ;)
Paulina: Nastoletnie
odpływy znam aż za dobrze. Ile grafomańskiej mhrocznej poezji się wtedy pisało
:-) A Ty, delikatna kobieta robiąca w wolnym czasie na drutach zamiast pisać
romanse i ckliwe obyczajówki piszesz horrory. Co Cię skłoniło do tworzenia
opowieści grozy?
Sylwia: Nie jestem
delikatną kobietą, przynajmniej nigdy nie byłam tak postrzegana... Zawsze
kręcił mnie mrok, wampiry, czarny romantyzm. Gdy w gimnazjum miałam fazę na
dekadencję nie rozstawałam się z moim gigantycznym krzyżem na grubym łańcuchu.
Taka byłam mroczna, hahaha! Teraz dorosłam, inaczej się noszę, ale nadal
raczej słyszę określenia "twarda babka" niż "delikatna
kobietka". A horror... Zawsze lubiłam. Naturalne więc było, że będę
chciała się obracać w tych klimatach. Przynajmniej częściowo.
Paulina: Właśnie
zburzyłaś cały obraz Ciebie, jaki miałam w głowie ;)
Sylwia: Hah, nie ma
sprawy, cała przyjemność po mojej stronie! A na serio to miło wiedzieć, że niektórzy widzą we mnie
delikatność ;)
Paulina: Proszę bardzo
;-) Mówiłaś wcześniej, że jesteś rzemieślnikiem. Na czym polega Twoje
rzemiosło? Jak wpadasz na pomysły - czy one dojrzewają w Tobie i wiesz doskonale,
co bohatera czeka na końcu, czy raczej opowieść tworzy się sama, na bieżąco?
Sylwia: Przeróżnie.
Pisząc pierwszą poważną powieść cały pomysł zaczął się praktycznie od
zakończenia. Często mi się to zdarza w przypadku opowiadań - w mojej głowie
rodzi się jakieś hasło, zdanie, które idealnie mi pasuje na finał sceny. I
potem próbuję do niego dobudować całą fabułę.
Czasem jest inaczej.
Teraz pracuję nad pewnym tekstem... Zaczęło się od tego, że wymyśliłam zarys
świata i pierwszą scenę. Historia od kilku miesięcy biegnie swoim życiem.
Cudownie mi się nad nią pracuje, ale stwierdzam ostatnio z przerażeniem, że
jest to niezwykle niepraktyczne - utknęłam, nie wiem, co dalej. Chyba
rozsądniej jednak mieć jakiś zarys, nawet jeśli zostanie w stu procentach zmodyfikowany.
A co do wpadania na
pomysły - ostatnio piszę głównie "na zamówienie/zaproszenie" - do
antologii, magazynów. Czasem jest temat, czasem całkowita dowolność, ale zawsze
jest przerażający zegar w głowie odmierzający czas do deadline'u. Wtedy maltretuję
swój umysł ciągłym kombinowaniem: "co by tu stworzyć". Zwykle po
kilku godzinach na jakąś ideę wpadam.
Paulina: Łatwiej Ci
zatem wymyślić własną historię, niż napisać na podany z góry temat? Niektórzy
wolą na odwrót;)
Sylwia: Oj, to też nie
jest takie jednoznaczne. Czasem temat chwyta mnie za serce, trafia od razu do
mojej wyobraźni i praktycznie bez większej pracy coś powstaje. Kiedy indziej
zadanie, które powinno być dla mnie łatwością, okazuje się koszmarem... Dam Ci
taki przykład - rok temu zostałam zaproszona do napisania tekstu dla
HorrorReviews z okazji "Miesiąca Brama Stokera". Wampiry, mój
ukochany temat, raz-dwa się uwinęłam. Tego roku, we wrześniu, pracowałam nad
kolejnym wampirzym tekstem do projektu, o którym jeszcze mówić nie mogę, ale
który będzie wyjątkowy na polskim rynku. Choćbym nie wiem jak ze sobą walczyła,
nic mi do głowy nie chciało przyjść. Tekst wampirzy rodził się w nerwach,
bólach itd. Różnie więc bywa.
Paulina: O, właśnie -
Tomasz Czarny na swoim fanpejdżu napisał kiedyś, że każde swoje opowiadanie
musi "odchorować". Czy masz podobnie?
Sylwia: Tak, choć ja bym użyła innego określenia.
Nie piszę aż tak mocno jak Czarny, kocham gore, ale nie jest jedyną moją
ścieżką. W moim przypadku chodzi o to, że każdy tekst, który piszę, początkowo
wydaje mi się beznadziejny. Muszę po skończeniu się od niego uwolnić,
potrzebuję kilku dni, a nawet tygodni, by móc go ocenić, czy mi wyszedł czy
nie. Tak samo jest z korektą - potrzebuję przerwy od tekstu, by dostrzec wszystkie
błędy. Zwykle po takim czasie stwierdzam, że opowiadanie się do czegoś jednak
nadaje. Ale gdybym je oceniała bezpośrednio po napisaniu, prawdopodobnie każde
by wylądowało w koszu.
Paulina: Czyli jesteś swoim najostrzejszym krytykiem
;) Jak już uporasz się z brakiem pewności siebie i uznasz, że tekst jest okej -
boisz się recenzji?
Sylwia: Nie. Jeśli krytyka jest obiektywna, wyciągam
z niej naukę. Nie przeraża mnie to, że komuś nie spodoba się mój tekst -
dopiero się uczę i staram się być w pisaniu jak najlepsza, ale ideałów nie ma.
Jestem odporna na konstruktywną krytykę, a tą nie konstruktywną się
najzwyczajniej w świecie nie przejmuję. Nie lubię tylko, gdy krytykantem jest
ktoś mi bliski. Może to i głupie, ale nie czuję się komfortowo, gdy osoby, które
powinny mnie wspierać, krytykują, nawet jeśli mają rację. To w jakimś sensie
podcina mi skrzydła. Dlatego moje teksty najpierw widzą obcy mi ludzie,
ewentualnie dalsi znajomi - a dopiero potem bliżsi.
Krakon 2013 |
Paulina: Rozumiem. A kto wpływa na Ciebie najbardziej?
Czy jest jakiś polski lub zagraniczny autor, którego szczególnie cenisz i
którego twórczość ma bezpośredni wpływ na to, jakie są Twoje dzieła?
Sylwia: Głównie
zagraniczni. Cenię sobie polskich autorów, ale wstyd się przyznać, dopiero
powoli ich odkrywam. Zawsze czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce - bez
segregacji gatunkowej. Horrory, kryminały, fantastykę, thrillery, akcje, a
także obyczaje czy romanse. A polscy autorzy nie byli mi po drodze... Od
pewnego czasu (odkąd bywam na konwentach) zaczynam nadrabiać zaległości i widzę
jak wiele straciłam.
Dobra, a wracając do
tematu :) Nie mówiłabym o bezpośrednim wpływie danego autora, bo moim
zdaniem każda przeczytana książka jakoś wpływa na mój styl, sposób prowadzenia
akcji. Uczę się na czyichś błędach lub podglądam sztuczki od najlepszych. Ale
mam swoich ulubionych autorów. Trójcę Świętą: Charles Baudelaire, Anne Rice i
Graham Masterton. Baudelaire'a wielbię za wszystko, to mój Mistrz. Styl, język,
jego historia... Rice pokochałam, gdy zaczęłam czytać "Kroniki
wampirów". Postać Lestata zawsze do mnie trafiała, zawsze wydawało mi się,
że jesteśmy podobni - skrajni, zachłyśnięci pięknem świata, trochę dekadenccy,
egoistyczni, a jednocześnie gotowi poświęcić wszystko dla najbliższych. A co do
Mastiego - na jego horrorach się wychowałam, wiele mnie nauczył i choć teraz
jego książki nie wydają mi się aż tak dobre, to nadal stanowi ważny etap w moim
rozwoju.
Paulina: Choć dopiero
odkrywasz, to na pewno masz już jakieś zdanie - jak oceniasz sytuację polskiego
horroru?
Sylwia: Sytuacja
polskiego horroru jest tragiczna, choć to się zmienia. Mało antologii,
wydawców, którzy chcą zaryzykować. Inwestycja w polskiego pisarza ciągle jest
ryzykowna, szczególnie w horrorze. Gore dopiero wkracza na nasz rynek, a
większość polskich książek, jakie mam na półce, to jakieś małe nieznane
wydawnictwa.
Ale jeśli chciałabyś
spytać co sądzę o polskiej twórczości - powiem, że jest genialna! Mamy naprawdę
dobrych autorów. Nie chcę tu rzucać nazwiskami, bo jeszcze kogoś pominę, a
wymieniać można długo :) Potrafimy straszyć równie dobrze, co pisarze
zagraniczni, a czasem nawet lepiej. Jesteśmy oryginalni, tworzymy historie
niezwykłe, mocne, bezkompromisowe. Polski horror ma ogromny potencjał, tylko
ktoś musi się odważyć w końcu go dostrzec i zacząć inwestować.
Paulina: Zdecydowanie
się zgadzam. To teraz zabaw się we wróżkę i spójrz w kryształową kulę - co
się będzie działo z horrorem za 10 lat?
Sylwia: Nie będę
wróżyć. To jest piękne w przyszłości, że wydarzyć się może wszystko. W moim
małym czarnym serduszku wierzę, że będzie piekielnie dobrze!
Komentarze
Prześlij komentarz