Kulisy Polskiego Horroru. #8 Krzysztof T. Dąbrowski
Krzysztof T. Dąbrowski to taki... horrorowy psotnik. Gdzie się nie pojawi, tam groteska, absurd i "brak brania" czegokolwiek na poważnie. Nawet, kiedy pisze opowieści straszne i niesamowite. Można powiedzieć, że aby dobrze pisać, to trzeba po prostu wyluzować, a wtedy do głowy wpadają najsmakowitsze pomysły. Wiem, bo czytałam kilka opowiadań tego pana - choćby w "Bizarro bazarze", "Gorefikacjach" czy "Zombiefilii", a także i jego zbiór "Anima vilis". Niezwykle płodny literacko człowiek, który planuje utrzymywać się z pisania (tak, mówiłam, że psotnik). Człowiek wielu talentów i wielkiego entuzjazmu. Jeśli myślicie, że twórca opowieści grozy musi być ponury, mhroczny i makabryczny, to oto macie dowód, że to bujda. Zresztą... co ja będę gadać. Przeczytajcie sami.
Paulina Król: Kim
jest Krzysztof T. Dąbrowski?
Krzysztof T.
Dąbrowski: Nie chcesz wiedzieć. Prawda jest tak przerażająca, że nie
mogłabyś spać po nocach... A tak serio, to chwilowo nie mogę rozwinąć tematu,
bo mi się ofiara próbuje uwolnić. Zawiesiłem na haku, ale strasznie wierzga,
więc muszę coś z tym zrobić. A tak zupełnie serio, to jestem posiadaczem
czterech kończyn, głowy wypełnionej substancją szarą, który pewnego dnia
postanowił złapać byka za rogi i zacząć realizować swe marzenia. Na dodatek
jestem na tyle bezczelny, że w moim słowniku nie istnieje słowo 'niemożliwe'.
Paulina: W takim
razie opowiedz o tym, jak u Ciebie zaczęło się to całe pisanie i skąd pomysł na
grozę akurat?
Krzysiek: Na
pisanie horrorów naszło mnie już w podstawówce. Ale szczęśliwie skończyło się
na kilkunastu rzeźniczych scenkach, których potem za Chiny Ludowe i pół Korei
Południowej nie potrafiłem sklecić w jakąkolwiek logiczną całość. Dziś pewnie
na każdą wzmiankę o tym tworze wzbraniałbym się rękami i nogami udając, że ja to
nie ja, że to nie spod mego pióra wyszło. Byłby to koszmarny i fatalny w
skutkach falstart. To była grafomania w najczystszej postaci... Oczywiście
będąc wtedy pod wrażeniem wiekopomnych dzieł niejakiego pana Guy N. Smitha,
planowałem rzeźnicze sceny przeplatać iście hardkorowym seksem.
A drugie podejście do pisania było siedem lat temu. Tym
razem nie obraziłbym się, gdybym odkrył w sobie smykałkę do pisania parę lat
wcześniej. Ale lepiej późno, niż wcale - zresztą skutkiem tego pewnie nie
napisałbym tych książek, które napisałem. Trochę szkoda by ich było - lubię je
i cieszę się, że każda z nich tak bardzo różni się od poprzedniczki.
Debiutanckie "Naśmierciny" to totalny miszmasz gatunkowy: jest
kryminał, są ze dwie obyczajówki, jest horror, jest coś na wesoło i jest też
trochę fantastyki - a większość z nich łączy temat śmierci. Drugi zbiorek
opowiadań ("Anima vilis") to już okolice najbliższe horrorowi, choć w
nieco baśniowym wydaniu, gdzie pojawiają się słowiańskie demony i wiedźmy, mamy
tam też slasher, demonicznego Świętego Mikołaja. Tu całość spina motyw wędrówki
dusz. Trzecia książka ("Grobbing") to z kolei bizarro fiction, czyli
taki specyficzny miks horroru i klimatów spod znaku Monty Pythona. Znaleźć w
niej można tak pokręcone motywy, jak zombie, które przeszły na wegetarianizm,
nienawidzący się bracia syjamscy, których różni praktycznie wszystko, mamy też
survival w toalecie, z której wybijają ekskrementy, czy specyficzną apokalipsę
spowodowaną bardzo gwałtownym tyciem ludzkości.
Jeszcze większy gatunkowy
kogel-mogel jest w "Z życia Dr Abble", jest to zestaw... prawie
trzystu stu słówek. Moim zdaniem ta kolekcja ultra-krótkich historyjek, idealna
jest dla filmowców szukających materiału na etiudy - zresztą, jeden z nich,
Błażej Kujawa, zainspirowany drabbelkami, nakręcił film "Anioł" z
Anną Muchą. A przy okazji wywiadu - jeśli ktoś szuka materiału na film, niech
pisze: kt.dabrowski@gmail.com
A czemu horrory? W zasadzie to ja poruszam się po obrzeżach
różnych gatunków wplatając w nie motywy horrorowe. Nie sądzę by to, co robię
można było zaliczyć do klasycznego horroru. Ale czemu akurat te rejony? Bo dają
największe pole do popisu dla wyobraźni, tym bardziej, jeśli jest to naprawdę
pokręcona i wybujała wyobraźnia. Można się naprawdę konkretnie zabawić, połamać
trochę schematów, pomiksować wątki pozornie pasujące do siebie jak pięść do
nosa i mieć ubaw po pachy obserwując, co z tego wyniknie.
Paulina: A jak
powstają Twoje teksty? Pomysły przychodzą same, czy musisz na nie polować?
Siadasz i gapisz się w migający kursor, aż napłynie wena?
Krzysiek: Moje
teksty powstają na skutek ciągu gwałtownych wyładowań międzyneuronalnych.
Szczęśliwie pomysły są na tyle oswojone, że same podchodzą i łapią się w
przygotowane pułapki. Nigdy jeszcze nie musiałem na żaden pomysł polować. Co
gorsza, jak już przychodzą, to całymi hordami i ciężko potem wybrać ten
najciekawszy. Kończy się to tym, że puchną mi na dysku foldery typu 'Archiwum
pomysłów'. Siedzą tam bidule i wyją potępieńczo domagając się wypuszczenia z
zamknięcia i podlania sporą dawką fantazji, przelania na papier... I chętnie
bym i to zrobił, niestety konieczność przetrwania od pierwszego do pierwszego,
w tych niełatwych czasach, w tym niestety dość popapranym państwie, skutkuje
tym, że lwią część czasu muszę przeznaczać na szarpanie się z problemami typu -
skąd do licha wytrzasnąć parę groszy na najbliższe opłaty albo: czy lepiej
zmizernieć niedojadając, ale za to mieć na bilet miesięczny, czy też raczej
jeść porządnie, ale chudnąć, wręcz niknąć w oczach przez nadmierne szlifowanie
chodników (tu jednak po namyśle wybieram opcję typu bilet miesięczny, bo
doszłyby jeszcze dość szybko koszty nabycia nowego obuwia). Ot, literacki
żywot...
Ale żeby nie marudzić odchodząc przy tym nazbyt od tematu,
ostatnio postanowiłem przerzucić się na dietę typu suche bułki i przeznaczyć
jak najwięcej czasu na pisanie. Ot, tak jak to swego czasu zrobił Sapkowski,
gdy wylądował na bezrobociu, gdy jego żona będąca akurat w ciąży również
straciła pracę.
Ja jeszcze nie mam ani żony ani tym bardziej ciąży, tym
bardziej mogłem więc sobie na ten ryzykowny krok pozwolić.
Skutkiem tego jest błyskawicznie napisana powieść
"Ucieczka", którą właśnie dręczę tak zwanymi 'ostatnimi dopiskami', a
która za chwilę poleżakuje sobie bym złapał do tekstu zdrowy dystans przed
korektą. A lada moment zabieram się za kolejną powieść o roboczym tytule
"Śmierć ma wiele twarzy", którą mam nadzieję napisać do sylwestra.
Wiem... tempo narzuciłem sobie zabójcze, ale uznałem, że
najwyższa pora po paru latach dać z siebie wszystko i zobaczyć, co się dalej
będzie działo - taki mały akcik desperacji. (Mały, bo jeszcze nie zamierzam,
póki co, pisać pod publiczkę i nie powstanie "100 twarzy zgreda" czy
inne tego typu wiekopomne dzieło).
Szczęśliwie nie doświadczyłem też nigdy problemu typu
'migający kursor i oczekiwanie na wenę'. Chyba wyrobiłem sobie odruch, jak u
psów Pawłowa. Migający kursor działa na mnie jak dzwonek - momentalnie zaczynam
pisać. Często mam też gwałtowne twórcze zrywy w chwilach przeznaczonych na relaks
- potrafię wyskoczyć niemal z obłędem w oczach z kąpieli i pognać nagi do
komputera, bo akurat coś mi się zrodzi w tych poskręcanych zwojach. Zdarzało mi
się brać na plażę notes, bo gdy przesiadywałem w bezkresnym morzu nagle spadała
na mnie lawina pomysłów. Tak... życie z nadprodukcją pomysłów nie jest takie
proste - to jak życie z wyrokiem od mafii - coś w stylu: 'Nigdy nie zaznasz
spokoju!'
Paulina: Teraz
pogadajmy o innych. Słowo-klucz: INSPIRACJA. Co Ci przychodzi do głowy? Czy
raczej: kto?
Krzysiek:
Rzekłbym raczej 'Co?'. Inspirują mnie programy i artykuły naukowe lub
para-naukowe, historie z dreszczykiem opowiadane przez innych ludzi, teorie
spiskowe - i to wszystko potem mi się miksuje w podświadomości. A ta wypluwa
strawiony i zmiksowany materiał w formie kolejnego porąbanego pomysłu.
Inspirują mnie choroby psychiczne, zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości,
fizyka kwantowa i teorie o wielowymiarowości wszechświata, oraz dla odmiany
stare legendy, podania, mity. Do tego czarny humor - tu juz jest konkretniej,
blisko mi do klimatów typu Monty Python. Owszem zaczytuję się Kingiem i
Mastertonem oraz paroma innymi, ale jeśli o inspiracje chodzi, to bardzie
przemawia do mnie ich upór i konsekwentne zmierzanie do celu, oraz system
pracy.
Paulina: To
znaczy?
Krzysiek:
Doprecyzować 'system pracy'?
Paulina: Otóż to
właśnie :) Nie wiem, jak Masterton, ale chodzi Ci o pisanie 8 godzin dziennie... Ale tak
konkretnie, jaki system TY dla siebie byś widział?
Krzysiek:
Dokładnie o tym myślę - kilkugodzinny dzień pracy pisaniowej - od razu po
przebudzeniu lekkie śniadanie i do pracy. Oczywiście tu dodałbym swoje
wspomagacze - bo przecież po paru godzinach następuje zmęczenie materiału i
umysł juz nie jest taki świeży. Wtedy to robię sobie krótką kilkunastominutową
drzemkę i po niej spokojnie jeszcze godzinkę pociągnę. A przy kolejnym
'zejściu' idę na siłownię na intensywny trening - jestem po nim tak pobudzony,
że znowu mogę z godzinę, dwie pisać na najwyższych obrotach. To takie moje
metody na podkręcenie wydajności ;)
Paulina: Siłownia
+ pisanie - brzmi trochę jak nie z tej bajki, ale w sumie Ty dokładnie tak
piszesz :) Więc to jakoś do Ciebie pasuje. A co czytasz, kiedy nie piszesz?
Krzysiek:
Ostatnio zaszczytuję się do upadłego "Książką kucharską dla
kanibali". Dla urozmaicenia przeplatam ją sobie jelitami... znaczy się
podręcznikiem do tanato-patologii. Dla urozmaicenia podczytuję zbeletryzowane
wersje japońskiej klasyki porno. No i oczywiście codziennie czytam na głos
jednego drabbelka po węgiersku. Wszak to bratanki, więc trzeba się jakoś tak
bratać kulturalnie. Czytam też czasami etykiety na butelkach od piwa, aby się
upewnić czy rzeczone piwo nadal jest piwem, czy już tylko wyrobem piwo-podobnym.
Pasjonująca jest lektura etykiet produktów spożywczych - prawdziwy horror,
nigdy nie wiesz czy przeżyjesz konsumpcję, czy też zabije cię wysokie stężenie
wszelakiej chemii.
A wracając na Ziemię, jestem teraz nieco załamany. Niedawno
przeczytałem najnowszego Kinga i zdałem sobie sprawę, że teraz będę musiał
czekać parę miesięcy na nowego. Cóż, taki los Kingoholika. Na szczęście jeszcze
mi dużo Mastiego i Koontza zostało, a ostatnio dołączyła do tego fascynacja
tworami Philipa K. Dicka. A po prawdzie, to ostatnio więcej słucham, niż czytam
- z braku czasu, posłuchuję sobie z komórki audiobooki, gdzie tylko się da.
Krzysztof z Grahamem Mastertonem albo Graham Masterton z Krzysztofem ;) |
Paulina:
Masterton, Koontz, King. A Polscy pisarze?
Krzysiek: A i
owszem, naszych tez podczytuję. Bardzo podobało mi się "Objawienie"
Daniela Grepsa. Lubię styl Dawida Kaina. Drabbelki Rafała Kulety. Od czasu do
czasu zapodam sobie też Orbita. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o horror, to nie
mamy się czego wstydzić. Jest dobrze.
Paulina: A
konwenty? Bywasz, prawda? Czy są one, Twoim zdaniem, w ogóle do czegoś
potrzebne?
Dziewczyny, nie zaślińcie klawiatur! ;) |
Krzysiek: Na
chwilę obecną byłem raptem na paru konwentach - dwa razy na Krakonie, raz na
Game Fusion, Chrzanowskich Dniach Fantastyki i na Kfasonie. Jest to niewątpliwie
okazja do podpromowania twórczości, spotkania horrorowej braci po piórze, choć
adekwatnie by brzmiało 'po klawiaturze', i czytelników. Ile się namnożyło
konwentów maści wszelakiej, chyba każdy widzi. Świadczy to o oddolnej potrzebie
obcowania z literatura fantastyczną. Na wielu konwentach powstają bloki
poświęcone horrorowi, co świadczy o wzroście popularności tego gatunku w naszym
rejonie. A ukoronowaniem tego trendu jest powstanie w tym roku stricte
horrorowego KFASON-u i ogłoszenie, że od przyszłego roku wręczana będzie
specjalna horrorowa nagroda (imienia Grabińskiego). Pozwala to dość
optymistycznie spoglądać na przyszłość horroru w naszym kraju.
Paulina: No,
właśnie. Grabiński. Masz jakieś uwagi odnośnie tej nagrody?
Krzysiek: Myślę,
że jest to świetny pomysł, by wypromować polski horror, który do tej pory
pozostawał trochę w cieniu szeroko pojętej fantastyki. Na pewno dobra okazja by
narobić wokół gatunku trochę szumu medialnego i pomóc autorom wypłynąć na
szersze wody. Generalnie to nastąpiło jakieś pospolite ruszenie w tym temacie -
KFASON, nagroda Grabińskiego, tematyczne festiwale filmowe i niezależne filmy
grozy, do tego kolejne po COSiu horrorowe magazyny: Horror Zin Masakra i
Krypta. Mam wrażenie, że w ciągu najbliższych paru lat ten gatunek może znowu
zrobić się u nas tak popularny jak w latach 90-tych, a jeśli zbiegnie się to
jeszcze z końcem kryzysu i zbiegnie się to ze wzrostem czytelnictwa, bo to
zawsze idzie w parze – wszak, gdy nie ma co do garnka włożyć, to i kultura
schodzi na dość daleki plan - to może się zrobić bardzo wesoło w naszym
strasznym grajdołku. I tylko pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze świat
polskiego filmu wreszcie się ocknie.
Krzysiek: Oceniać
nie mogę, bo i za mało naszych horrorów przeczytałem. Ale to, z czym się
zetknąłem, pozwala myśleć z optymizmem o tym nurcie.
Łatwiej mi w tej sytuacji powiedzieć, czego brak - a
zdecydowanie brakuje polskich filmów grozy. Cała nadzieja w filmowcach
offowych, którzy masowo powołują do życia projekty fantastyczne i horrorowe
właśnie. A że i u nas się da świadczyć może choćby "Anioł" Błażeja
Kujawy, "Horda" Kiełczykowskiego czy serial "Paganarium".
Krzysiek: W
chwili obecnej dopieszczam pierwszą powieść zatytułowaną "Ucieczka",
będzie to historia dość specyficznego dziennikarza prowadzącego śledztwo dotyczące pewnej tajemniczej miejscowości, której mieszkańcy są
wrogo nastawieni do reszty świata. Na dodatek gość zmaga się z dość popapraną
przeszłością, co nie pozostaje bez wpływu na jego poczynania. Na chwilę obecną
wolę niczego więcej nie zdradzać. Zaraz potem zabieram się za kolejną powieść
"Śmierć ma wiele twarzy", która powstanie na podstawie treatmentu
filmowego. Tu już mam nawet upatrzoną okładkę. Mam tez zamiar podziałać z tym
pomysłem w światku filmowym, ponieważ słyszałem już kilka opinii, że to idealny
materiał na zaskakujący horror - z gatunku tych, gdzie nagle akcja odwraca się
o 180 stopni i okazuje się, że rzeczywistość nie jest tym czym się wydaje.
Potem odpłynę w rejony bardziej obyczajowe, w historię opowiadającą o
wystawionej na ciężką próbę przyjaźni grupki nastolatków - tu mam już
napisanych około stu stron. Będzie to powieść na podstawie mojego nagrodzonego
w 2010 roku scenariusza o tytule "Paczka" i powieść prawdopodobnie
będzie nosiła ten sam tytuł. Mam jeszcze w zanadrzu mnóstwo pomysłów na kolejne
powieści, więc potem ciężko się będzie zdecydować - wśród nich między innymi
historię w klimatach "Przeznaczenie znajdzie drogę" z "Anima
vilis", inwazję zombie z akcją dziejącą się w Krakowie (tu już sobie
leżakuje kilkadziesiąt stron). Zaangażowałem się też w niezależny projekt
filmowy - tym razem fantastyka. Ale jeszcze za wcześnie by coś mówić, bo wszystko
jeszcze dopiero raczkuje. Sporo się dzieje w temacie opowiadań - w tym roku
zaliczyłem sporo antologii i e-antologii, a na przyszły szykują się zbiorki
tematyczne o wampirach i zbuntowanych zabawkach. A szykuje się jeszcze kilka,
które na razie objęte są tajemnicą, więc nie mogę się zagłębić w temat. Jednym
słowem dzieje się. Co do bywalności, to na razie zastój - mam trochę problemów
finansowych, więc muszę podkręcić swoją mini-firmę, a na dodatek chcę się w
końcówce tego i w przyszłym roku bardzo ostro rozpisać, bo pomysły mnożą się
jak króliki i aż piszczą o to, by coś z nimi robić. Czas je wreszcie
porozpieszczać ;)
Jakby się jeszcze ktoś zastanawiał, czy mój rozmówca jest całkiem normalny... |
Paulina: Bawimy
się w jasnowidza. Horror za 10 lat będzie…
Krzysiek: Za 10
lat nie będzie horroru, fantastyki, fantasy, nawet obyczajówek nie będzie. Nie
będzie telewizji, internetu, nawet radia. W ogóle niczego nie będzie - jak to
mawiał pewien prorok kandydujący kiedyś do samorządu. Do tej pory ktoś wymyśli
Kalendarz Majów 2.0, który zainspiruje terrorystów i skończy się to prawdziwą
apokalipsą. Z tego co słyszałem, coś podczas eksperymentów w wielkim zderzaczu
hadronów pójdzie nie tak i wszyscy zmienimy się w tak zwane 'dziwadełka'.
A serio? Hm, muszę wymyślić coś ciekawego - może zacznę
dorabiać jako wróż ;)
Paulina: Jakaś
złota myśl Dąbrowskiego?
Krzysiek: Twój
świat jest taki, jakie twoje nastawienie do niego. Wychodzę z założenia, że nie
ma rzeczy niemożliwych do osiągnięcia. Jeśli się czegoś bardzo chce i cały czas
pracuje nad tym, by to osiągnąć, to w końcu to się udaje. Ja to już sobie parę
razy w życiu udowodniłem i wiem, że jeszcze nie raz udowodnię, bo mierzę bardzo
wysoko.
Paulina: Masz
problemy z psychiką?
Krzysiek: Ha, ha,
chciałabyś - muszę cię rozczarować. U mnie wszystko w normie. Niestety...
Zobacz także:
- strona Krzysztofa, na której kupisz jego książki
- fanpage autora
- wywiad na Arenie Horroru
- Bibliografia
- Spis tekstów na Poemie
- Opowiadania na Niedobrych Literkach
- Posłuchaj "Naśmiercin"
Komentarze
Prześlij komentarz