Kulisy Polskiego Horroru. #17 Krzysztof Maciejewski
Krzysztof Maciejewski, rocznik '71, jest dziennikarzem, recenzentem, pisarzem, blogerem i czytelnikiem. Słowem - człowiek orkiestra. Ponadto jest redaktorem naczelnym portalu
Papierowe Myśli i tatą bliźniąt. Ma na koncie mnóstwo publikacji w zbiorczych antologiach oraz dwie samodzielne antologie, a także... głowę pełną pomysłów na następne projekty. Zapraszam do lektury naszej rozmowy. W odróżnieniu od mojego gościa z zeszłego tygodnia, ten tutaj Maciejewski to naprawdę małomówny facet. Cieszę się zatem, że udało mi się cokolwiek z niego wycisnąć i mam nadzieję, że i Wy docenicie dzisiejszą odsłonę cyklu ;)
Paulina Król: Kim jest Krzysztof Maciejewski?
Krzysiek Maciejewski:
Wydaje mi się, że jestem ostatnią osobą, do której powinno się skierować to
pytanie. Możemy się zresztą zastanawiać, na ile prawdziwy jest obraz samego
siebie, a na ile to, jacy jesteśmy w oczach innych ludzi. Lustro kłamie –
pokazuje przecież zafałszowaną perspektywę. W moim przypadku jest z tym jeszcze
trudniej, a to dlatego, że zbudowano mnie z wątpliwości i paradoksów. Jestem
zatem niebywałym szczęściarzem, który wierzy w gnębiącego go pecha. Zwierzęciem
społecznym, które ma problemy w kontaktach z innymi ludźmi. Staruszkiem z duszą
młodego chłopaka. A więc paradoksy, ale też i wątpliwości - bo nie wierzę w
bezwzględność ocen i opinii...
W
jednym z wywiadów powiedziałem: „Czuję się chwilami dinozaurem.... W wyborach
głosuję na Jagiellonów, pamiętam PRL z całym dobrodziejstwem inwentarza. „Coraz
bardziej otaczająca” nas rzeczywistość sprawia, że zmieniam się w tego
staruszka z muppetowej loży szyderców. Z drugiej strony, jest w tym moim podejściu
pewnie nieco autokreacji”. I tak pewnie jest, ale w tej autokreacji nie ma
źdźbła planu, odrobiny wyrachowania. To może tylko taki mój sposób radzenia
sobie z rzeczywistością, wadliwy jak sama rzeczywistość. Cóż... Postrzegany
jestem zapewne pozytywnie, co mnie wciąż wprawia w zdumienie. Ogólnie rzecz
biorąc, inni widzą we mnie zdecydowanie lepszą osobę, niż się nią osobiście
czuję. Pocieszam się często, że nie mam daru właściwej oceny ludzi, więc może
mylę się także w swoim własnym przypadku. Nikt nie jest sędzią we własnej
sprawie – wiesz, podobne klimaty...
Paulina: Nadajesz się na greckiego filozofa ;)
Ile tych "przywar" wykorzystujesz w swojej pisaninie? Kwestionujesz
wszystko w codziennym życiu i przerabiasz na historie?
Krzysiek: Jest to w jakiś dziwaczny sposób
bliskie prawdy - rzeczywiście kwestionuję proste widzenie rzeczywistości,
próbuję w niej odnaleźć drugie dno - to, którego się boimy. Lubię po prostu tę
konstrukcję - prosty, cukierkowy świat, na który nagle - bach! - spada ciemna zasłona.
I nic już nie jest takie, jakie się wydawało przedtem. Moje opowiadania
zaczynają się często normalnie, a później, stopniowo, wkrada się w nie jakiś
podskórny nurt, zwyczajne rzeczy zaczynają straszyć i tak dalej, i tak dalej...
A na końcu zawsze staram się zaskoczyć czytelnika w jakimś stopniu – jestem
adeptem starej szkoły mocnego puentowania tekstów.
Paulina: To opowiedz o swojej twórczości. Skąd
to się wzięło?
Krzysiek: Zapewne z jakiejś wewnętrznej
potrzeby... Ale uświadomiłem ją sobie dość późno, bo po trzydziestce. Wcześniej pisywałem tylko śmiertelnie nudne
artykuły ekonomiczne (cóż, nadal to robię;)). I może w pewnym momencie
zapragnąłem zamiast opisywać rzeczywistość, zacząć ją kreować. Zobacz – miałem
już zaliczone największe marzenie każdego domorosłego pisarczyka – aby ujrzeć
swoje imię i nazwisko w druku. Była to więc potrzeba innego rodzaju. Może
chodziło zresztą po prostu o to, żeby mojego nazwiska nie kojarzono tylko i
wyłącznie z informatyzacją polskich banków? A może każdy miłośnik czytania
marzy o przejściu na drugą stronę lustra - do krainy pisania? Sam nie
wiem. Napisałem kilka opowiadań,
wysłałem je do "Nowej Fantastyki". Te fakty dzieli zresztą kilka lat
– zanim odważyłem się cokolwiek pokazywać osobom spoza kręgu rodziny. Ale spore
musiało być moje zdziwienie, gdy dwa z wysłanych utworów zostały opublikowane
(mówiłem, że jestem szczęściarzem). I później pykałem jedno opowiadanie na pół
roku, w ramach hobby zupełnego. Dopiero bliższe kontakty z innymi pisarzami
nawiązane mailowo uzmysłowiły mi, że można chcieć czegoś więcej. Czegoś innego.
Nagle zapragnąłem tego, żeby zostać jednym z tych pisarzy, spotykać się z nimi,
gadać o swojej i cudzej twórczości. Wiesz, to dość istotna zmiana – bo zwykle
pisanie jest zajęciem samotniczym – jesteś tylko Ty i ekran komputera lub pusta
kartka papieru. Ale z drugiej strony, paradoksalnie, pisania nie da się odczuć,
jeśli nie zachodzi też jakaś interakcja społeczna – z czytelnikami, z innymi
autorami. Takie przynajmniej jest moje skromne zdanie.
Paulina: I jak to wygląda teraz? Częstotliwość
się zwiększyła, publikacje zaczęły się mnożyć... Z czego czerpiesz inspirację
do kreowania tylu historii? Czy to wygląda tak, że po prostu siadasz i piszesz,
czy każda opowieść kosztuje trudy, znoje, hektolitry potu i nerwów?
Krzysiek: Ciężko u mnie o systematyczność, nad
tym bardzo boleję, ale proza życia nie pozwala. Żeby móc spokojnie pisać, muszę
wcześniej odrobić w każdym miesiącu pańszczyznę, czyli napisać kilka płatnych
materiałów. Dlatego też zdarza mi się, że do twórczości nie sięgam przez kilka
miesięcy. Dlatego też od dwóch lat piszę swoją pierwszą powieść :-) A jak samo
to pisanie wygląda? Czy siadam i piszę, czy też opowieść kosztuje raczej sporo
wysiłku? Obie odpowiedzi są poprawne - najpierw są hektolitry potu, znoje,
złość, a w pewnym momencie wszystko to przechodzi i wtedy siadam i piszę.
Obecnie pracuję nad pozbyciem się tego pierwszego etapu :) A inspiracje? Sam pomysł nie wystarcza, musi coś jeszcze dodatkowo
zaiskrzyć w neuronach, coś musi się poprzestawiać. Czasami łączę nowy pomysł z
jakimś starym, niewykorzystanym. Różnie to bywa. Trzeba pamiętać, że nie jest
łatwo wpaść na całkowicie oryginalny koncept, zwłaszcza w działce literatury
spod znaku grozy. Wszystko już było, jakże łatwo popaść w plagiatowanie, nawet
nieświadome, o ile takie istnieje...
Paulina: Prowadzisz jakiś rejestr pomysłów,
zeszycik?
Krzysiek: Ha, podsunęłaś mi fajny pomysł.
Jestem raczej mało zorganizowany, muszę robić sobie listy spraw do załatwienia,
by nic nie wypadło z głowy. Zresztą muszę też pilnować sam siebie, by takie
listy przygotowywać, gdyż inaczej jestem jak dziecko we mgle. A o moim ogólnym
charakterze świadczy pewna anegdotka związana z telefonem. Robiłem wywiad z
nijakim Jonathanem Carrollem, w jego pokoju hotelowym, z tłumaczem, wszystko,
jak powinno być. Rozmowa nie trwała długo, może pół godziny, nagrywałem ją na
dyktafon w telefonie. Po wszystkim pożegnałem się, wyszedłem z hotelu, udałem
się na dworzec, wsiadłem do pociągu i postanowiłem sprawdzić, która godzina. A
tu niespodzianka – nie mam komórki – została na stoliku w pokoju Carrolla.
Wróciłem więc do hotelu, minęło już nieco czasu i z niepokojem proszę w
recepcji o połączenie z numerem pokoju, w którym mieszka pisarz. Recepcjonistka
coś kojarzy, bo mówi, że gość wyszedł, ale coś zostawił do odebrania. To był
mój telefon, który (i to jest dalszy ciąg tej opowieści), wypadł mi kilka dni
później na cmentarzu podczas Wszystkich Świętych. Wróciliśmy do domu, a ja
zaczynam szukać komórki. A jej nie ma... Na szczęście udało nam się połączyć z
jej numerem, odebrała jakaś kobieta, która znalazła telefon na cmentarzu. Potem
jechałem do niej bez mapy; ona mieszkała w jakiejś miejscowości, w której nigdy
nie byłem. Pytałem się po drodze ludzi, jak tam trafić. Udało się – wymieniłem
swój telefon na egzemplarz „Albumu” z dedykacją, który wziąłem ze sobą z domu.
Tak więc, mimo usilnych starań, nie udało mi się zgubić komórki... A o
zeszyciku pomysłów nie pomyślałem... Są tylko jakieś luźne kartki w biurku.
Paulina: Które się na pewno gubią, mieszają...
;) Jakie plany na ten rok, oczywiście literackie?
Krzysiek: Pytasz oczywiście o literackie,
noworoczne postanowienia :-) Przede wszystkim chcę skończyć powieść, wyliczyłem
sobie nawet, że nie powinno to zająć zbyt dużo czasu. Oczywiście, nie jestem
Katarzyną Michalak polskiej grozy – ta pisarka, jak może wiesz, zapowiedziała
na 2014 rok wydanie 9 powieści. Nie jestem też Mastertonem, który napisał
Manitou w tydzień. Ale wydaje się, że mogę przyjąć dość spokojnie, że do października,
lub listopada powieść powstanie. Ale nie wiem, czy mój obecny wydawca będzie
nią zainteresowany, jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat – bo na razie nie ma
o czym.
Planuję
także pojawienie się w kilku antologiach horrorowych, co będzie wymagało ode
mnie napisania kilku nowych tekstów, gdyż wszystkie starsze zostały już
wykorzystane. To będzie oczywisty konflikt interesów – czy wykorzystywać
rodzące się pomysły fabularne w powieści, czy też napisać na ich podstawie coś
krótszego. Ale będę musiał jakoś z tym żyć, mam nadzieję, że uda mi się wybrać
właściwie.
Paulina: Prowadzisz bloga. Po co? ;)
Krzysiek: Któregoś pięknego dnia uznałem po
prostu, że pisarzowi wypada mieć bloga (śmiech). Tak naprawdę, jest to jakaś
forma kontaktu z czytelnikami i znajomymi, a dla mnie pomoc w ogarnięciu
wszystkich spraw związanych z pisaniem. No i nie zapominajmy o delikatnym
łechtaniu próżności – bo w końcu w wielkiej sieci jest też jakieś moje miejsce.
Odnotowuję na tym blogu recenzje, piszę o planach wydawniczych, czasami
pozwalam sobie wydać jakiś manifest w znaczącej dla mnie sprawie – ale
zdecydowanie rzadziej, niż bym chciał. Mam często poczucie, że tego biednego
bloga zaniedbuję, że może nie promuję go tak szeroko, jak bym mógł. Obawiam
się, że prowadzenie bloga w takiej formie, w jakiej bym chciał, pochłaniałoby
zdecydowanie zbyt dużo czasu. Próbuję więc, znaleźć jakiś złoty środek w tym
wszystkim.
Paulina: No to pogadajmy o czytaniu. Co
czytasz najchętniej? Masz 3 tytuły, które są dla Ciebie szczególnie ważne?
Krzysiek: Jasne, są takie książki, które w nas
zostają, jak Trzej muszkieterowie, Kraina Chichów czy Kroniki marsjańskie - one
były dla mnie ważne wtedy, gdy je czytałem, w jakiś sposób zmieniły mnie.
Wcześniej był to pewnie Winnetou, albo Verne. Zapewne ukształtowała mnie w
jakiś sposób fantastyka, którą zresztą nadal chętnie czytam. Ale nie mam takich
prostych odpowiedzi. Problem ze mną i z moim czytaniem jest taki, że czytam...
za dużo. Przy nałogu stopniowo wzrasta dawka narkotyku, który się wprowadza do
organizmu. Kolejne książki zaczynają zlewać się ze sobą, zacierają się też
jakiekolwiek tendencje, czy prądy literackie. Z racji swoich upodobań lubię w
literaturze mrok, to mogę jeszcze stwierdzić z jakąś dozą pewności. A poza tym
nie jest tak, że któryś z moich ulubionych autorów stanowi dla mnie wzorzec
pisarski. Oczywiście, czerpię zapewne warsztatowo z wielu z nich, ale nie
chciałbym, żeby uznano, że piszę jak Cortazar, King albo ktokolwiek z wielkich
– chociaż wydawać by się mogło, że to kusząca perspektywa. Każdy musi znaleźć
własny głos, w którym wyraża swoje rozterki, za pomocą którego mierzy się ze
światem. Albo, ja wiem, sposób na opisanie marzeń sennych rzeczywistości.
Paulina: Pierwszy horror, jaki przeczytałeś w
życiu?
Krzysiek: Nie będę oryginalny,
"Manitou" Mastertona.
Paulina: Ten Masterton to wychował już niezłą
gromadkę grozopiewców ;) Obserwujesz polską, współczesną grozę?
Krzysiek: Racja ;) Gorzej, że wychował nas też
Guy N. Smith ;) Jasne, że obserwuję. Fascynujące to jest - horror przestaje być
niszowy, coraz więcej ludzi pisze grozę - i nie jest to jedynie powielanie
zachodnich wzorców, ale coś na kształt polskiej szkoły horroru.
Z
Mastertonem jest u mnie dziwnie - najpierw go uwielbiałem, potem mnie nudził, a
nawet śmieszył, teraz czuję przede wszystkim szacunek, bo facet pisze naprawdę
różnorodne gatunkowo książki.
Krzysiek: Kyrcz, Kain, Cichowlas, Orbitowski,
Stonawski, Radecki, Gacek, Gajek, Rojek, Grzywacz, Tomasz Czarny, Sylwia Błach,
Magda Kałużyńska. Paulina Król niedawno fajne opowiadanie na Niedobrych
Literkach puściła ;) Pewnie kogoś pominąłem na dodatek...
Paulina: Z pewnością, bo to dość duża grupa ;)
miło mi, że w niej jestem. A jak myślisz - polski horror "leci" na
ilość, czy na jakość? Sporo tego się namnożyło ostatnio...
Krzysiek: Wiesz, myślę, że z ilości w sposób
naturalny przejdzie w jakość. Po etapie mnożenia przyjdzie etap destylacji,
część ludzi się wykruszy, jak to zwykle się dzieje. Daleki jestem na pewno od
tego, żeby zamartwiać się tym, że w Polsce ukazuje się coraz więcej rodzimych
utworów z gatunku horroru. On, czyli ten polski horror, musi przede wszystkim
zaistnieć w świadomości ogółu jako zjawisko nabierające znaczenia. Mam
nadzieję, że tak się niebawem stanie.
Paulina: Tak w ogóle to kogoś nie obeznanego z
tematem ogrom publikacji, która wychodzi w sieci, może przytłoczyć. Portale,
blogi. Ogarniasz to wszystko?
Krzysiek: Nie ogarniam świata, że polecę
cytatem. Staram się być zorientowany w tym, co się dzieje, czytać maksymalnie
dużo, ale za mało jest czasu. W końcu to nie jest tak, że pisarz grozy czytuje
tylko i wyłącznie grozę – ja nawet dla komfortu psychicznego odradzałbym takie
postępowanie. Czytam dużo, ekstremalnie dużo nawet, ale są jednak jakieś
granice przyswajalności. No, jeszcze jeden cytat mi przyszedł do głowy, nieco
niecenzuralna myśl rosyjska – Wsiego mira nie pieriejebiosz, no nada k'etomu
striemlitsia. A ja będę musiał starać się jeszcze bardziej, bo zaproszono
mnie do kapituły nagrody im. Stefana Grabińskiego. Przede mną zapoznanie się z
całością, a w każdym razie z dużą częścią tego, co w 2013 roku pojawiło się w
Polsce w kategorii grozy
Paulina: A konwenty? Jeździsz, bywasz? Masz w
planach? ;)
Krzysiek: Bywam, bywam :-) Staram się kilka
razy do roku pojawiać na spotkaniach z czytelnikami i pisarską bracią.
Postrzegam konwenty przede wszystkim w kontekście towarzyskim. Warto tu dodać,
że do niedawna pisarze i czytelnicy horrorów skazani byli na marginalizację,
gdyż szeroka rozumiana groza postrzegana była jako niewiele znacząca nisza w
całym nurcie fantastyki. Pojawił się jednak krakowski KFASON, czyli konwent
przeznaczony wyłącznie dla miłośników grozy. Przyznam, że dawno nie czułem się
tak bardzo „zadomowiony', jak podczas tych dwóch jesiennych dni. Podobał mi się
entuzjazm organizatorów i uczestników, jakaś świadomość bycia częścią większej,
spójnej całości. A także tego, że to kolejna cegiełka konstytuująca nurt
polskiego horroru, nadająca mu rozpędu.
Paulina: A za 10 lat jak będzie?
Krzysiek: Wierzę, że będzie lepiej - przede
wszystkim łatwiej będzie młodym pisarzom zaistnieć na trudnym rynku, wydawcy
chętnie będą myśleć o wydawaniu horrorów. My wszyscy będziemy zarabiać wielkie
pieniądze na naszych książkach etc. Zagalopowałem się zwłaszcza pod koniec,
wierzę, że będzie po prostu lepiej ;)
Paulina: Złota myśl Maciejewskiego?
Krzysiek: Nigdy nie jest za późno na szczęśliwe
dzieciństwo - te słowa Toma Robbinsa dobrze opisują moją pisarską karierę, że
tak górnolotnie pojadę...
Paulina: Dziękuję za rozmowę :)
Krzysiek:
Dziękuję za miłą rozmowę i pozdrawiam :-)
Komentarze
Prześlij komentarz