Badacz potworów, Rick Yancey
„Cóż, zapewne prawie wszystko jest możliwe, jednak z pewnością pewne rzeczy są mniej prawdopodobne niż inne”
Czy potwory istnieją? Tak, w naszych głowach. Zwłaszcza, kiedy mamy zaledwie kilka lat, a szpara pod łóżkiem jest wystarczająco duża, by mogło się w niej zmieścić monstrum.
Antropofag (źródło tła) |
Pamiętniki zaczynają się od dnia, w którym grabarz, mający (jako jeden z wielu) jakieś nielegalne układy z Warthropem, przywozi pewien pakunek.
Grabarz wykopał coś na cmentarzu.
Coś dziwnego. Odrażającego. Strasznego.
Grabarz wykopał coś na cmentarzu.
Coś dziwnego. Odrażającego. Strasznego.
Doktorowi aż oczy zabłysły, kiedy spoczęły na tym, co było ukryte w worku. I nie, nie chodziło wcale o zwłoki młodej dziewczyny, ale o to, co ją… obejmowało. Bezgłowe monstrum o humanoidalnych kształtach, jamie ustnej na brzuchu pełnej trójkątnych, ostrych jak sztylety zębów i oczach na ramionach! Podniecony doktor zabiera się do pracy – przeprowadza nekropsję, spisuje dane… I nagle zaczyna się zastanawiać, skąd Anthropophagus w ogóle znalazł się w Nowej Anglii. Odkrycie prawdy nie tylko wyjawi tajemnice rodu doktora, ale zagrozi bezpieczeństwu wszystkim mieszkańcom. Odkrycie grabarza wywoła lawinę wydarzeń, a tylko Will Henry, doktor Warthrop i enigmatyczny chirurg Kearns będą mogli powstrzymać antropofagi przed ekspansją...
„Ależ tak, dziecino. Potwory istnieją, a jakże. Ot, choćby w mojej piwnicy właśnie jeden taki wisi sobie na haku”
Will Henry nie ma łatwego życia. Jego rodzice zginęli w tragicznych okolicznościach, a on sam został przyjęty pod dach doktora Warthropa. Doktor nie dość, że nie jest emocjonalnym człowiekiem, jak na naukowca przystało, ma jeszcze specyficzny sposób bycia. Nieczuły dla ludzi, niezwykle oddany swojej pracy, traktuje Willa Henry’ego jak chłopca na posyłki, co by nie powiedzieć – niewolnika. Przyjął sierotę tylko ze względu na jego ojca, który przez całe życie był mu oddanym pomocnikiem. Sam Warthrop kontynuuje dzieło własnego rodu, zajmując się tajemną dziedziną nauki. I, jak widać, ma sporo materiału do badań, skoro może z tego wyżyć…
„Badacz potworów”, pierwszy tom serii „Monstrumolog” Ricka Yanceya, to opowieść dla młodzieży. Tej nieco starszej, rzecz jasna. Ale ja, prawie trzydziestolatka, bawiłam się przy niej przednio. Ta opowieść czyta się sama. Ten dość… oryginalny, nie powiem, pomysł (choć odrobinkę przypomina „Frankensteina”), naprawdę… się broni. Całkiem sprawnie obmyślona historia, w której nie ma luźnych końców. Zagadka istnienia potworów jest wiarygodnie przedstawiona, choć w takiej swoistej, baśniowej wręcz otoczce. Co już baśni nie przypomina to ilość makabry, krwi i niezwykle sugestywnych opisów rzezi, dzięki czemu można książce śmiało przypiąć łatkę „horror”.
Język autora, stylizowany na nieco archaiczny (w końcu opowiada o wydarzeniach z XIX wieku), przypomina klasyczne opowieści o duchach. Soczyste opisy i duża dawka napięcia sprawiają, że historię czyta się z dreszczykiem, a cała fabuła jest tak zajmująca, że nie można się oderwać. Świetnie przedstawione rysy psychologiczne bohaterów, zwłaszcza ekscentrycznego Warthropa – całkowicie zamkniętego we własnym świecie naukowca – oraz śmiałe zwroty akcji, plus oczywiście cudownie realnie przedstawione potwory to nie lada gratka dla każdego, niezależnie od wieku.
„Przecież użalanie się nad sobą to czysty egotyzm, najczystsza forma skupienia się na własnej osobie”
Osobiście dałabym tę książkę do przeczytania piętnastolatkowi, gdyż jej treść nie zamyka się jedynie w grozie i potworach. Sporo tu – zdawałoby się trywialnych – prawd życiowych, rozważań na tematy egzystencjalne, rozterek nad moralnością i uczciwością. Sprytnie przemycone prawdy o podstawowych wartościach w życiu mogą stanowić doskonały element edukacyjny. Dodatkowo piękny, kwiecisty język natomiast zdecydowanie wzbogaca zasób słownictwa. Serdecznie polecam.
The Monstrumologist, tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński, wydawnictwo Jaguar 2014, ISBN: 9788376862262, liczba stron: 464
Komentarze
Prześlij komentarz