Gra o Tron, Pieśń Lodu i Ognia Tom I, George R. R. Martin
„Strach tnie głębiej niż miecze.”
Bodaj dwa lata temu moja mama nakazała sobie włączyć serial. Do wtedy nie miałam pojęcia, co to takiego, ta „Gra o Tron”; wydawała mi się nieciekawa i zupełnie nie dla mnie. Włączyłam odcinek. Po nim drugi, trzeci i kolejny. Ta fabuła, te intrygi, ten skomplikowany wymysł jakiegoś najpewniej szalonego pisarza pochłonął mnie bez reszty, aż do ostatniej sceny pierwszego sezonu.
I wtedy powiedziałam sobie „stop”. Nie obejrzę ani zwiastunu kolejnych sezonów, dopóki nie przeczytam książki.
Czekałam te dwa lata. I wreszcie otworzyłam książkę, przyjemnie grubaśne tomisko, rozpoczynające sagę Pieśni Lodu i Ognia. I ponownie zostałam wciągnięta w spiski, kłamstwa, zdrady i bitwy, bez reszty wciągnęły mnie dzieje Westeros, Królestwa zbudowanego ze scalenia siedmiu. I powiem Wam, że dzięki mglistym wspomnieniom serialu nieco łatwiej było mi odnaleźć się w tej plątaninie nazwisk, krain, tytułów i intryg. Co nie oznacza wcale, że nie była mi potrzebna ściąga…
Moja ściąga... ;) |
Widzicie, problem w tym, że ja naprawdę nie wiem, jak Wam opisać tę historię. Czy zacząć od Wielkiej Tajemnicy, która zagraża całemu królestwu? Czy opowiedzieć o Starkach, Lannisterach, o królu Robercie i pewnym bękarcie, który stanie się Czarnym Bratem w Nocnej Straży? A może skupić się na wilkorach i smokach, zbuntowanych dziewczynkach i morderczych klanach? O bezkresach krain za Wąskim Morzem czy o przepychu Królewskiej Przystani? Królewskim Namiestniku, lordach i rycerzach? Dziwkach, giermkach i stajennym, mówiącym jedno słowo: Hodor? Od czego mam zacząć?
Wiecie, co? Sądzę, że szybciej będzie, jeśli po prostu sami przeczytacie tę książkę. Nim ja opowiem o wszystkim, nadejdzie… zima.
O, tak. Nadchodzi zima. Z północy dochodzą wieści o Innych, a południe szykuje się do wojny. Jedna głowa może zadecydować o życiu i śmierci tysięcy… Dosłownie. Nim jednak ziemie Westeros nasycą się krwią, a szczęk mieczy przerwie ciszę lasów, będzie jeszcze szansa na pokój. Jedna. Ale… „W grze o tron zwycięża się albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej”.
Epicka powieść George’a R. R. Martina wciąga i wzrusza, trzyma w napięciu i szokuje, smuci i rozwesela. Tomiszcze nafaszerowane jest wnikliwymi mądrościami, aforyzmami i pięknymi opisami. Bohaterowie, których jest tutaj mrowie, nie są papierowi – żyją, ulepieni ze słów jak najtwardsze, żelazne trony ze stopionych w ogniu smoczych oddechów mieczy. Rysy psychologiczne, żywe dialogi, akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Poza zwyczajnym, „dworskim” życiem, Martin nie poprzestał jedynie na tym, co przyziemne. Bo, skoro Westeros jest krainą, która mogłaby istnieć w średniowieczu… To czemu nie uszczknąć szczypty typowych dla tamtego okresu legend, mitów i wierzeń? Dlaczego nie pójść dalej i… je wskrzesić? Do opowieści o walce o władzę dołożyć jeszcze mary, demony, płaczące drzewa, żywe trupy, smoki…! Martin zaczerpnął z okrytego całunem historycznych domysłów okresu i korzysta z tego, jak bezdomny, grzebiący w koszu dóbr Armii Zbawienia. Wielotorowość fabuł, przenikających się wzajemnie i naprzemiennie przedstawianych w rozdziałach poświęconych innym osobom i miejscom sprawia, że syndrom jeszcze jednego rozdziału jest permanentną przypadłością czytającego. Nieomal każdy podrozdział kończy się cliffhangerem, który zmusza do kontynuowania czytania. Ostatnia strona zaś sprawia, że człowiek z uporem maniaka wyciąga ręce po kolejny tom…
A następne zdjęcie ukazuje, jak bardzo sugestywne są opisy w książce (Ned Stark został poczęstowany zimnym mlekiem z miodem, ja piłam ciepłe - pierwszy raz od kilku dobrych lat, ale ślinka mi tak ciekła, że musiałam!;)):
A następne zdjęcie ukazuje, jak bardzo sugestywne są opisy w książce (Ned Stark został poczęstowany zimnym mlekiem z miodem, ja piłam ciepłe - pierwszy raz od kilku dobrych lat, ale ślinka mi tak ciekła, że musiałam!;)):
„Jesteśmy tylko ludźmi, których bogowie uformowali do miłości. Oto istota naszej chwały i naszej tragedii.”
Nie polecam osobom, które:
- mają mało czasu
- mają obowiązki, których nie da się obejść
- muszą wcześnie wstać
- nie lubią skomplikowanych historii, w których trzeba używać mózgu
- nie chcą wpaść w nałóg
Polecam zaś tym, którzy nie boją się wyzwań i chcą z otwartym umysłem przeniknąć do innego świata. Nieomal dosłownie. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, by Wasze sny w czasie lektury tej książki skupiały się na rycerzach, żelaznych tronach i wysokich murach, to śmiało możecie czytać. Ja przez kilka dni żyłam tą historią zarówno na jawie, jak i we śnie, więc wiem, co mówię.
Nie oglądajcie serialu – nie idźcie na łatwiznę. Usiądźcie z kartką i długopisem. Po pierwszych 100 stronach, które są – ostrzegam – dość trudne do przebrnięcia, resztę pochłoniecie w mgnieniu oka.
Myślę, że sam Tolkien byłby fanem tej sagi.
Serdecznie polecam. Wybaczcie, że ten post jest taki… ułomny. Ale w obliczu tej księgi, jej rozmachu, zaskakującej złożoności, nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by w pełni oddać jej zalety. Pozwólcie zatem, że zostawię Was z tą miałką opinią i Was opuszczę. Drugi tom sam się nie przeczyta…
A Game of Thrones, tłum. Paweł Kruk; przejrzał i poprawił Michał Jakuszewski; Pieśni Lodu i Ognia tom Tom I, Zysk i Spółka 2011. ISBN: 9788375067293, liczba stron: 844.
Pieśń Lodu I Ognia:
Gra o tron | Starcie królów | Nawałnica mieczy. Stal i śnieg | Nawałnica mieczy. Krew i złoto | Uczta dla wron. Cienie śmierci | Uczta dla wron. Sieć spisków | Taniec ze smokami. Część I | Taniec ze smokami. Część II
Komentarze
Prześlij komentarz