To nie jest kraj dla starych ludzi, Cormac McCarthy
„Niewiele trzeba, by rządzić dobrymi ludźmi. Bardzo mało. A złymi nie da się rządzić w ogóle. A jeśli się da, to ja nic o tym nie wiem”
Są takie książki, które mówią znowu nie tak wiele. Ich fabułę można opisać w dwóch zdaniach, może mniej. Kiedy z błyszczącymi z podniecenia oczami opisujesz komuś taką historię, ten ktoś może zmarszczyć brwi i zapytać: "no i?". A ty wtedy albo parskasz lekceważącym śmiechem, albo wciskasz mu książkę. "Weź, przeczytaj. Sam zobaczysz".
Myśliwy Llewelyn Moss znajduje się w złym miejscu o niewłaściwym czasie, choć z pozoru mogłoby się wydawać wręcz odwrotnie. Na środku pustyni, gdzieś na bezdrożach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem, natyka się na kilka zabitych handlarzy narkotykami i martwego psa – a nieopodal znajduje kolejnego martwego faceta, dzierżącego w dłoni aktówkę z ponad dwoma milionami dolarów. Moss doskonale sobie zdaje sprawę, że czekają go spore konsekwencje, ale mimo wszystko… taka pokusa! Zabiera aktówkę ze sobą i tak rozpoczyna swoisty łańcuch wydarzeń... Szlakiem Mossa (i walizki pełnej pieniędzy) zacznie podążać kilka osób... i żadna z tych osób nie ma ochoty negocjować.
Myśliwy Llewelyn Moss znajduje się w złym miejscu o niewłaściwym czasie, choć z pozoru mogłoby się wydawać wręcz odwrotnie. Na środku pustyni, gdzieś na bezdrożach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem, natyka się na kilka zabitych handlarzy narkotykami i martwego psa – a nieopodal znajduje kolejnego martwego faceta, dzierżącego w dłoni aktówkę z ponad dwoma milionami dolarów. Moss doskonale sobie zdaje sprawę, że czekają go spore konsekwencje, ale mimo wszystko… taka pokusa! Zabiera aktówkę ze sobą i tak rozpoczyna swoisty łańcuch wydarzeń... Szlakiem Mossa (i walizki pełnej pieniędzy) zacznie podążać kilka osób... i żadna z tych osób nie ma ochoty negocjować.
Chciwi Meksykanie nie stanowią większego zagrożenia, o ile umiesz strzelać – a Moss umie. Większym problemem okaże się Anton Chigurh, psychopatyczny morderca, dla którego ten pościg jest kwestią wręcz honorową. Każdy następny krok Mossa będzie oznakowany krwią i cierpieniem, i nawet szeryf Ed Tom Bell, ostatni praworządny, zdawałoby się, przedstawiciel władzy, może sobie nie poradzić z takim kalibrem zła, reprezentowanym przez Chigurha.
„Nie wiem, czy mieliśmy wcześniej do czynienia z takimi ludźmi. Z takim gatunkiem ludzi. Nie wiem nawet, co z nimi robić. Gdyby ich wszystkich pozabijać, trzeba by wybudować nowe piekło”
Cormac McCarthy jest jednym z najbardziej cenionych amerykańskich pisarzy współczesnych. Do tej pory poznałam jedynie jego „Drogę”, którą byłam absolutnie oczarowana. Przyszedł czas na „To nie jest kraj dla starych ludzi” w tłumaczeniu Roberta Sudół (który przełożył także i wspomnianą „Drogę”). I ponownie McCarthy mnie zachwycił.
Tytuł powieści pochodzi z wiersza W. B. Yeatsa pt. "Sailing to Byzantium". I, podobnie jak to bywa w poezji, i tutaj mamy podwójne dno - ta powieść opowiada o czymś znacznie większym, niż może się to wydawać z konspektu. Nie jest to zwykły kryminał sensacyjny. To historia o fundamentalnych wartościach, różnicujących dobro od zła, i o tej cienkiej granicy, która je dzieli. Moss, dobry człowiek, wplątuje się w niezwykłą aferę i jedna, nieprzemyślana decyzja – a może pycha? – sprowadzają go na ścieżkę zbrodni. Chigurh z kolei jest złem wcielonym, mordercą, podejmującym decyzję o ludzkim życiu lub śmierci rzucając monetą, i on – w przeciwieństwie do Mossa – nie posiada żadnych odcieni szarości. Jest kruczoczarny. Zły. Natomiast szeryf Bell to człowiek, który widział w życiu tak wiele zła, że zaczyna kwestionować istnienie dobra. To zgorzkniały glina, nie mający zbyt wielkiego mniemania na temat tego, dokąd zmierza ten świat. A przy tym człowiek prawy, kochający, ale i mający własne sekrety.
„Obietnice to najlepszy sposób, żeby samemu sobie zrobić krzywdę”
Widliczka łuskowata (za wiki) |
Dlaczego porównuję „To nie jest kraj dla starych ludzi” do „zmartwychwstanki”? Dlatego, że cały sens powieści, całe jej piękno, rozkwita dopiero w umyśle czytającego. Styl McCarthy’ego jest… rzeczowy. Pozbawiony ozdobników, metafor, emocji. Można by wręcz powiedzieć, że jest mało literacki, ale to byłoby bardzo krzywdzące. Otóż, paradoksalnie, taki sposób narracji – skrótowy, skupiający się na poszczególnych czynnościach, nie emocjach bohaterów – ma większą siłę rażenia. Czytelnik zdany jest na siebie. Jest to z pewnością ryzykowna proza, ale McCarthy’emu się to udaje. Ta lapidarność, oszczędność w słowach, sprawiają, że cała reszta – to, co niedopowiedziane – rozkwita jak ta róża jerychońska w głowie czytającego. I pozostaje tam na bardzo, bardzo długo.
„Zawsze przepłacamy. Zwłaszcza za obietnice. Nie ma czegoś takiego jak obietnica z rabatem”
Charakterystyczną cechą prozy McCarthy’ego jest… oszczędna interpunkcja. Oprah Winfrey wytknęła autorowi kiedyś, że widziała w jego książkach jeden przecinek i ani jednego średnika. McCarthy potwierdził. Mało tego, autor nie używa także pauz do określania dialogów. Te zabiegi sprawiają, że ta proza – nie tylko pod względem treści, ale także i formy – do najłatwiejszych nie należy.
Ta opowieść, oprócz sensacyjnego rozmachu akcji i trzymającej w napięciu fabuły, umiejscowionej na jakże sugestywnym pograniczu Teksasu i Meksyku – miejscu styku nie tylko państw, ale i kultur, praw i moralności – zapewnia czytelnikowi coś znacznie więcej. Smutną, słodko-gorzką prawdę o naturze człowieka, sięgając po biblijny topos odwiecznej walki dobra ze złem, która to walka nie zawsze bywa równa. McCarthy nie oferuje prozy lekkiej, łatwej i przyjemnej. Oferuje surową, grubo ciosaną opowieść, w której trzej główni bohaterowie… nigdy nie spotykają się razem. Trzy oblicza jednej historii, w której myśliwi stają się zwierzyną, a zwierzyna – łowcą, w której skąpe rozterki zawierają mnogość treści i w której nadzieja jest naprawdę bardzo... deficytowym towarem.
"To nie jest kraj dla starych ludzi" jest kryminałem, sensacją, poezją, filozofią i rozprawą o wartościach podstawowych. Treść, choć lekka, wciągająca, pozostawia czytelnika w zadumie. Nie jest to powieść tak wybitna, jak "Droga", ale wciąż jest to coś wspaniałego. "Weź, przeczytaj. Sam zobaczysz."
- Książka a film -
W 2007 roku na ekrany kin wszedł film "To nie jest kraj dla starych ludzi" braci Coen, oparty na tej historii. Film zdobył aż cztery Oskary.
Niezwykle wierny książce obraz jest odwzorowaniem geniuszu zarówno pisarza, jak i tworzących film osób. Typowe dla braci Coen kino „wizualne”, w którym niewiele dialogów, idealnie oddaje prozę McCarthy’ego. Tommy Lee Jones, który w filmie zagrał rolę szeryfa Bella, prywatnie jest fanem autora (a także wystąpił w „Sunset Limited”, filmie z 2011 roku, którego scenariusz został napisany przez Cormaca McCarthy’ego). Javier Bardem, hiszpański aktor, doskonale oddał postać psychopatycznego Chigurha, a w rolę Mossa wcielił się Jose Bralin (znany m.in. z „Grindhouse: Planet Terror” Rodriqueza). Miło było także zobaczyć Woody’ego Harrelsona w roli Wellsa.
Film jest bardzo dobry i z czystym sumieniem mogę go polecić. Ale – z równie czystym sumieniem – muszę przyznać, że książka jest lepsza. Jak to zwykle bywa.
Cormac McCarthy (właśc. Charles McCarthy, ur. 1933 w Providence, mieszka w Nowym Meksyku) – uważany za jednego z czterech najlepszych współczesnych pisarzy amerykańskich (obok Thomasa Pynchona, Dona DeLillo i Philipa Rotha), następcę Faulknera. Każda jego książka staje się wydarzeniem literackim [źr.].
No Country for Old Men, przekład Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie 2014
Komentarze
Prześlij komentarz