Nawałnica mieczy. Stal i śnieg, Pieśń Lodu i Ognia Tom III/1, George R. R. Martin
„Porażka to choroba, na którą lekarstwem jest zwycięstwo.”
Cóż mogę napisać o "Nawałnicy mieczy", nie zdradzając szczegółów fabuły, by nikomu (broń Panie Boże, Cthulhu i Latający Potworze Spagetti) nie popsuć radości z lektury poprzednich części? Twardy orzech do zgryzienia.
Martin w "Podziękowaniach" do pierwszego tomu "Nawałnicy mieczy" porównał swoje pisanie do wielkiego muru, w którym jest masa cegieł. Budowa takiego muru wymaga cierpliwości i skrupulatności, by nie runął on z powodu kiepskiego wyważenia, niedbałości czy braku pewnych kluczowych elementów. Jeśli tak na to spojrzeć, to istotnie - jego mur się rozrasta nie tylko w górę, ale i na boki, na szerokość, grubość; mam też wrażenie, że Martin buduje również pod ziemią. Przeszłość bohaterów, całych rodów pociąga za sobą ogromną odpowiedzialność, a przy tak obszernym przedsięwzięciu, jakim jest ta wielotomowa saga, staje się kwestią arcytrudną. Każdy element musi do siebie pasować, każde wydarzenie musi mieć skutki, wprowadzeni bohaterowie nie mogą ot tak, zniknąć. Kreując swój fantastyczny świat Martin porwał się niemal z motyką na Słońce, bo aby zachować ciąg przyczynowo-skutkowy i aby ta nieszczęsna strzelba Czechowa zawsze wypaliła, podejrzewam, iż zużył całe zeszyty na notatki. I dzięki, George! Gdyż dałeś mi niesamowitą przygodę i szalenie rozbudowaną wizję strasznego świata.
Dlaczego strasznego? Moi mili, jest takie powiedzenie: "im dalej w las, tym więcej drzew". I to powiedzenie sprawdza się w przypadku Pieśni Lodu i Ognia. Każdy kolejny tom to zapętlenie, każdy rozdział przynosi nowe problemy i nowe rozwiązania. Im dalej w sagę, tym bardziej skomplikowana staje się fabuła (a ja głupia myślałam, że "Gra o Tron" zrobiła mi sieczkę z mózgu...). I, choć generalnie wszystko sprowadza się do jednej kwestii - czyli walki o żelazny tron - to nic poza tym nie jest takie proste.
Pomijając wszystko inne, PLiO są opowieścią przede wszystkim o ludziach.
Westeros się podzieliło i każdy walczy z każdym. Król Joffrey ma swoją Straż Miejską i cały ród Lannisterów po swojej stronie, a dzięki małżeństwom i przekupstwie za moment pozyska także innych sprzymierzeńców. Robb Stark, Król Północy, ma po swojej stronie Riverrun, ale Winterfell stoi w obliczu zagrożenia zdradą. Brat zmarłego króla Roberta, Stannis Baratheon, ma po swojej stronie moce Pana Światła. I tak dalej... W pewnym momencie zaczyna się wydawać, że jedyną trzeźwo myślącą osobą jest karzeł, którego i tak nikt nie słucha...
Bohaterów raz lubimy, raz nie. Osoby, za lojalność których dalibyśmy sobie ręce uciąć, raptem zdradzają i mordują. Ci, których nie lubiliśmy, okazują swoją drugą - lepszą - twarz. Nawiązują się przyjaźnie tak kruche jak cienki lód na jeziorze wczesną zimą, choć owe przyjaźnie przypominają bardziej transakcję handlową, niż rzeczywistą więź. Wspólne interesy pozwolą, by wrogowie się choć na moment zjednoczyli, ale nie ma co wierzyć, że takie przymierze potrwa długo. W dogodnym momencie jeden drugiemu i tak z chęcią odciąłby głowę.
To, co się dzieje w Westoros to nie jedyny problem, poruszony przez Martina. Za murem dzicy zbierają się do wojny. Jeśli Mur upadnie... to na południe od niego zaroi się od gigantów, klanów kanibali, Rogostopych, jaskiniowców i całej plejady innych dziwactw, zagrażających Królestwu. Ach, i nie można zapominać o Innych. Sama zgroza! Ale po co martwić się zagrożeniem z zewnątrz, skoro najważniejsze są głupie, wewnętrzne potyczki? Najlepiej schować się pod jakimś kamieniem i po prostu czekać na śmierć.
„Niektóre bitwy wygrywają miecze i włócznie, a inne gęsie pióra i kruki.”
Sid Leniwiec powiedział kiedyś Diego, by "schował sobie godność w buty". I przy niebezpieczeństwie, czającym się tuż za rogiem, wszyscy mieszkańcy Siedmiu Królestw powinni to uczynić. Bo zagrożenie zbliża się nie tylko z północy, ale także z Wolnych Miast w postaci Matki Smoków...
Nie odmawiajcie sobie tej sagi, gdyż jest ona po prostu niesamowita. Czuję się wręcz za mała, by móc mieć jakiekolwiek uwagi krytyczne... poza jednym: dlaczego autor tak lubuje się w mordowaniu i zmianie złych sytuacji w jeszcze gorsze?
Moi drodzy, czytajcie Martina. Ale przy czytaniu pamiętajcie o dwóch sprawach:
Nie ufaj nikomu.
I Valar morghulis.
A Storm of Swords. Vol. 1: Steel and Snow, tłum. Michał Jakuszewski; Pieśni Lodu i Ognia tom Tom III, Zysk i Spółka 2013. ISBN: 978-83-7785-211-8, liczba stron: 728.
Pieśń Lodu I Ognia:
Gra o tron | Starcie królów | Nawałnica mieczy. Stal i śnieg | Nawałnica mieczy. Krew i złoto | Uczta dla wron. Cienie śmierci | Uczta dla wron. Sieć spisków | Taniec ze smokami. Część I | Taniec ze smokami. Część II
Komentarze
Prześlij komentarz