WILQ Superbohater, Zeszyt #20 Syfon i papierosy
Jubileuszowy, dwudziesty album Wilq'a - "Syfon i papierosy" - zdominowany został przez postać komisarza Gondora i historię jego pierwszej sprawy w Opolu. Komiks "Gondor - pierwszy trop" to epicka opowieść kryminalna osadzona w czasach wielkiego kryzysu w Opolu roku 1982. Jest tu wszystko co znamy z klasycznych antymoralitetów gangsterskich: para detektywów i napad na bank, młodociane prostytutki i policyjne odprawy, łemkowie i szalety miejskie, a przede wszystkim syfony i papierosy, papierosy i jeszcze raz papierosy.
Ponadto w najnowszym zeszycie znajdziecie kilka krótszych, ale intensywnych komiksów z Wilqiem, Alcmanem, Entombetem, Mikołajem i Słabym Wielbłądem w rolach głównych."Au revoir les requins" opowiada o miłości, która łamie nie tylko serca, ale i szczęki. "Najlepszy superbohater nieanglojęzyczny" został oparty na skandalizującym scenariuszu "HIV na drzewie" i jest to dzieło absolutnie nie dla wszystkich. Wreszcie "Inwazja rabunkowa z usiłowaniem podbicia" - toporne science-fiction po raz kolejny wałkujące temat ataku Marsjan na Opole. Ale gościnnie występuje w nim Człowiek Wulgaryzm z Wielunia, który od swojego debiutu w poprzednim zeszycie szturmem zdobywa serca czytelników i czytelniczek. Krótko mówiąc, najnowszy Wilq jak zwykle jest nie do pobicia w swojej kategorii wagowej (chodzi o ociężałość umysłową). Zapraszamy do lektury i życzymy wielu wrażeń.
Jeszcze
nie zdarzyło mi się recenzować komiksu i obawiam się, że ta sztuka może mi nie
wyjść - po pierwsze dlatego, że historie obrazkowe to specyficzny rodzaj
literatury, a po drugie dlatego, że od dawna uwielbiam dzieła braci Minkiewicz
i absolutnie nie będę obiektywna. WILQ jest postacią na tyle znaną, że nie
trzeba go nikomu przedstawiać - to taki krnąbrny celebryta, który łamie
konwenanse ciętym dowcipem i siarczystym językiem, a przede wszystkim
Superbohater, przy którym Superman wypada blado.
Superman może się schować |
Autorzy komiksu sami jawią się
jako niesamowicie wyluzowani, piekielnie inteligentni i niekiedy cyniczni
artyści, dla których nie istnieje żadne tabu. Już na wstępie, w krótkiej
przedmowie do jubileuszowego, dwudziestego numeru, dają czytelnikowi popalić.
Jednak nawet jeśli sami wytykają swoim czytelnikom 'słuszny', a przynajmniej
dorosły wiek, ten zeszyt z pewnością nie jest przeznaczony dla dzieci.
"Syfon i papierosy" to opowieść w 100% dla czytelników pełnoletnich!
Mamy
tutaj kilka komiksów – „Au Renoir les Requins”, „Kondor. Pierwszy trop” i „Najlepszy
Superbohater Nieanglojęzyczny”, a także krótkie przerywniki. Pierwsza historia
opowiada o pokonaniu niezwyciężonego rekina i jest to opowieść na poły
fantastyczna i grozy. Druga to kryminał opowiadający o napadzie na bank i
pierwszym śledztwie Gondora, w 1982 roku milicyjnego żółtodzioba (w trakcie tej pełnej
zwrotów akcji i napięcia historii wskazane palenie papierosów). Historia przepełniona jest absurdami PRL-u i jest wyjątkowo zabawna :) Zaś trzecia to
taki krótki, prześmiewczy skecz ilustrujący współczesne „celebrytowanie”.
Więcej o fabułach powiedzieć nie mogę, gdyż nie chcę wyjawić zbyt wiele ;)
Zeszyt
jest bardzo… Wilqowy. Jeśli znacie dotychczasową pracę braci Minkiewicz, to
wiecie, czego się spodziewać. Chamskiego, wrednego typa o imieniu WILQ, kilku jego kumpli (spośród których moim ulubieńcem jest Słaby Wielbłąd), Opola jako centrum wszechświata i spoooorą dawkę prostego, acz inteligentnego dowcipu. Ponadto mnóstwa cynizmu i ironii, mnóstwa zawoalowanych,
ciętych komentarzy i mnóstwa wulgaryzmów. Choć historie są krótkie, to czytelnik
czyta je dość długo – a to dlatego, iż każdy jeden kadr może zawierać zabawne
szczególiki. Pojawia się wiele gier słownych, co mi szczególnie się podobało –
takie perełki jak „Tylko dla mieszańców”, „Art. Artykułopodobne” czy dzielnica „Łomx”
to smaczki, które wydłubuje się z wilqowego sosu z przyjemnością. A rysunki?
Proste, przemyślane. Onomatopeje wskazują ruch i dźwięk, przez co historie są
dynamiczne. I również warto się im przypatrywać, by docenić szczególiki – jak choćby
szczekającego kozła na smyczy. Sami bracia M. przyznają, że historie WILQa to pastisze - i tu istotnie widać to zwłaszcza w historii detektywistycznej. Ukazani gliniarze są tak uroczo przerysowani, że nie da się tej opowieści czytać bez porozumiewawczego uśmiechu skierowanego w stronę twórców. I można też sobie ponucić...
Słuchajcie!
Nie będę Wam tu dłużej truła ani na siłę wyszukiwała epitetów, które mogłyby
choć w przybliżeniu opisać ten komiks. Wilq jest zajebisty, po prostu. Jeśli
znacie kreskę Minkiewiczów i ich dowcip, to bez wahania powinniście sięgnąć po
ten zeszyt. Kto jednak nie potrafi docenić czy zrozumieć specyficznego humoru
autorów, ten nie ma tu czego szukać. „Syfon i papierosy” to lektura dla
czytelników zaznajomionych z postacią Wilqa i potrafiących docenić cyniczną
naturę tego Superbohatera. A ci, którzy go jeszcze nie znają, mogą go poznać na
fejsie. Albo na stronie. Albo mogą sobie kalendarz ściągnąć (ja mam i codziennie wita mnie jakiś cięty komentarz na pulpicie). Mówiąc ogólnie - zdecydowanie polecam #20 przygód WILQa Superbohatera!
A dzięki uprzejmości braci Minkiewicz mam dla Was wywiad!
Ma
kopnięty nos i wiecznie skwaszony wyraz twarzy. Obchodzi właśnie 20 urodziny,
ale że kobietom i superbohaterom lat się nie liczy, przyznaje się tylko do 12.
Na Facebooku ma prawie 50 000 znajomych, pomimo swojego „niewyszukanego”
poczucia humoru i skłonności do wulgaryzmów. Zagrał w reklamie i w filmie, ma
stałe rubryki w gazetach i na portalach.
Wilq
Superbohater, wybawca Opola – kto go jeszcze nie zna, ten nie żyje naprawdę…
Wilq to alter ego,
któregoś z braci M.?
Bartek
Minkiewicz: - Nie. Ale zaryzykowałbym twierdzenie, że to ja, za jakiś czas,
mogę stać się alter ego Wilq’a. Gdy powstawał był bytem niezależnym, ale im
dłużej go rysuję, tym lepiej go rozumiem i lubię.
Tomasz
Minkiewicz: - Nie bylibyśmy w stanie pracować z takim bohaterem przez tyle lat,
gdyby był nam całkiem obcy.
Tacy pełnokrwiści
bohaterowie musieli mieć jednak jakieś pierwowzory...
BM:
- To prawda - mieli jak najbardziej pełnokrwiste pierwowzory. Pojawili się
pierwotnie jako karykatury moich znajomych z liceum, a ich pierwsze proste
przygody, to były niewybredne kpiny z kolegów, rysowane w zasadzie tylko dla
nich. Tak zabawa w gronie przyjaciół. Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że
takie - wydawałoby się - hermetyczne żarty trafią do szerszej widowni, i że
bohaterowie uniezależnią się od swoich pierwowzorów.
Wilq to specyficzny
superbohater, taki na miarę naszych czasów i możliwości. Dlaczego zdecydowaliście
się akurat na konwencję superbohaterską? Czy stwarza ona dodatkowe możliwości?
TM:
- Komiks Wilq, jego humor i wartość są oparte na mechanizmie kontrastu. I do
tego konwencja superbohaterska jest idealna. Bo cechuje się ona skrajnym
patosem i tematycznym gigantyzmem. Wszystko tu jest największe, najgroźniejsze,
najbardziej niebezpieczne, heroiczne i dramatyczne. Wystarczy teraz to zestawić
z banalnym życiem na opolskim blokowisku, z tuzinkowymi postaciami, marazmem,
nieporadnością, głupotą, tym co codzienne, siermiężne, tak zwykłe, że aż
wstydliwe. I mamy Wilqa.
W najnowszym, dwudziestym
już zeszycie serii na pierwszy plan wysuwa się gwiazda planu drugiego czyli komisarz
Gondor. W końcu możemy zobaczyć jak zaczynał karierę, poznać jego mentorów…
Wówczas to była jeszcze Milicja Obywatelska. Czy to wasz głos w sprawie
25-lecia transformacji?
BM:
- Szansa, żebym - sam z siebie - pomyślał o jakiejś rocznicy, jakiejś
transformacji wynosi mniej, niż szansa, że betonowa latarnia uliczna nagle
ożyje i tego samego dnia wygra w totolotka. A co dopiero mówić o zabieraniu w
tym temacie głosu. Tomek napisał scenariusz, który bardzo mi się spodobał, bo
bawił się prawdziwymi i mitycznymi obrazami PRL-u. Dodatkowo to czas naszego
dzieciństwa, więc dostaliśmy dodatkowy bonus w postaci nostalgicznej podróży w
przeszłość. Z tym, że dosyć dziwacznej podróży.
TM:
- Korciło mnie od jakiegoś czasu, żeby opowiedzieć więcej, o którejś z postaci,
orbitujących wokół głównego bohatera. Kumpelskie relacje Wilqa z Entombetem,
Mikołajem i Alcmanem nie potrzebują dodatkowego opisu. O słabym Wielbłądzie
było już trochę w „Rapierze Miłości”. Co innego komisarz Gondor. Muszę się
przyznać, że do tej pory traktowałem go trochę instrumentalnie, na równi z
sygnałem świetlnym wzywającym Wilq’a. Kiedy jednak usłyszałem Gondora,
mówiącego głosem Mariusza Dziędziela, kiedy nagrywaliśmy jego kwestie na
potrzeby animacji, zacząłem sobie zadawać pytania – kim tak naprawdę jest ten
facet. Fakt, że mamy do czynienia z rokiem 1982 to kwestia drugoplanowa.
Najnowszy zeszyt ma iście
kryminalną okładkę i taka też jest jego zawartość. Po jakie jeszcze gatunki
sięgaliście w ciągu dwunastu lat prowadzenia serii?
BM:
- Wilq jako komiks jest w dużej mierze pastiszem. Pastiszem różnych gatunków.
Są one bardzo często bazą dla kolejnych odcinków. Najczęściej sięgamy po
klasyczną konwencję superbohaterską i kryminał. Poza tym podpieraliśmy się już,
takimi gatunkami, jak: science fiction, horror, thriller, film przygodowy,
opowieść katastroficzna, romans... A w planach mamy na przykład… western.
Wilq wyszedł już poza
ramy komiksowego zeszytu. Ma swój fanpage na Facebooku, gdzie pojawiają się
jedno lub kilkukadrowe żarty rysunkowe. Cieszą się ona chyba jeszcze większą
popularnością, niż sam komiks?
TM:
- Jednorysunkowe żarty, czy mini komiksy są prostsze w odbiorze. Dłuższy komiks
trzeba umieć czytać. Trzeba mieć okazję i chęć, żeby się tego nauczyć. Niewiele
osób w Polsce przyswaja komiksy. I zapewne jest to populacja na wymarciu. Za to
ogromne zainteresowanie budzą (za sprawą Internetu) żarty w formie zdjęć,
rysunków, montaży pojedynczych lub zestawionych w mini komiksy. Są atrakcyjne,
bo w zasadzie składają się z samej pointy - można je szybko skonsumować i od
razu sięgnąć po następne. Nasze żarty, mimo że bardzo tradycyjne, załapują się
na tę modę.
Chociaż jest dwumiarowy,
Wilq wkroczył też na ekrany. W ubiegłym roku zagrał w reklamie Hoop Coli.
Zapowiadaliście także krótką animację z jego udziałem. Jakie są jej losy i
jakie nadzieje z nią wiążecie?
BM:
- Animacja jest gotowa i planujemy premierę w czerwcu tego roku. To tylko ośmiominutowy
film, więc mamy ogromny apetyt na więcej. Okazuje się, że Wilq i jego świat ma
duży potencjał. I tu wracamy do tematu komiksu, jako bariery. Na pewno jest
wiele osób, którym spodobałby się nasz humor, ale go nie poznają, bo nie
przebrną przez komiks.
Ale
film, to zupełnie inne medium. Stokroć bardziej popularne i naturalne w
odbiorze. Gdyby udało się przenieść Wilq’a - na ekran na przykład w postaci
serialu - zyskałby nowe życie i nowych odbiorców.
Ekranizacja tak
specyficznego komiksu jak „Wilq Superbohater” to nie lada wyznawanie, a fani
bywają okrutni. Udało się? Z czego, jeśli chodzi o film „Wilq Negocjator”,
jesteście najbardziej zadowoleni?
BM:
- Ja z zachowania „ducha komiksu”. Trudno opisać czym ów duch jest, ale udało
się go przenieść do filmu w stu procentach.
TM:
- Duża w tym zasługa Leszka Nowickiego, który nam Wilq’a zanimował i wyreżyserował.
BM:
- To nie jest adaptacja Wilq’a czy jego animowana wersja. To jest kontynuacja, przedłużenie
naszego komiksu. No i udało nam się znaleźć idealne głosy dla bohaterów. Trafiliśmy
w dziesiątkę z castingiem. Każdy kto to usłyszy, niezależnie od tego, jak sobie
dotychczas wyobrażał głos superbohatera z Opola, będzie musiał się zgodzić, że
Eryk Lubos jest Wilq’iem, w każdym calu.
TM:
- Jak nie za pierwszym, to za drugim na pewno. Kiedy piszę scenariusz słyszę te
wszystkie dialogi. Mam je w głowie. Szczerze – dziś nie pamiętam, jak mówił
nasz bohater wcześniej. Teraz Wilq mówi głosem Eryka Lubosa.
Prosta kreska, wyszukane
wulgaryzmy, abstrakcyjne poczucie humoru. Czy to przepis na sukces?
BM:
- Nie. To są jedne z wielu składników naszego komiksu. Chyba nie ma sensu
analizować pełnego składu, tym bardziej, że nawet my nie do końca umielibyśmy
go podać. A na sukces nie ma przepisu. Jak mawia trener Piechniczek: „Sukces
jest dzieckiem zwycięstwa”.
TM:
- Ja zawsze powtarzałem, że Wilq jest tak pisany, rysowany, żeby nas śmieszył w
pierwszej kolejności. Wypada się cieszyć, że ten rodzaj humoru trafia także do
innych.
„Dziwnym nie jest”… Od
lat nie mieszkacie w Opolu, tylko w Krakowie, ale Wilq nigdy się z Opola nie
wyprowadził. Skąd czerpiecie inspiracje do nowych historii?
MB:
- Opole to uniwersum naszego komiksu. Centrum wszechświata... Opole to ziemia, reszta
- to kosmos (z Mysłowicami jako czarną dziurą). Pomysły na nowe fabuły
pojawiają się zazwyczaj same i nie wiadomo skąd (mogę tylko wyjawić, że
najlepsze wpadają mi do głowy w łazience, lub w tramwaju), ale jak już są, to
od razu „zawozimy” je do Opola.
TM:
- Szkoda, że nie ma łazienek w tramwajach, wydawalibyśmy pięć zeszytów na rok. Wpadam
od czasu do czasu do Opola, mam kontakt z przyjaciółmi, którzy tam mieszkają –znajomymi
ze szkoły podstawowej i średniej. To się nie mieści w głowie, o czym mogą rozmawiać
poważni ludzie, których łączy szczeniacka przeszłość. To właśnie jest ten bezpretensjonalny
klimat, którym Wilq jest przesiąknięty. Resztę dopowiada życie, w którym absurdów
nie brakuje.
Czytelnicy Wilq’a mają
swoje ulubione postacie – Alcmana, Entombeta, Mikołaja czy samego Wilq’a. A
którego z bohaterów serii wy lubicie najbardziej?
BM:
- Ja najbardziej lubię Wilq’a. I jeszcze tego anonimowego policjanta, który na
drugim planie wyciąga ze spodni penisa i macha przyjacielsko do czytelnika.
TM:
- Ja lubię Słabego Wielbłąda. To wspaniała, godna szacunku postać. Szkoda, że
trafiła do takiego komiksu.
Oprócz dwudziestu
zeszytów, wydaliście też dwa kolorowe albumy w twardej oprawie. Czy w planach
jest kolejne kolekcjonerskie wydanie?
BM:
- Chcielibyśmy to kontynuować i zebrać wszystkie Wilq’owe historie w kolorowych
albumach. Dajemy sobie na to 86 lat.
TM:
- Ja daję sobie 89. Jestem młodszy od Bartka.
Rozmawiała Agnieszka Minkiewicz
Komentarze
Prześlij komentarz