Ostatni pasażer, Manel Loureiro
"Jest tutaj coś złego. Mrocznego, wygłodniałego i złego"
Manel Loureiro, twórca rewelacyjnej w moim odczuciu trylogii "Apokalipsa Z", w swojej kolejnej powieści nie odbiega za daleko od tematyki historii, do których nas przyzwyczaił. "Ostatni pasażer" to również horror, również opowieść o ludziach i również historia bazująca na popularnym motywie kulturalnym. Zdaje się, że autor to świetny obserwator, potrafiący z wielokrotnie przegadanych tematów wydobyć coś oryginalnego.
Statki widmo owiane są złą sławą, ale wciąż intrygują. Liczne zapiski z przeszłości nawet dzisiaj, w dobie zaawansowanej technologii, wywołują refleksję i lęk. Najbardziej cyniczni sceptycy, choć próbują, to jednak nie potrafią wyjaśnić zagadki zniknięcia całej załogi z pokładu Mary Celeste czy innych statków, które w minionych wiekach odnajdywano dryfujące swobodnie i bez pasażerów po morzu. Manel Loureiro sięgnął do worka z tymi nieodgadnionymi opowieściami i stworzył własny statek widmo - "Valkirie", najnowocześniejszy statek wycieczkowy lat '30. Gdy "Pass of Ballaster" kilka dni przed wybuchem II wojny światowej lokalizuje dryfujące monstrum, nikt nie ma pojęcia, co znajdzie na pokładzie. Trzech marynarzy zostaje wysłanych do zbadania statku, i tylko dwóch z nich wraci o własnych siłach... Nie znaleźli niczego - ani załogi, ani pasażerów, ani śladów jakiejkolwiek walki. Opuszczony statek, spowity lepką, żółtą mgłą, nie chce wyjawić swojego sekretu. Wszyscy pasażerowie wyparowali, poza jednym - żydowskim niemowlęciem, pozostawionym w sali balowej ozdobionej chorągwiami III Rzeszy. Jakkolwiek kuriozalne by się to wydawało, iż obrzezane niemowlę z gwiazdą Dawida na pulchnej szyi położono w centrum świątyni nazizmu, nikt nie zdołał wyjaśnić tajemnicy "Valkirie" - zaraz wybuchła wojna i świat miał ważniejsze sprawy na głowie. Lata mijały, a pamięć o statku zbladła, by powrócić ponad 70 lat później.
Pewna brytyjska dziennikarka dostaje od szefowej fioletową teczkę, a to w takich teczkach redakcja przechowuje szczególnie frapujące materiały. To niezła szansa dla Kate, która dopiero przed kilkoma tygodniami straciła ukochanego męża. Dziewczyna rozpaczliwie chwyta się tematu z nadzieją, iż pozwoli jej ukoić cierpienie i tęsknotę za Robertem. Okazuje się, że "Valkirie", która od czasu odnalezienia przez załogę "Pass of Ballaster" stała w doku, została nabyta przez pewnego multimilionera za ogromne pieniądze. Idąc śladem mistrza hazardu Kate powoli odkrywa tajemnicę statku. Prawda wyjdzie jednak na jaw dopiero, kiedy kobieta wraz z garstką naukowców i byłych wojskowych wypłynie w rejs odnowioną "Valkirią", i to właśnie statek zaplanuje cały przebieg wyprawy...
"Serce mówiło mu, że choć mało kto o tym pamięta, w człowieku kryją się potwory, które ujawniają się w najmniej spodziewanych momentach"
Manel Loureiro ma fantazję. Z niebywałym kunsztem wprowadza czytelnika do kajut nawiedzonego statku - temat stary jak świat i jeszcze bardziej oklepany. By odrobinę historię urozmaicić, dorzuca do niej fabularną wariację na temat największej tragedii, jaka miała miejsce na Ziemi - drugą wojnę światową. Dryfując niczym statek między końcówką lat 30' a początkiem XXI wieku odsłania przed czytelnikiem pełną napięcia, krwawą historię, w której zaciera się przeszłość i teraźniejszość. To, co tak naprawdę wydarzyło się nocą 1939 roku na pokładzie "Valkirie" zostanie przedstawione w sposób bardziej niż dosłowny... Czytelnik, wraz z Kate i pozostałymi członkami wyprawy, pozna "Valkirię" tak, jak nikt inny nie mógłby jej poznać... Dogłębnie. I bardzo, bardzo boleśnie.
"Ostatni pasażer" i jego autor |
Powieść nie jest może wybitna, ale jej czytanie sprawia przyjemność. Czwarta książka autora, tak odmienna od trylogii, pozwala na bliższe zapoznanie się z jego wyćwiczonym warsztatem i niezwykłą wrażliwością, którą można było zresztą zaobserwować w "Apokalipsie Z". Kwestie nadprzyrodzone, przenikanie się jawy ze snem, mroczne cienie i tragiczna przeszłość statku to niejako elementy dodatkowe, urozmaicające opowieść o... ludziach. Loureiro podjął temat nieco zmodyfikowanego resentymentu, wykorzystując do tego celu kilka wściekłych dusz, a także odważył się fantazjować o tym, co by było, gdyby - gdyby można było w jakiś sposób przestawić zegary... Ludzie pozostają tylko ludźmi, a hiszpański autor ma wyjątkową zdolność wydobywania z nich tego, co najgorsze. Ale szczęśliwie i tego, co najlepsze, choć dobrych ludzi w "Ostatnim pasażerze" jest jak na lekarstwo. Zaburza nasze poczucie bezpieczeństwa wrzucając swoich bohaterów do ogromnego, rozzłoszczonego pływającego gmachu i wyrzucając go na pełne morze, bez szansy ratunku z zewnątrz. Jesteśmy zamknięci w molochu i zdani tylko na siebie. Tego właśnie chce "Valkirie"...
Jestem ukontentowana lekturą. Kto zna już pióro Loureiro nie powinien się długo zastanawiać - autor już udowodnił swoją wartość w poprzednich książkach. Niemniej powieść polecam także tym, którzy przepadają za mrożącymi krew w żyłach ghost-stories, ale nie lubią tematu zombie (trudno mi w to uwierzyć, ale są tacy). Nie powinniście być zawiedzeni - "Ostatni pasażer" to groza, odrobina makabry, duża dawka adrenaliny i nieustająca tajemnica, trzymająca w napięciu niemal do ostatniej strony, a dość przewrotne rozwiązanie zagadki sprzed 70 lat powinno usatysfakcjonować nawet największych sceptyków. Nie sądzę, aby ta książka miała szansę na miano arcydzieła, ale jest to przyzwoita rozrywka na kilka wieczorów, mająca w sobie po szczypcie science-fiction, mistycyzmu, horroru i... romansu. Dość kompleksowa, wielowarstwowa historia, którą nazwałabym delikatnym ukłonem w stronę popkultury i, jednocześnie, dotykająca kwestii społecznych, historycznych i rasowych. Niezły miszmasz, serio! Zdecydowanie warto rzucić okiem.
El ultimo pasajero, tłum. J. Ostrowska, G. Ostrowski
Muza 2014
Komentarze
Prześlij komentarz