PREMIERA: Przegląd Końca Swiata: BLACKOUT, Mira Grant
Ludzie powtarzają, że „miało być inaczej” albo „nie tego chciałem”.
Dla mnie to czcza paplanina. Nasze oczekiwania i pragnienia
nie mają znaczenia. Liczy się tylko to, co naprawdę się wydarzyło.
Dla mnie to czcza paplanina. Nasze oczekiwania i pragnienia
nie mają znaczenia. Liczy się tylko to, co naprawdę się wydarzyło.
Georgia Mason
Lubię ludzi nietuzinkowych, ambitnych, niepozbawionych wyobraźni. Lubię, kiedy przekraczają granice - swoje własne i te, narzucone przez innych. Lubię ludzi śmiałych, nie bojących się podjąć ryzyka, a jednocześnie mających w sobie odrobinę pokory. Tak dla kontrastu.
Dlatego lubię Mirę Grant.
Temat zombie został już wyeksploatowany na wszystkie strony. Wiem, bo to jeden z moich ulubionych książkowych motywów. Uwielbiam żywe trupy, ale to nie dlatego tak chętnie sięgam po powieści, w których stanowią gości honorowych - przyczyna tkwi w elemencie realistycznym, który przytwierdza opowiadaną historię do podłoża. Kiedy mamy porządnie skonstruowany grunt, zbudowany z solidnych surowców, wówczas nawet najbardziej wymyślna fantazja ma szansę zaistnieć w naszej wyobraźni. Ma szansę nas poruszyć.
Mira Grant to potrafi. Zaczęła od postawienia mocnych fundamentów, po czym zawirowała całą resztą - nie dość, że mamy przyszłość, że mamy postapokalipsę, że mamy zombie - czyli mamy tak naprawdę post-postapokalipsę - to jeszcze mamy całkowicie innowacyjny ład i porządek. Zupełnie inny system polityczny, inna rzeczywistość, inne media. A jednocześnie ma się wrażenie, że każdy z elementów fabuły jest w jakiś sposób - czasem leciuteńki - ale jednak przytwierdzony do realiów świata, który znamy i w którym żyjemy. Wydaje się, że nie jest sztuką zbudować całe społeczeństwo od podstaw na jakiejś odległej galaktyce. Sztuką jest natomiast zburzenie realnego świata i odbudowanie społeczeństwa z gruzów - tego samego, w tym samym miejscu, z tymi samymi wartościami.
Poznaliśmy ekipę Przeglądu Końca Świata w dwóch poprzednich częściach trylogii. Grant nie bawiła się w jakieś szczegółowe opisy samej zagłady - poszła o krok dalej (choć początek tej historii możecie poznać w noweli "Countdown" dostępnej tutaj za cztery!!! zeta). Pokazała świat w momencie, kiedy już wrócił na dawne tory, z tą różnicą, że wzdłuż nich wałęsały się umarlaki. Nowa rzeczywistość to nowy, wręcz inwigilacyjny system ochrony, wielokrotne badania krwi, nieustające zagrożenie z tytułu zombie, do którego ludzie zdążyli się przyzwyczaić, i brak zachorowań na raka. Zombie przypominają właśnie złośliwe komórki nowotworowe - każdy jest na nie narażony, wielu umiera, ale stanowią element codzienności. Grant nieco je jedynie zmodyfikowała. Ludzkość pozbyła się jednego masowego mordercy i nabyła setki tysięcy innych w zamian...
Musisz wrócić. Nic dobrego z tego nie wyjdzie.
"Blackout" zastaje naszych znajomych bohaterów w sytuacji co najmniej nietypowej. Wydawałoby się, że najgorsze już minęło, ale oto na Florydzie wybucha kolejna epidemia. I nie byłoby aż tak źle - w końcu z jedną apokalipsą już sobie poradzili, kolejna to tylko powtórka z rozrywki - ale tym razem zdaje się, że gra przeniosła się na wyższy level, bo sprawcy całego zamieszania to dobrze nam znane... komary. Na domiar złego ekipa PKŚ zostaje oskarżona o bioterroryzm i, poszczególni członkowie, zmuszeni do przybrania nowych tożsamości, muszą się podzielić. Mówiłam, że historia Shaun'a i pozostałych niewiele się różni od tego, co znamy z codziennych wiadomości? I kto zdołał poznać tego krnąbrnego Irwina, lubującego się w tykaniu zombie patykiem, nie zdziwi się, że to właśnie on postanowi zbadać sprawę. Z jednej strony poznajemy wydarzenia tego zuchwałego przedsięwzięcia, a z drugiej obserwujemy Obiekt 7c, ogromną tajemnicę CZKC - kolejną, zresztą. I jeszcze kilka zostanie ujawnionych, łącznie z tym, czym tak naprawdę jest Kellis-Amberlee.
Z każdym tomem coraz trudniej mi opisywać fabułę, gdyż części są tak ściśle ze sobą związane, że bardzo łatwo o spoiler. A tego nie chciałabym Wam zrobić, bowiem "Przegląd Końca Świata" to w całości rewelacyjna seria, a za spoilery trafia się do piekła. Jako zombie.
Dlaczego lubię historie o żywych trupach? Bo opowiadają o ludziach. Nawet, kiedy bohaterowie przeżywają niesamowite przygody w czasach, kiedy nauka i medycyna stały się tak rozwinięte, że wręcz stanowią najgroźniejszą broń w... polityce, i nawet, kiedy wydaje się, że wszystko zostało totalnie z palca wyssane, to jednak tli się gdzieś wiedza, że tak mogłoby być. Tak mógłby wyglądać świat. A gdyby tak wyglądał, to kim byśmy się stali? Czy byśmy byli dumni z tego, kim jesteśmy? Po której stronie byśmy stanęli?
Trylogia "Przegląd Końca Świata" to rewelacyjna, spójna i niesamowicie poruszająca historia. Zombie to jedynie tło, zaś na pierwszy plan wybija się thriller polityczny, medyczny, psychologiczny i sensacyjny. Adrenalina wycieka ze stronic, brawurowa fabuła wciąga, a kontrastujący z trudnymi tematami humor świetnie rozładowuje napięcie. Na chwilę. "Blackout" stanowi zaś idealne uwieńczenie całej historii - dynamiczny, śmiały, momentami rozdzierający, epicki. Nie życzyłabym sobie lepszego końca trylogii, która stanowi wariację na temat zabawy w Pana Boga. Myślę nawet, że trzeci tom przewyższa dwa poprzednie, choć nie istnieje bez nich - dopiero teraz tak naprawdę wszystko można widzieć jasno. Dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście, koniecznie nadrabiajcie - przed Wami genialny kawał literatury. Serdecznie polecam.
PRZEGLĄD KOŃCA ŚWIATA, TOM III
tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
tytuł oryginału: Blackout
Sine Qua Non 2014
Komentarze
Prześlij komentarz