Wzorzec zbrodni, Warren Ellis
„Słyszał szum wysokich traw, który zawsze działał na niego uspokajająco. Mógł przymknąć oczy na całą godzinę. Miał jeszcze czas, żeby zabić”
Ludzie mają różne hobby. Szydełkują, wędkują, kolekcjonują znaczki. A niektórzy tworzą mozaiki z broni. I to broni używanej, takiej, która posłała kogoś do piachu. Różne hobby, różne zainteresowania.
Gdy John Tallow tuż po tym, jak mózg jego partnera ochlapał mu mundur policyjny, odnajduje ogromną kolekcję broni w pewnym mieszkaniu w starej kamienicy, nikt nie będzie zadowolony. Ani „góra”, ani – tym bardziej – współpracownicy Tallowa. W końcu w mieszkaniu odnaleziono setki broni, a z każdej zabito jedną osobę, zatem każde śledztwo - dotychczas zamknięte z braku dowodów - musi zostać wznowione. Nowe fakty, nowe śledztwo. Ponad setka nowych… Tallow jednak ma przeczucie, że ta niecodzienna, makabryczna kolekcja wisząca na ścianach mieszkania niczym jakaś skomplikowana mozaika, ma sens. Stanowi wzór. Tallow wie, że gdy rozpracuje ten dziwaczny wzorzec, znajdzie się przynajmniej o krok bliżej poznania prawdy i schwytania najgroźniejszego zabójcy w całej historii Stanów Zjednoczonych.
„Wzorzec zbrodni” to książka dość specyficzna. Z jednej strony mocno przypomina klasyczną powieść detektywistyczną z wyjątkowo spotęgowaną intrygą kryminalną – wszak co setka gnatów, to nie jeden – zaś z drugiej mroczny kryminał noir typowy dla pióra chociażby Jamesa Ellroya czy Raymonda Chandlera. W samym Johnie Tallowie próżno jednak szukać cech Phillipa Marlowe’a, to raczej bardzo skoncentrowany, poukładany samotnik, dla którego śmierć partnera stanowi największą motywację do działania. Wraz z dwójką pracowników Crime Scene Unit weźmie się do doprawdy mozolnej roboty. Każda jedna broń zabrana z mieszkania przy Pearl Street zostanie poddana drobiazgowym badaniom. Każda jedna sprawa, związana z daną bronią, zostanie otwarta ponownie. Niewiele tu miejsca poświęcono na wyczerpujący opis osobowości głównych bohaterów – są przedstawieni dość powierzchownie, nie są zatem szczególnie intrygujący; zabrakło mi tutaj wnikliwszego wejrzenia w psychologię postaci. Bohaterowie są nijacy, mdli, nieciekawi. Poznajemy ich życie, ich zwyczaje, ich sytuacje rodzinne, ale brakuje tu głębi, która mogłaby nam przybliżyć ich charakter i to, jakimi są ludźmi. Zdają się być jedynie statystami, mającymi odegrać narzucone im role, i nic więcej.
Fabuła prowadzona jest dwutorowo, naprzemiennie. Najpierw przedstawiane są wydarzenia związane ze śledztwem, głównie z perspektywy Johna, który jak po sznurku krok po kroku rozwiązuje intrygę, po czym ukazane są działania i myśli łowcy, naszego antagonisty, człowieka o zachwianej zdolności percepcji rzeczywistości. Nasz łowca żyje bowiem w dwóch czasach jednocześnie. Wątki poświęcone mordercy są znacznie ciekawsze, acz i tak gorzko żałuję, że motywy zbrodniarza i jego metody zostały przedstawione po łebkach.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę powieść, choć tak generalnie uważam, że to zmarnowany potencjał. Punkt wyjścia całej historii – mieszkanie zapełnione setką broni, z której kogoś zabito – aż się prosi o fenomenalny ciąg dalszy. Tutaj rozwiązanie zagadki, jak i motyw zabójcy są co najmniej nie satysfakcjonujące. Mam wrażenie, że autor, wpadłszy na doskonały pomysł, wyczerpał swoje zasoby geniuszu. Warren Ellis potrafi pisać, „Wzorzec zbrodni” jest napisany przyzwoicie, nie mam zastrzeżeń co do warstwy językowej, jednak brakuje mi większego zaangażowania, większego przeniknięcia do tej historii, zaplątania. Nie wydaje mi się nawet, żeby autor sam uwierzył w tę historię – a gdy pisarz nie wierzy w to, co pisze, to cóż pozostaje czytelnikowi? Wątek Manahatty i Indian powinien był być bardziej rozbudowany, pobudki zbrodniarza – nieco mniej tendencyjne, rozwiązanie zagadki nieco trudniejsze. Kolejne elementy układanki w jakiś niesamowity sposób same wpadały na swoje miejsca, pracy śledczej samej w sobie było tu niewiele, choć – paradoksalnie – na śledztwie przecież bazuje cała fabuła. Za to mamy sporo czczego gadania, genialnych przebłysków, a mało akcji. Historia, choć stylizowana na skomplikowaną, raczej skomplikowana nie jest, jest za to przegadana, uproszczona i zbyt skąpa, jak na tak atrakcyjny pomysł wyjściowy.
Reasumując, jestem rozczarowana i czuję się nieco oszukana. Absolutnie nie sugerowałam się porównaniem do „Siedem” (takie porównanie pojawia się na czwartej stronie okładki) – i dobrze, gdyż byłabym jeszcze bardziej rozczarowana. „Wzorzec zbrodni” to historia ze zmarnowanym potencjałem, która jednak może się spodobać początkującym fanom kryminału i leniwym czytelnikom, nie lubiącym zbytnio nadwyrężać swoje zwoje mózgowe w próbach rozwikłania zagadki. Bardziej zaawansowanym czytelnikom, niestety, ale odradzam. Strasznie żałuję, bowiem „Wzorzec zbrodni” zapowiadał się naprawdę nieźle.
Wzorzec zbrodni
Warren Ellis
SQN 2014
Komentarze
Prześlij komentarz