Horror klasy B, Łukasz Radecki
"Zobaczcie, krytykować każdemu jest łatwo. Nasz kraj opiera się tylko i wyłącznie na krytyce. Jedni krytykują drugich, że oni by lepiej, ale im się nie chce (...) Nie siedźmy na dupie jak dzieci Neostrady krytykujące wszystko w zaciszu swego pokoju. Wyjdźmy naprzeciw! Stwórzmy własny horror!"
Kilkoro przyjaciół, wielbicieli starych horrorów - zarówno filmowych, jak i książkowych - pewnego razu przy piwku i fajkach wpada na pomysł nakręcenia filmu utrzymanego w tej konwencji. Mając sporą wiedzę na temat wszelakich odmian horroru bez problemu wpadają na coraz to nowsze pomysły - nowsze, choć przecież czerpiące całymi garściami z tego, co już było. Siedzą, piją, i dyskutują, próbując wspólnie ułożyć scenariusz do dobrego, niskobudżetowego, oryginalnego horroru klasy B produkcji polskiej. Brzmi jak oksymoron, prawda?
Można powiedzieć, że najnowszy twór Łukasza Radeckiego to dość innowacyjny zbiór opowiadań - w znaczeniu, rzecz jasna, samej konstrukcji. Poszczególne opowiadania są oddzielnymi utworami, acz zgrabnie wplecionymi w kontekst - teksty wkładane są w usta bohaterów i omawiane. Radecki nie jest dla samego siebie zbyt litościwy, nabija się ze swoich pomysłów za pośrednictwem chłopaków, wytyka wtórności, błędy logiczne i odnosi się do dzieł, które je zainspirowały. Samo to jest ciekawe, bowiem mi w tej chwili niewiele pozostało, bohaterowie powiedzieli już wszystko. Część opowiadań była mi znajoma - pojawiały się to tu, to tam, w innych antologiach czy w sieci, a niektóre mają premierę właśnie w tym zbiorze. Zbiorze? Czy powieści? Trudno to jednoznacznie określić, "Horror klasy B" to swoista hybryda, której konstrukcję trudno wyjaśnić. Niemniej ma to swój niepokojący urok.
Radecki za pośrednictwem trójki bohaterów przedstawia całą gamę horroru. Każda odmiana zostaje omówiona, przytoczone zostały przykłady, komentarze, cechy charakterystyczne, a dołączone opowiadania przedstawiają gotowy produkt zbudowany z ogromnej maści nawiązań. Niektóre opowiadania są pisane całkiem na serio, inne stanowią coś w rodzaju pastiszu, i choć czasami trudno odróżnić jedno od drugiego, wszystkie zapewniają sporo frajdy. To dobry podręcznik, z którego mogliby się uczyć studenci filmoznawstwa, o ile mieliby taki przedmiot, jak "horror klasy B". Mamy zatem camp-slasher ("Agrogore"), nieco zmodyfikowany survival-horror ("Smak miłości"), miszmasz wampiryczny z wilkołakiem ("Jak za dawnych czasów"), zombie-horror ("Pieśni Śmierci"), horror... świąteczno-religijny ("Profan"), horror science-fiction ("Satellite 15"), monster movie ("Tadrigarda"), animal attack ("Wadera"), opowieść o duchach ("Ghost story") i - niczym wisienka na torcie - absurdalnie kiczowaty horror ("Ciężkozbrojni kontra cycate zombie"). Niezły przekrój, co? Teksty są sztampowe, bo takie właśnie miały być - niektóre dość straszne, inne zabawne, jeszcze inne groteskowe. Klasy B, po prostu. A jednak pomimo niekiedy banalnej treści wszystkie łączy niezły warsztat i wysoka - jak na standardy - jakość i wartość literacka. Ale nikomu przecież nie trzeba mówić, że Łukasz Radecki pisać potrafi, a tutaj dość dobitnie to udowadnia, bowiem nawet historię o cycatych zombie trzeba umieć dobrze zaprezentować. Osobiście najbardziej podobała mi się historia o wilczycy ("Wadera") - ponura, smutna, świetnie napisana i poruszająca opowieść o zemście. To właśnie ten film chłopaki powinni, moim zdaniem, nakręcić ;) Sądzę, że każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Dodatkowym smaczkiem jest posłowie, w którym autor odnosi się do każdego z tekstów - zdradza szczegóły powstania, informuje o ewentualnej wcześniejszej publikacji, pisze o inspiracjach. Bardzo w stylu Stephena Kinga i Stefana Dardy. Zupełnie inaczej się spogląda na tekst, wiedząc, jak sam autor go ocenia - a tutaj dostajemy podwójną ocenę, jedną za pośrednictwem bohaterów, drugą - Radeckiego. Nic dziwnego, że autor lubi oceniać, w końcu jest nauczycielem. ;)
Łukasz Radecki |
"Horror klasy B" to monografia, swoisty podręcznik do nauki o tym typie horroru, jego odmianach, wersjach, najlepszych (i najgorszych) reprezentantach. Łukasz Radecki ma ogromną wiedzę na ten temat, nie da się ukryć - a czytelnik może z tej książki korzystać chociażby przy wyborze tytułu filmu na sobotę czy, po prostu, skonfrontować własne wrażenia ze zdaniem autora. Przyznaję, że ogromna większość tytułów była mi obca, wielu filmów nie oglądałam czy nawet nie wiedziałam o ich istnieniu, ale cieszy mnie fakt, że mam ściągawkę. W zależności od nastroju będę mogła otworzyć któryś z rozdziałów i dzięki Radkowi, Markowi i Tomkowi wybiorę dokładnie to, o co mi chodzi dzięki komentarzom chłopaków. I tego się będę trzymać, nawet znając dość osobliwe zakończenie książki. Sądzę, że "Horror klasy B" to absolutne must-have dla każdego wielbiciela konwencji, nie tylko ze względu na treść, jak również - a może przede wszystkim - ogrom informacji zgromadzonej w jednym miejscu. To doskonałe źródło wiedzy dla laików, kompendium dla miłośników i repetytorium dla znawców. A przy okazji kapitalna rozrywka. Polecam.
"Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie wyda"
Oficyna Wydawnicza Literat 2015
Komentarze
Prześlij komentarz