"Cierpliwości, Clem. Najlepsze rzeczy czekają na tych, którzy godzą się czekać"
To naprawdę dziwna książka. Fabuła jest dość nieskomplikowana - młoda para (dosłownie i w przenośni - para jest zarówno młoda wiekiem, jak i prosto po ślubie) podczas swojego miesiąca miodowego zwiedza Europę. Nie mając pieniędzy, imają się każdej pracy po drodze, podróżując autostopem i obłąkańczo się kochając. Wspaniałą wycieczkę przerywa ucieczka przed gangsterami w Turcji. Johnny i Clem mają jednak szczęście - pewna charyzmatyczna rodzinka pozwala im się ukryć w swoim jachcie. Wyruszają w morską podróż w piątkę i to, co z początku wydaje się cudownym zrządzeniem losu, ostatecznie okaże się być koszmarem.
"Łódź" to powieść bardzo nierówna i bardzo niejednoznaczna, wyczerpująca psychicznie i skłaniająca do gorzkiej refleksji. Przez pierwsze 150 stron ciężko przebrnąć, a nawtykane specjalistyczne nazewnictwo związane z żeglarstwem mogłoby pomóc niejednemu krzyżówkowiczowi, ale czytelnika po prostu męczy. Bohaterowie nie przełamują początkowej nudy, są wręcz stereotypowi, mdli; stanowią narzędzie, które nie ożywiając treści powieści, działa jedynie jako trybik w maszynie. Johnny i Clem, oboje pełni ideałów, są typowymi, zakochanymi nastolatkami - naiwni, wciąż sobą zafascynowani, wierzący, że świat leży u ich stóp; odkrywają swoją seksualność i to jest jedna z najistotniejszych części fabuły, popychająca akcję do przodu i momentami mocno przesadzona. Natomiast Annie i Frank prezentują typową, stereotypową i wyzwoloną, hipisowską parę - ona piękna i seksowna, on męski i jednocześnie oświecony. Wychowują pięcioletnią Kleks na jachcie, co samo w sobie jest odważne i niecodzienne, dowodzi jednak tylko temu, jak wyzwoleni są jej rodzice, chodzący nago po jachcie i uprawiający seks w każdym możliwym miejscu. Do tego wszystkiego Frank chętnie wdaje się w dyskusje filozoficzne, pożycza Clem książkę Kryshny i w ogóle jest tak strasznie new age'owy i uduchowiony. Banał, banał, banał. Ale jakie to zaskakujące, gdy w okolicach 1/3 powieści czytelnik ma ochotę się poddać i dostaje obuchem w łeb. Śmiertelnie nudne fragmenty zmieniają się naprzemiennie w odpychające, wstrząsające i dezorientujące. Okazuje się, że "Łódź" to powieść wielopłaszczyznowa i brzydka, bo dotyka spraw odrażających i bolesnych, o których nie chcemy wiedzieć ani myśleć, a jednak krok za krokiem, akapit za akapitem autorka wpycha czytelnikowi do głowy całe robactwo i zgorszenie tego świata. Dotyka spraw moralnych i dylematów, spraw społecznych i etycznych, spraw mocno pokręconych. Zastosowane argumenty szokują, deprymują, smucą. Salaman nie boi się pisać kontrowersyjnie i ukazywać ciemne strony ludzkiej natury, podejmować tematy tabu i wskazywać mi, czytelnikowi, że sama mam mieszane uczucia odnośnie wielu kwestii i to objawienie sprawi, że się zawstydzę. Mamy tu bowiem mało wymyślne problemy społeczne (jak na taki kaliber), a jednak autorka potrafi tak je opisać, że wywołuje u czytelnika cały wachlarz emocji, głównie tych negatywnych. Choroby psychiczne, depresje, hedonizm i kilka innych spraw, o których nie napiszę, by nie popsuć Wam ewentualnej lektury, przedstawia w odrażający, a jednocześnie wciągający sposób. Ujawnia tym samym swoisty masochizm obserwatora i hipokryzję gapia - oglądamy straszne sceny z grymasem zgrozy, wzburzenia czy przerażenia, płaczemy i zgrzytamy zębami, ale nie odwracamy wzroku, oglądając spektakl do końca. W "Łodzi" jest kilka takich momentów, a jednak nie da się oderwać. To rekompensuje nudny i trudny początek, który jest chyba tak kiepski tylko po to, by czytelnik opuścił gardę - później bowiem dostanie pięścią prosto w przeponę i nie będzie chwili, by złapać oddech.
Powieść Clary Salaman, oparta ponoć na autentycznych wydarzeniach z życia autorki, to bomba z opóźnionym zapłonem. Szalenie nierówna, zarówno pod względem stylu, jak i fabuły - bywają fragmenty błyskotliwe, mądre, warte cytowania, a zaraz obok pojawiają się grafomańskie potworki (Dlatego siedziała w milczeniu z Johnnym w sterówce, szczelnie opatulona pledem nocy - zgroza). Być może to wina redakcji, a może autorka jeszcze się nie "wyrobiła" ("Łódź" to druga powieść w jej dorobku). Pod względem fabularnym mamy tu prawdziwy rollercoaster, który baaaardzo długo się wznosi, by opaść zbyt szybko. Właściwie fakt, iż pierwszy rozdział wskazuje końcową scenę, zmusza czytelnika do czytania, by dowiedział się, jak do niej doszło. To, jak długo się rozkręca, jest największą wadą powieści. "Łódź" przypomina kołowrotek emocjonalny, trudno ją polecić, bo jej treść jest bolesna, a ja z pewnością nie przeczytam jej ponownie, ale z drugiej strony jest to kawał dobrej literatury, dotykający spraw ważnych. Pod tym względem to doskonały thriller psychologiczny, przypominający filmy von Triera czy Hanekego - odrażające i wywołujące niechęć, ale i zadowolenie z faktu, iż się je obejrzało. Nieco to paradoksalne, ale nie potrafię do niczego innego tego porównać. Kto ma ochotę na silny wstrząs psychiczny, niech sięga po "Łódź". Jeśli jesteście wrażliwi na krzywdę, macie dzieci albo jesteście po prostu normalnymi, dobrymi ludźmi - będziecie wstrząśnięci i zniesmaczeni, a Wasze poczucie moralności zostanie porządnie wstrząśnięte (nie zmieszane). W jakiś pokrętny sposób można powiedzieć, że Salaman osiągnęła sukces, gdyż jej powieść nikogo nie pozostawi obojętnym. Zresztą... to nie lada sztuka zrobić z psychiki czytelnika mielonkę.
Łódź
Clara Salaman
Wyd. Akurat 2015
Komentarze
Prześlij komentarz