PREMIERA: Okularnik, Katarzyna Bonda
premierowo
"Tak właśnie wyglądają tajemnice w prowincjonalnych miasteczkach. Każdy wie, ale nikt nie powie"
Dziwnie się czyta o miejscach, które się zna. Mieszkam pod Hajnówką już piąty rok, znam jej uliczki, knajpki, znam też ludzi, których nazwiska pojawiają się w powieści. Mimo to nie jestem „swoja” i nigdy nie będę (wszak Jesteś 'tutejszy', jeśli prochy twoich przodków leżą w tej ziemi). Nie znam tutejszej gwary, religii, kultury – właściwie wciąż bywa dla mnie nieco egzotyczna, bowiem kresy wschodnie, Podlasie, to przebogata kulturowo, etnicznie i religijnie kolorowa kraina, która – choć Polacy są tu de facto w mniejszości – może być uznana za perełkę na mapie naszego kraju. Dorzucając do etnograficznego miszmaszu bioróżnorodność Puszczy Białowieskiej mamy w efekcie region godny promowania, odwiedzania i inwestowania.
Katarzyna Bonda pochodzi z Hajnówki. Nigdy się tego nie wyrzekała, a gdy rok temu odwiedziła Miejską Bibliotekę Publiczną ze spotkaniem autorskim, z błyskiem w oku i tajemniczym uśmieszkiem opowiadała o swoich planach odnośnie umiejscowienia akcji którejś z powieści o Saszy Załuskiej właśnie tutaj. Dla kryminalnego książkoholika mającego skłonności do przesadnego patriotyzmu lokalnego (pomimo wykorzenienia z miasta rodzinnego) taka powieść jest niczym kawałek tortu dla osoby będącej na diecie od dwóch lat czy papieros dla nałogowego palacza po ośmiogodzinnym locie. Rozumiecie więc, że „Okularnik” jawił się dla mnie nie lada gratką.
"Pamięć ludzka musi znać historię, by decydować o przyszłości"
Sasza po raz kolejny wpadnie w kłopoty (jej słabość do beznadziejnych spraw znamy z bestsellerowego „Pochłaniacza”). Przyjedzie do Hajnówki, by rozmówić się ze swoim byłym partnerem, podejrzanym o popełnienie makabrycznych zbrodni (które, bazując na skąpych opisach poszczególnych tomów, zostaną opisane w tomie IV). Łukasza Polaka jednak nie ma już w psychiatryku, stanowiącym jego dom przez kilka ostatnich lat. Wydaje się zatem, że Sasza przejechała całą Polskę na darmo. A jednak kobieta postanawia jeszcze chwilkę zabawić u stóp Puszczy Białowieskiej i przypadkiem wikła się w sprawę porwania młodej dziewczyny w dniu ślubu z lokalnym biznesmenem – właścicielem tartaku – uznawanym za miejscowego Sinobrodego. Trzy kobiety Bondaruka zniknęły bowiem bez śladu. A skoro bez śladu - to nie ma sprawy, wszak nie ma ciała, nie ma zbrodni.
W międzyczasie na komisariat policji ktoś przynosi w reklamówce uciętą głowę. To już druga dekapitacja trupa w ciągu kilku miesięcy. Teoretycznie wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą i te zdarzenia - porwanie, głowy, a za moment również zabójstwo młodej dziewczyny - nie są ze sobą powiązane, ale okazuje się, że w takich małych miejscowościach, jak Hajnówka, nie ma zbiegów okoliczności, są za to tajemnice, układy, powiązania i intrygi. A Sasza, jako obca, ma niewielkie szanse, by cokolwiek wyłuskać z tej hermetycznej społeczności.
Bonda ma specyficzny styl i każdy, kto miał z nim do czynienia, wie, czego się może spodziewać. Na ponad ośmiuset stronach nie ma wbrew pozorom żadnego lania wody, są konkrety, całe mrowie konkretów, nazwisk, danych, powiązań i retrospekcji. Fabuła powieści jest zaplątana jak kłębek wełny po spotkaniu ze zgrają rocznych kociąt. Z czystym sumieniem muszę pochwalić autorkę za tę niesamowitą zdolność gmatwania nawet prostych spraw i bystre oko do detali. Wszystkie fabularne strzelby, wiszące na metaforycznych ścianach „Okularnika”, wcześniej czy później wypalają i to z hukiem. Ta pamięć do drobiazgów, niesamowita precyzja i skwapliwe budowanie fabuły cegiełka po cegiełce, kroczek za kroczkiem, to są cechy, za które Bonda z pewnością zbierze laury i z którymi już jest pomału kojarzona. Mnogość bohaterów i ich wzajemnych powiązań w połączeniu z odniesieniami historycznymi tworzą w efekcie bombę z opóźnionym zapłonem. Wszystkie te elementy wskakują na swoje miejsce powoli, toteż wskazane jest prowadzenie notatek podczas lektury. Lektury trudnej, lojalnie ostrzegam. „Okularnik” nie jest powieścią relaksującą. To nie jest powieść stricte rozrywkowa i nie wierzcie nikomu, kto Wam powie inaczej. Potrzebne Wam będzie maksimum skupienia przez cały czas czytania, a wyłapanie subtelnych powiązań, niezbędnych do pełnego zrozumienia (i docenienia) treści wymaga nie lada wysiłku intelektualnego. Ogromnie lubię skomplikowane powieści, zdradzające kunszt i pomyślunek autora, ale tutaj momentami czułam przesyt. Przykro mi to pisać, ale pod koniec – zwłaszcza pod wpływem jednego rozwiązania fabularnego, które wydało mi się zbyt wydumane – czułam znużenie. Zdaje się, że ilość zaskarbiła sobie większość uwagi kosztem jakości – niemal każdy bohater ma solidny background, nikt nie jest tutaj anonimowy, każda akcja spotyka się z reakcją – a przy tak bogatej fabule nadmiar informacji oszołamia i dekoncentruje, wszystko bowiem wydaje się być szalenie ważne, co prowadzi do zmęczenia i zniechęcenia. Ostatecznie uważam, że elementy konstrukcyjne (czyli te małe cegiełki, o których pisałam powyżej) znacząco przeważyły i wpłynęło to negatywnie na wartość literacką powieści. Brakowało mi literackiego szlifu, odrobiny tego „lania wody”, które wygładziłoby ostre brzegi i sprawiło, że ciężka treść byłaby lżej strawna. Zdaje się, że Bonda tym razem zbyt dużą wagę przyłożyła do szczegółów. Summa summarum skupienie się na detalach – numer popisowy autorki – w przypadku „Okularnika” wymknął się nieco spod kontroli i to ze szkodą dla fabuły.
Podobało mi się natomiast nawiązanie do historii i splecenie losów bohaterów hen, hen, daleko w czasie. Wykorzystanie faktów w opowieściach fikcyjnych – gdy wprowadzone umiejętnie – dodaje wiarygodności i zaciera granicę pomiędzy tym, co pojawiło się wyłącznie w wyobraźni autora, a tym, co napisała przeszłość. Im więcej elementów autentycznych, tym całokształt wypada bardziej przekonująco, i ta zasada ma tutaj swoje odzwierciedlenie. Bonda sięgnęła do pierwszych lat po wojnie, do wydarzeń, które w znaczący sposób odbiły się na mentalności Hajnowian i w dużym stopniu przyczyniły się do tego, jak obecnie wygląda ich rzeczywistość. Pogrom Białorusinów w wykonaniu tak obecnie gloryfikowanych Żołnierzy Wyklętych to dość odważny temat, wręcz tabu. A jednak te wydarzenia miały miejsce, podlaskie wsie płonęły, na prawosławnych dokonywano bezlitosnych egzekucji. Te fragmenty powieści były najzgrabniej napisane, najbardziej 'literacko', zaś w pewnym momencie płakałam rzewnymi łzami, a o to naprawdę niełatwo.
Autorka pełnymi garściami czerpie z antagonizmów, rządzących każdą jedną społecznością. W przypadku "Okularnika" zastosowała całą plejadę zjawisk społecznych, zwłaszcza tych przesadzonych, które toczą je od środka niczym rak. Sięgnęła do trudnych tematów dotyczących subkulturowości, patriotyzmu, resentymentu i nacjonalizmu, ubierając swoich bohaterów w cechy specyficzne dla danego stanowiska światopoglądowego. Jednocześnie ukazała potęgę plotki i moc tajemnicy, zwłaszcza w małych społecznościach, połączonych więzami krwi czy wspólną przeszłością. Niemniej muszę dopuścić do głosu tego małego, subiektywnego potworka, siedzącego mi na ramieniu - uważam, że Bonda przedstawiła okoliczną ludność w odrobinę złym świetle i uogólniła ją, dzieląc na dwa wyraźne obozy. Jako napływowy mieszkaniec tych terenów i w miarę obiektywny obserwator otoczenia nie mogę się zgodzić z wyrokami, jakie zapadły w „Okularniku”. Pomimo iż doskonale zdaję sobie sprawę ze specyfiki fikcji literackiej i niezbywalnego prawa autora do swobodnego naginania rzeczywistości, w tym przypadku uważam, iż Bonda mogła minąć się z prawdą i wyrządzić – chcąc nie chcąc – szkodę na wizerunku swoich krajan, przedstawionych tu wielokrotnie jako zabobonni, nieco zacofani ludzie. Wierzcie mi, są tutaj ludzie przedsiębiorczy, błyskotliwi i wyjątkowi – zresztą Bonda jest jedną z nich, prawda?
Autorka pełnymi garściami czerpie z antagonizmów, rządzących każdą jedną społecznością. W przypadku "Okularnika" zastosowała całą plejadę zjawisk społecznych, zwłaszcza tych przesadzonych, które toczą je od środka niczym rak. Sięgnęła do trudnych tematów dotyczących subkulturowości, patriotyzmu, resentymentu i nacjonalizmu, ubierając swoich bohaterów w cechy specyficzne dla danego stanowiska światopoglądowego. Jednocześnie ukazała potęgę plotki i moc tajemnicy, zwłaszcza w małych społecznościach, połączonych więzami krwi czy wspólną przeszłością. Niemniej muszę dopuścić do głosu tego małego, subiektywnego potworka, siedzącego mi na ramieniu - uważam, że Bonda przedstawiła okoliczną ludność w odrobinę złym świetle i uogólniła ją, dzieląc na dwa wyraźne obozy. Jako napływowy mieszkaniec tych terenów i w miarę obiektywny obserwator otoczenia nie mogę się zgodzić z wyrokami, jakie zapadły w „Okularniku”. Pomimo iż doskonale zdaję sobie sprawę ze specyfiki fikcji literackiej i niezbywalnego prawa autora do swobodnego naginania rzeczywistości, w tym przypadku uważam, iż Bonda mogła minąć się z prawdą i wyrządzić – chcąc nie chcąc – szkodę na wizerunku swoich krajan, przedstawionych tu wielokrotnie jako zabobonni, nieco zacofani ludzie. Wierzcie mi, są tutaj ludzie przedsiębiorczy, błyskotliwi i wyjątkowi – zresztą Bonda jest jedną z nich, prawda?
Ostatecznie uważam, że choć autorka pokazała całą paletę różnych osobowości, to przeważyły tutaj kolory ciemne oraz mdłe, co w rezultacie niezbyt optymistyczne rzutuje na postrzeganie opisanej społeczności. Być może Bonda specjalnie chciała być surowa dla „swoich”, może widzi więcej i wie więcej, a być może ja się po prostu czepiam? Wrażenie jednak pozostało, czas pokaże, czy uleci.
"Ale zwycięzcą nie jest się na zawsze [...] Bywa się nim, jeśli człowiek nieustannie się rozwija. Rozwój zaś zapewniają wyłącznie porażki. Naucz się przyjmować je z honorem. Czerp z nich bezcenną wiedzę, jak podwyższać poprzeczkę. Inaczej, mimo swoich walorów, przestaniesz wygrywać. Wtedy ambicja zacznie cię zjadać"
Cóż, pokładałam w „Okularniku” wielkie nadzieje. Lubię Katarzynę Bondę i szczerze jej dopinguję, bardzo podoba mi się to, w jaki sposób promuje swoją twórczość i całą literaturę kryminalną. Jest świetnym rzemieślnikiem, inżynierem słowa, doskonale tworzy skomplikowane i nad wyraz wielowymiarowe fabuły o imponującej liczbie zwrotów akcji, intryg, bohaterów. Tutaj jednak zabrakło mi tego końcowego szlifu, niczym posypki z kakao na wielowarstwowym (i pysznym) regionalnym torciku zwanym marcinkiem.
Oczywiście polecam wielbicielom literatury kryminalnej z dużą dawką obyczajowości, ciekawostek etnograficznych i kulturowych i porządnie zarysowanym tłem historycznym. „Okularnik” nie jest typową crime-story, to raczej kompleksowa powieść, będąca swoistym wycinkiem fikcyjnej rzeczywistości – posiada zatem wszystkie elementy składające się na tę rzeczywistość plus… ucięte głowy i zaginione kobiety. Diabeł tkwi w szczegółach, co oznacza, że Bonda już dawno oswoiła Lucyfera i teraz bez skrupułów wykorzystuje go do budowania swoich historii. Reasumując, „Okularnik” to bardzo dobra książka, ale mogła być doskonała. Po Bondzie, która pokazała, co potrafi, w genialnym „Pochłaniaczu”, nie spodziewam się po prostu niczego mniej – dlatego znacznie surowiej ją oceniam. Mam nadzieję, że „Lampiony” nadrobią braki „Okularnika”, i głęboko wierzę, że autorka jeszcze mnie zachwyci.
"Ziemia, nasza pramatka, wchłania krew, czyści sumienia i zostawia ślad tylko w ludzkiej pamięci. Nawet jeśli ludzie milczą, ziemia wie. Ona skrywa wszystkie nasze tajemnice"
„Okularnik”
Katarzyna Bonda
Cztery Żywioły Saszy Załuskiej, tom drugi: Ziemia
Muza i S.A. 2015
Komentarze
Prześlij komentarz