Koronkowa robota, Pierre Lemaitre
„Przybywając na miejsce zbrodni, najmłodsi [funkcjonariusze] zwykle odruchowo szukają wzrokiem miejsca, gdzie znajduje się śmierć. Ci najbardziej doświadczeni szukają życia. Ale tutaj było to niemożliwe. Śmierć wypełniła całe wnętrze, włącznie z pełnymi niedowierzania spojrzeniami żywych”
Inspektor paryskiej policji, Camille Verhoeven, zostaje wezwany na szczególnie makabryczne miejsce zbrodni. Poplamione krwią i ekskrementami ściany i dwie ofiary rzezi, a w tym całym pozornym chaosie jeden, wyjątkowo czysty, odcisk palca. Sygnatura. Taki podpis podpowiada śledczym, że nic tutaj nie jest przypadkowe, że pojawił się tu jakiś wzór, i że – być może – te dwie ofiary nie były jedynymi ofiarami tegoż przestępcy… Mają rację. Podpowiedź czujnego obywatela rzuca nowe światło na tę sprawę i, przy okazji, wydobywa kilka innych – otóż ekipa Verhoevena ma do czynienia z seryjnym mordercą, odtwarzającym sceny mordu z książek, niczym w hołdzie dla ich autorów. Pierwowzorem pierwszej masakry okazuje się scena z „American Psycho” autorstwa Breta Eastona Ellisa. Na jaw wyjdą inne zbrodnie, a kolejne działania funkcjonariuszy będą wymagały wyjątkowego skupienia i opracowania wyszukanego algorytmu, pozwalającego na połączenie nierozwiązanych spraw z klasykami literatury. Zatem oddany sprawie Camille, zamiast poświęcić swój czas ciężarnej małżonce, zacznie przerzucać stronice kryminałów, poszukując książek, które stanowiły dla mordercy inspirację. A wszystkie jego ruchy skwapliwie obserwować będzie zarówno żądna efektów prasa, jak i surowi zwierzchnicy. Intryga się zagęści jeszcze bardziej, kiedy Camille nawiąże kontakt listowny z mordercą...
Właściwa kolejność trylogii |
Czytelnicy mieli przyjemność poznać Camille’a Verhoevena we wcześniejszych powieściach Lemaitre, wchodzących zresztą w skład trylogii. Polskie wydanie nie idzie po kolei – tak naprawdę „Koronkowa robota” jest tomem pierwszym, „Alex” – drugim, zaś „Ofiara” – ostatnim. Odrobinę mi żal, iż czytałam w nieodpowiedniej kolejności, a to ze względu na zakończenie „Koronkowej roboty” - wiedziałam, co się stanie w jednym z wątków, dlatego radziłabym czytać w odpowiedniej kolejności. Nie będę jednak przykładała większej wagi do tej kwestii, choć nie ukrywam, że dzięki znajomości całej trylogii zupełnie inaczej podchodzę do Lemaitre, którego kunszt wyjawił się w całej okazałości dopiero teraz. Można tu bowiem zauważyć pewną zależność, gdyż w całej trylogii autor sporo uwagi poświęcił punktowi widzenia ofiary. Powiem więcej – widać płynne przejście od ukazania przestępstwa z perspektywy ofiary właśnie („Alex”), poprzez nieco bardziej zbilansowane spojrzenie zarówno ofiar, jak i zbrodniarza („Ofiara”), do niemal całkowitego poświęcenia się relacji złoczyńcy i komisarza („Koronkowa robota”). Trudno to wyjaśnić komuś, kto nie miał do czynienia z Lemaitrem, i być może to z mojej strony śmiała nadinterpretacja, ale dla mnie trylogia z Verhoevenem stanowi majstersztyk opowieści kryminalnej, przedstawia bowiem zbrodnie z punktów widzenia wszystkich najważniejszych osób dramatu. To tylko dowodzi talentu autora i wrodzonej empatii, a także umiejętności wcielania się w przedstawicieli wszystkich stron medalu. Pod względem literackim jest fenomenalnie, Lemaitre ma specyficzny styl, poetycki i dosadny, mocno sugestywny i momentami melancholijny. Jest taki, jak sam Camille: skromny – zważywszy na swoje 145 cm wzrostu, powód nieustannych kompleksów komisarza – ale jednocześnie pewny siebie, a przynajmniej – pewny swojej oceny i słuszności własnych działań. Verhoeven uśmierza własne demony, mając w perspektywie schwytanie przestępcy, a kolejne etapy śledztwa działają na niego stymulująco jak narkotyk. Można pokusić się o stwierdzenie, że dopiero teraz, jako czytelnik, poznałam Camille’a; w każdej powieści z osobna jawił się mocno enigmatycznie, mało było bowiem szczegółów dotyczących konkretnie jego osoby – poza, rzecz jasna, opisem tego nieszczęsnego wzrostu i związanych z tym niedogodności. Lemaitre hołduje zasadzie „show, don’t tell”, co oznacza „pokaż, nie opisuj”, i tyczy się to zarówno osobowości bohaterów, jak i scenerii. Ba, autor wykonał iście 'koronkową robotę'! I choć na początku trudno się „wbić” w powieść (a miałam tak, jak dotąd, przy wszystkich jego powieściach), to gdy już wciągnie, to na dobre.
Fabułę można opisać z kilku punktów widzenia. Raz, jako gonitwę za szalonym, psychopatycznym seryjnym mordercą, odtwarzającym sceny opisane w thrillerach – co samo w sobie nie jest dziwne, gdyż znamy nie takich ‘seryjniaków’, nie takie motywy i nie takie modus operanda. Z drugiej strony „Koronkowa robota” jawi się jako swoisty tribute, hołd dla klasyków literatury, którymi być może w swojej pisarskiej przygodzie inspirował się sam Lemaitre. Gdyby nie mocno zaskakujące zakończenie z porządnym twistem fabularnym, powieść można byłoby rozpatrywać wręcz w kategoriach pastiszu, a jednak ostatecznie autor nie otarł się ani o śmieszność, ani o wtórność, ani również o banał (ja zaś w pierwszej chwili końcowy zabieg określiłam kolokwialnie jako "mindfuck" i, w zasadzie, tej wersji się będę trzymała). Ktoś bowiem mógłby mu zarzucić brak pomyślunku, skoro „swojego” mordercę kreuje na wielbiciela literatury, powielającego zbrodnie już opisane przez kogoś innego. A jednak prawda jest znacznie bardziej pokrętna i po jej poznaniu (i po podniesieniu szczęki z podłogi) czytelnik może tylko wyszeptać w stronę Lemaitre słabe, acz pełne uwielbienia: „Mistrzu!”.
„Nie ma emocji głębszych niż te, które przeżywamy za pośrednictwem artystów”
Reasumując, „Koronkowa robota” utwierdziła mnie w przekonaniu, iż Pierre Lemaitre jest geniuszem, jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku, skwapliwie podnoszącym poprzeczkę. Cała trylogia o Camille’u Verhoevenie jest kwintesencją tego, czego poszukuję w literaturze kryminalnej; po pas kłaniam się zatem francuskiemu wirtuozowi, mając nadzieję na prędkie, ponowne z nim spotkanie – choćby na łamach powieści.
Koronkowa Robota
Pierre Lemaitre
MUZA 2015
Komentarze
Prześlij komentarz