W głąb labiryntu, Sigge Eklund
"Opowiadać znaczy skrywać tajemnicę"
Jedenastoletnia dziewczynka zniknęła. Wyparowała jak kamfora. I choć zrozpaczona matka nie przestaje jej szukać, nie ma po dziewczynce śladu. By dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za zaginięcie Magdy, czytelnik musi nieco się cofnąć w czasie... Eklund opowie o rodzinie Hornów z perspektywy czterech osób - matki, Asy, psycholog dziecięcej o dość staroświeckich poglądach, ojca Martina z całą masą skrywanych tajemnic, bliskiego współpracownika ojca, Toma oraz jego dziewczyny, Katji, niespełnionej artystki. Dopiero poznając ich losy dochodzimy do prawdy, zupełnie, jakbyśmy odwijali kłębek wełny. Zadziwiające jest to, jak splatają się ścieżki obcych sobie osób i jak wielki wpływ na nasze życie mogą mieć pozornie nieistotne spotkania... "W głąb labiryntu" ukazuje labirynt zależności, wpływów, konsekwencji, wynikających z egzystowania w społeczeństwie. A jednocześnie podkreśla fakt, jak bardzo bywamy samotni.
"W głąb labiryntu" to bardzo dziwna książka - zdecydowanie mocno refleksyjna, depresyjna, smutna i melancholijna, a jednocześnie bardzo mroczna. Brak w niej dynamiki, akcja jest powolna, fabuła opiera się w zasadzie na życiu opisanych osób, niż na jakimkolwiek śledztwie. To nie jest kryminał o zaginięciu, to raczej dramat o tym, jak sobie radzą ci, którym odebrano bliską osobę - czy, w przypadku Asy, nie radzą w ogóle. Bywają momenty nużące, ale ostatecznie "W głąb labiryntu" wciąga i zaciekawia na tyle, że trudno się od tej książki oderwać. Pragnienie poznania tajemnicy zniknięcia Magdy jest tak silne, że nawet pojedyncze ziewnięcia spokojnie można zignorować.
W zasadzie jedyną wadą książki jest nagminne stosowanie słowa "psycholożka", co mnie osobiście doprowadza do szewskiej pasji, ale jest to ewidentnie kwestia bardzo subiektywna i dotyczy przekładu, nie zaś historii jako takiej. Sporo tu przemyśleń egzystencjalnych i pesymizmu, dlatego nie polecam książki w momentach obniżenia nastroju, bowiem książka Was może dobić. Wyjaśnienie zagadki rekompensuje jednak nadmierne zdołowanie, jakie wywołuje ta historia - a przy tym jest tak strasznie absurdalne, że czytelnik może się znaleźć na granicy histerii. Cóż, takie właśnie emocje może wywołać "W głąb labiryntu".
"Wiem tylko, że ludzie niezależnie od wieku przywiązują wagę do labiryntów. Zdaje się, że ta forma jest głęboko wpisana w ludzką naturę, ponieważ występuje w skrajnie różnych kulturach. Każda społeczność interpretuje ją odmiennie, ale łączy je jedno: ciążenie do środka, do odpowiedzi"
Nie powiedziałabym, że ta książka to mistrzostwo świata, ale dobrze mi się czytało i dała mi sporo do myślenia. Rozwiązanie okazało się na tyle banalne, że aż zaskakujące, więc za nie wielki plus. W niektórych momentach odczułam zbytnią pewność siebie autora, graniczącą z ignorancją, ale ostatecznie mogę mu to wybaczyć. Ta pewność siebie uwydatniała się głównie w konstrukcji głównych postaci, które były tak niejednoznaczne, że aż nierealne - a zwłaszcza osobowość Martina, stanowiąca zlepek z pozoru niepasujących do siebie cech, wydała się mocno naciągana. Więcej to jednak mówi o osobie autora, niż o jego umiejętnościach pisarskich. Życzę mu nieco więcej pokory i szlifu, a kolejne powieści będą znacznie lepsze. Generalnie "W głąb labiryntu" to mocna, mroczna i smutna historia, którą polecam przede wszystkim melancholikom potrafiącym wydobyć głębię z treści. Całkiem dobra rzecz.
W głąb labiryntu
Sigge Eklund
Dom Wydawniczy PWN 2015
Komentarze
Prześlij komentarz