Terror, Dan Simmons
"Diabeł, który próbował ich zabić w tym białym Królestwie Diabła, miał nie tylko postać porośniętego futrem drapieżnika, lecz był wszystkim, co ich otaczało - nieustępliwym zimnem, wszechobecnym lodem, burzami, brakiem jakiejkolwiek zwierzyny, która mogłaby służyć im za pożywienie, górami lodowymi, które wędrowały przez zamarznięte morze, nie zostawiając za sobą nawet skrawka otwartej wody, wałami lodowymi wyrastającymi znienacka z powierzchni paku, tańczącymi gwiazdami, zepsutym i śmierdzącym jedzeniem w puszkach, latem, które nie nadeszło po wiośnie - wszystkim. Potwór z lodu był tylko jednym z wcieleń Diabła, który chciał ich śmierci. I chciał ich cierpienia"
W maju 1845 roku dwa statki - HMS Erebus oraz HMS Terror - wyruszyły w mającą trwać kilka lat podróż badawczą w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego, skracającego drogę między oceanami i ułatwiającego opłynięcie Ameryki Północnej. Statki wypchano po brzegi żywnością, węglem i załogą, gotową na przeżycie wielu miesięcy w skrajnie trudnych warunkach atmosferycznych. Sir John Franklin, przywódca ekspedycji, był dobrej myśli.
Po obu statkach zaginął wszelki ślad.
"Lód nie wypuści nas ze swych szponów. Potwór z lodu nie pozwoli nam odejść"
Dan Simmons śmiało zaczerpnął z tej owianej dość podniecającą tajemnicą smutnej historii i stworzył jej własną interpretację. "Terror" to skrupulatnie napisana z kilku perspektyw wariacja wydarzeń, do których doszło po wypłynięciu dwóch statków z angielskiego portu, łącząca w sobie elementy historyczne i fantastyczne. Powieść, zbudowana na solidnych fundamentach prawdy historycznej, momentami przypomina dziennik pokładowy, a sposób opisu fabuły z punktu widzenia wielu bohaterów dodaje jej dynamiki i zwiększa suspens, budując napięcie i stałe poczucie zagrożenia. Czytelnik zostaje bezceremonialnie wciągnięty w życie na pokładzie (a po prawdzie - pod pokładem, bo na pokładzie jest tak cholernie zimno, że nie da się na nim przebywać dłużej niż kilka godzin), a jest to życie mozolne, powolne, rutynowe, acz niebezpiecznie zmierzające do jednego tylko, smutnego końca.
"Czas... pisany wielką literą, Harry... może być czymś znacznie większym, niż potrafimy zrozumieć"
Tytuł powieści nawiązuje nie tylko do HMS Terror, wspaniałego statku, który wespół ze swoim bliźniakiem utknął na lodzie - co dla statków i wszystkich załogantów oznacza śmierć - ale również do tego, co kryło się w głębi zamrożonego krajobrazu - "...to stworzenie z lodu było demonem lub bogiem zamkniętym w postaci przerażającego drapieżnika. Było siłą, którą należało albo obłaskawić, albo czcić, albo po prostu przed nią uciec". Właśnie Terrorem nazwano olbrzymie zwierzę, przypominające jednocześnie ducha i niedźwiedzia polarnego, które przyczyniło się do śmierci wielu załogantów i to głównie tych piastujących najwyższe stanowiska. Ale wydaje się, że potwór z lodu nie jest największym zagrożeniem w sytuacji, kiedy oba statki na dobre utknęły w liczącym kilka stóp grubości i dryfującym w kółko paku - groza owszem, czai się na lodzie, ale jest wszechobecna również na statkach. Głód, zimno, szkorbut - trójca najbardziej zabójcza, zapalnik buntu, najgroźniejszy przeciwnik. Niezmienny krajobraz i niekończąca się zima osłabiają morale, a kopanie kolejnych grobów w zamarzniętym na kość lądzie sprawia, że ludzie upadają na duchu. Coraz mniejsze racje żywnościowe i wypadające zęby, krwawiące meszki włosowe i ciągłe, nieustające ani na chwilę przejmujące zimno, docierające do samego dna duszy - to wszystko sprawia, że życie na HMS Terror i HMS Erebus przypomina wegetację, a początkowy zapał i nadzieja na dokonanie historycznego odkrycia nikną wraz z upływającymi zapasami węgla i rumu.
"Śmierć głodowa to straszliwa rzecz, Goodsir - kontynuował Stanley. - Uwierz mi. Widziałem ją w Londynie i na rozbitym statku. Śmierć na skutek szkorbutu jest jeszcze gorsza. Lepiej byłoby dla nas, gdyby jeszcze dzisiaj potwór zabrał nas wszystkich"
"Terror" to opowieść wielopłaszczynowa i niejednoznaczna, kilku narratorów i różne rodzaje narracji sprawiają, że długotrwałe czytanie nie nuży. Jako, iż powieść napisano w 2007 roku, znacznie łatwiej połykać kolejne akapity - forma, choć stylizowana na dziewiętnastowieczną, jest dość przystępna i jasna. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nadmiar nomenklatury specjalistycznej - nazwy poszczególnych masztów, części statku, części żagli, rodzaje lodu i terminy z różnistych, wąskich dziedzin itd. musiałam wystukiwać w Google (nie pogniewałabym się, gdyby w książce pojawiły się przypisy, krótko wyjaśniające laikowi poszczególne słowa). Niemniej pokornie zbywam to machnięciem ręki, gdyż trudno się dziwić fachowemu słownictwu w opowieści o statkach i lodzie, prawda? Nawiązania do ówczesnej kultury, a zwłaszcza do prozy Poego, ubarwiają powieść; bywają tu też momenty przesycone humorem i zawoalowanym dowcipem. Epitety i porównania niejednokrotnie wywołały na mojej twarzy uśmiech ("Foczy tłuszcz smakował jak zdechły przed wieloma tygodniami karp wyciągnięty z dna Tamizy tuż przy ujściu kanału ściekowego"), a zarazem drobiazgowe opisy i dramatyczne wydarzenia wyciskały mi łzy z oczu. "Terror" jest bowiem bardzo emocjonujący, sugestywny i wciągający; po kilkudziesięciu stronach czytelnik czuje się tak, jakby stał obok bohaterów, jakby wraz z nimi podejmował decyzje, jakby wraz z nimi wciskał dłonie w rękawice i przygryzał spleśniałe sucharki. Osoby z rozwiniętą wyobraźnią powinny zatem przygotować sobie lemoniadę i założyć szalik, gdyż wczucie się w tę historię może Was narazić na szkorbut... albo zapalenie płuc. Wybaczcie mój czarny humor, ale trudno mi wyjść ze świata wykreowanego przez Simmonsa. Pomimo upałów za oknem jest mi zimno.
"Jeśli istnieje piekło - w które już nie wierzę, gdyż ta ziemia i zamieszkujący ją ludzie wystarczą za piekło dla całego wszechświata - zostanę strącony do najgorszej części najniższego piekielnego kręgu"
Oddzielny akapit należy się wątkowi fantastycznemu. Wspomniałam już o potworze z lodu i, tak właściwie, niewiele więcej mogę na jego temat napisać. Zdaje się, że taki potwór to idealne wyjaśnienie, pretekst czy też - najprawdopodobniej - kozioł ofiarny, na którego zwala się wszystko to, czego nie można racjonalnie wyjaśnić. Kojarzy mi się to z mitycznymi Syrenami, których śpiew wprowadzał marynarzy w trans, czy wierzeniami średniowiecznymi, które dzisiaj nazwiemy zabobonami czy ciemnogrodem. A jednak okazuje się, że potwór z lodu istniał, a Simmons do swojej osadzonej na dość realnym gruncie opowieści zaprasza legendy i mitologię Inuitów, o której nigdy wcześniej nie słyszałam, a która totalnie mnie zafascynowała. Ta różnorodność tematyczna i uzasadnienie zniknięcia załogi obu statków mnie osobiście przekonuje i uważam, że to naprawdę ciekawa interpretacja tego, co mogło się rzeczywiście zdarzyć. Mamy tu zatem zwielokrotnioną grozę z powodu licznych niebezpieczeństw, czyhających na bohaterów - zarówno na statku, jak i poza nim. Zresztą... zamknij stu dwudziestu chłopa na dwóch statkach, dorzuć eskimoską wiedźmę i białe niedźwiedzie, głód, smród i ponure pejzaże... i patrz, co się będzie działo. Nie potrzebujesz żadnych potworów. Samo to wystarczy do stworzenia mrożącej krew w żyłach opowieści.
Wydanie książki jest przepiękne, choć ogromnie żałuję, że okładka jest miękka - takie tomiszcze aż prosi się o twardą oprawę i szycie. Są tu bowiem kolorowe wkładki - ikonografia, składająca się z ilustracji, portretów, zdjęć artefaktów oraz obrazów dotyczących odkryć polarnych XIX wieku. Książkę opatrzono szczegółową bibliografią, zatem co bardziej nadgorliwy czy ciekawski czytelnik może zweryfikować podobieństwa (i różnice) między fikcją literacką a faktami historycznymi. Ponadto wydanie wzbogaca posłowie dr. hab. Grzegorza Rachlewicza z Zakładu Geoekologii UAM w Poznaniu - osobiście uważam je za bezcenne, bowiem po lekturze takich książek zawsze czuję głód wiedzy i przeszukuję internet - a tu mogłam nadal leżeć, pachnieć i czytać. Doskonałe uzupełnienie niemal doskonałej książki.
Mówiąc szczerze, uważam "Terror" za jedną z najlepszych, najbardziej rozwiniętych i dopracowanych powieści, jakie czytałam. Dan Simmons z pewnością jeszcze nie raz pojawi się w mojej biblioteczce i mam nadzieję, że pozostałe jego dzieła sprawią mi tyle samo frajdy (lub więcej), co "Terror". Osobiście polecam wielbicielom ambitnej literatury - nie spodziewajcie się dynamiki i akcji, nastawcie się raczej na powolną, niespieszną fabułę i narastającą niezauważalnie grozę, która nie wypuści Was ze swoich szponów aż do ostatniej strony. Dla mnie bomba.
"Boże, miej nas w swej opiece"
TERROR
Dan Simmons
Vesper 2015
przeł. Janusz Ochab
Komentarze
Prześlij komentarz