Kulisy Polskiego Horroru #27 wydanie specjalne – kulisy kulis: Wydawnictwo GMORK
Gmork to młode wydawnictwo założone przez parę mega pasjonatów literatury. Skoro nie mogli się doczekać na polskie wydanie Zakażenia Scotta Siglera, założyli wydawnictwo i wydali sami. Przy okazji skorzystali na tym polscy autorzy, którym udało się za ich pośrednictwem zadebiutować. A droga przed Gmorkiem gwiaździsta i jasna… O tym, do czego to wszystko zmierza i jak się zakłada wydawnictwo, opowiedzieli mi na Facebooku Dominika Świątkowska i Przemek Ryba, właściciele wydawnictwa GMORK. Zapraszam do lektury kolejnej odsłony cyklu Kulisy Polskiego Horroru, tym razem - całkowicie zakulisowego.
Paulina
Król: Co to jest GMORK
i skąd się wziął pomysł na wydawnictwo? Wydawałoby się, że to dość ryzykowne,
zwłaszcza, że obserwujemy dramatyczny spadek czytelnictwa. Kto wpadł na taką
szaloną ideę i o co w tym wszystkim chodzi? O bogactwo? Fejm? Artystyczne
spełnienie? Połaskotanie własnego ego?
Dominika
Świątkowska: Jeśli o
mnie chodzi, to zamarzyła mi się praca w wydawnictwie w trakcie nauki w szkole
policealnej, gdzie uczyłam się między innymi składu tekstu i zasad typografii
(co utwierdziło moich znajomych z klasy, którzy też się musieli tego uczyć, w
przekonaniu, że jestem chora na umyśle, bo dłubanie w tekście to trochę takie
dłubanie w g... za przeproszeniem), a ja pracę z tekstem bardzo lubię.
Próbowałam potem poszukać pracy we wrocławskich wydawnictwach, ale okazało się
to prawie niemożliwe, więc założyłam sobie własne ;) A tak serio to poznałam
Przemka i sama już nie pamiętam jak, kiedy i dlaczego zaczęliśmy o tym
rozmawiać. Zaczęło się od Siglera, że szkoda, że nie wyszła druga część Infekcji i może my byśmy to zrobili?
Więc założyliśmy wydawnictwo, zaczęliśmy starać się o prawa do powieści, a w
międzyczasie posypały nam się inne propozycje wydawnicze i jakoś poszło. Więc w
sumie to jesteśmy szaleni ;) O czym zresztą świadczy fakt, że nasze wydawnictwo
nazywa się tak a nie inaczej (bo w czasie, kiedy myśleliśmy nad nazwą,
oglądałam raz za razem po raz milionowy Niekończącą
się historię w TV, bo akurat puszczali ją co drugi dzień, i zachciało nam
się „Gmorka”).
Przemysław
Ryba: Pierwsze pytanie
i już tak trudno. Można się jeszcze wycofać? [Kiwa głową, że nie]. No dobrze.
Spotkaliśmy się z Dominiką akurat w momencie, gdy oboje chcieliśmy coś zmienić
w swoim życiu, zająć się czymś, co będzie mam sprawiać przyjemność. Kiedyś w
luźnej rozmowie oboje marudziliśmy, że dużo ciekawych książek nie zostało
jeszcze wydanych po polsku i doszliśmy do wniosku, że właściwie mamy wszystkie
umiejętności, żeby się tą sprawą zająć osobiście ;) Padło właśnie na Zakażenie Scotta Siglera.
Skontaktowaliśmy się z autorem, zaczęliśmy orientować się, jak założyć firmę,
ile nas to wszystko wyniesie i stwierdziliśmy: Niech się stanie. I stała się
światłość i narodził się Gmork ;) Czemu taka nazwa? To jest temat na 2-godzinny
monolog, który podsumuję: Chciała Gmorka, to ma ;) [proszę mnie nie kopać pod
stołem]. O co w tym wszystkim chodzi? Oczywiście o władzę nad światem, ale o
tym cicho sza ;) To nie jest tak, że mieliśmy jakiś wybór, Gmork nas wybrał i
musiał powstać, takie było nasze przeznaczenie. Czy baliśmy się ryzyka?
Oczywiście, dalej się boimy, ale kto nie ryzykuje, ten nie ma ;)
Dominika: Teraz to zabrzmiało tak, jakby to kot
z logo nami rządził.
Przemek: Gmork to nie kot z logo, to idea. Jak
Batmat
Paulina: O co chodzi z tymi kotami?
Dominika: Kochamy koty ^^. Choć w zasadzie sama
już nie pamiętam, kto, jak i dlaczego wpadł na pomysł kota w logo. Pamiętam
tylko, że jak już go rysowałam, to Przemek powiedział, że fajnie by było, gdyby
ten kot był w takiej pozycji, jakby szedł i strącał łapą książkę ;)
Przemek: Kot pojawił się w logo przypadkiem.
Chciałem zobaczyć, jak na logo będzie wyglądało jakieś zwierzę, a nie
wiedzieliśmy, jak gmork ma wyglądać. Wziąłem jakiegoś skradającego się kota,
trochę rozciągnąłem i to było to. Potem tylko Dominika go podrasowała.
Paulina: A skąd się tak właściwie znacie?
Dominika: Tak właściwie to najpierw z Internetu,
Przemek chciał robić film w lovecraftowym klimacie i się zgłosiłam do tej
produkcji, która potem umarła śmiercią naturalną, a po dłuuugim czasie
poszliśmy razem na Szklaną Pułapkę 5
do kina, bo nikt z nami nie chciał iść, i tak się poznaliśmy na żywo ;)
Paulina: Nowocześnie No, to mamy dwójkę wariatów,
którzy wsadzają kupę kasy w inicjatywę mającą tak naprawdę ile? 50% szans? na
pozostanie na rynku. A jednak bierzecie to na klatę, zakładacie firmę dla
jednej (sic!) książki, i przypałętuje się Borowiec ze swoimi Damami. Od początku stawialiście na grozę/sci-fi,
czy jakoś samo wyszło?
Dominika: W sumie tak wyszło, choć akurat te
gatunki nam najbardziej odpowiadają, więc dobrze się stało. Pewnie to wygląd
naszej strony internetowej przyciąga do nas głównie grozomaniaków czy fanów
sci/fi ;). Ale miewaliśmy też pomysły na książki z zupełnie innych gatunków.
Przemek: Nie wierzę w szanse i przypadki ;). A
jak inaczej zacząć wydawanie książek niż od jednej?
Paulina: Chodziło mi o to, że założyliście
firmę dla Siglera konkretnie, a nie dla całej masy superanckich i genialnych
innych autorów ;)
Przemek: A kto mówi, że nie mamy również
innych książek na oku? ;) Tak, Zakażenie
było iskierką, która wznieciła płomień, ale w międzyczasie staraliśmy się o
kilka, chyba cztery, inne książki, niestety bardzo trudno zaufać wydawnictwu,
które jeszcze nie istnieje i ma plan na wydawanie zupełnie inny niż większość
tradycyjnych wydawnictw, które już mają pozycję na rynku. Z Zakażeniem się udało, mimo że w tym
samym czasie Albatros wydawał Transplantację i były realne szanse, że „zaklepie” sobie również resztę „Infekcji”. A więc
zbiegiem wielu okoliczności Zakażenie
ukazało się właśnie naszym nakładem. Czy udowodnimy, że mały też potrafi? To
już zależy od czytelników.
"Zakażenie" już dostępne! |
Paulina: A dlaczego Sigler tak w ogóle? Jest aż tak fajny?
Planujecie… zaprosić go do Polski?
Dominika: Owszem, Sigler jest fajny J Choć ja akurat poza Infekcją i aktualnie Zakażeniem niczego innego nie czytałam,
Przemek może więcej na ten temat powiedzieć, ale w Infekcji jest coś takiego, co mnie osobiście bardzo się spodobało i
naprawdę chciałam przeczytać dwie pozostałe części, kiedy się dowiedziałam, że
w ogóle wyszły. A że akurat Sigler jako pierwszy pojawił się na tapecie podczas
którejś rozmowy, to cóż, tak już wyszło. Z tym zaproszeniem do Polski to nie
sądzę, żebyśmy na razie mieli taką możliwość, ale nie powiem, byłoby ciekawie.
Przemek: Sigler pisze świetnie historię w lekki i filmowy sposób,
czyli tak jak lubię, ale jednocześnie bardzo przemyślane i dopracowane. Sam w
każdej książce dziękuje sztabowi konsultantów do spraw wszelakich od medycyny,
wojskowości, na fizyce kończąc. Jego książki pozwalają uwierzyć, że ich akcja
mogłoby się faktycznie wydarzyć. Oczywiście, że planujemy go zaprosić do
Polski… kiedyś ;)
Paulina: Odniosę się do określenia, że Gmork „ma
plan na wydawanie zupełnie inny niż większość tradycyjnych wydawnictw” – czyli
jaki konkretnie? Czym Wy różnicie się od takiego Prószyńskiego czy Muzy – pomijając
kwestię, rzecz jasna, budżetu, wielkości i pozycji na rynku. Czym się różnicie,
w czym jesteście lepsi, co jest Waszą kartą przetargową i jak zamierzacie
przetrwać?
Przemek: Przede wszystkim jako małe
wydawnictwo celujemy w tytuły niskonakładowe, a to znaczy, że coś co nie opłaca
się dużym wydawnictwom, bo się „nie sprzeda”, nas już może zainteresować. A co
do planów, nie możemy powiedzieć, bo konkurencja podpatrzy ;)
Dotychczasowy dorobek wydawnictwa |
Paulina: Wracając do kwestii „różnych
gatunków”, nie wyobrażam sobie książki typu Pamiętnik
z Waszym logo na okładce, aczkolwiek może jest to sposób na zarobek? Kierujecie
się głównie własnymi gustami, czy może podchodzicie do sprawy bardziej
biznesowo, komercyjnie? Czyli ten, no – GMORK ma być drogą do bogactwa, czy
raczej ujściem dla nieposkromionej miłości do słowa pisanego, że tak
górnolotnie polecę frazesem?
Dominika: Gdyby miał być drogą do bogactwa, to
byśmy wydawali kolejne pseudo-erotyki, które teraz robią furorę, i inne
słodko-pierdzące obyczajówki ;). Co do własnego gustu, to owszem, obiecaliśmy
sobie na początku, że nigdy nie wydamy czegoś, co nam się nie podoba, i tego
się trzymamy. Bardzo lubimy każdą książkę, którą do tej pory wydaliśmy, właśnie
ogarniamy i którą wydamy kiedyś.
Przemek: Tylko dodam, że pieniądze są raczej
dla nas środkiem do celu niż celem. Wspomnieliśmy, że nie nadajemy się do
biznesu?
Paulina: Rozumiem, że macie „normalną” pracę?
Czym się zajmujecie poza czytaniem i redagowaniem i wydawaniem książek?
Dominika: Ja pracuję w firmie, która wyposaża
lokale gastronomiczne. Teoretycznie jestem od marketingu, w praktyce od sklepu
internetowego i czarnej roboty ;). A wydawnictwem zajmuję się już w domu,
wieczorem.
Przemek: Jak już ustaliliśmy, z naszym Modelem
Biznesowym, nie da się żyć z wydania kilku książek z niszowego gatunku ;).
Zapytaj nas za parę lat ;). Zarobkowo
zajmuję się tłumaczeniem z angielskiego patentów i tekstów technicznych. Ale
czy to jest „normalna” praca?
Paulina: Możecie opisać cały proces powstawania
książki? Które elementy sprawiają Wam najwięcej trudności? Który etap jest
najbardziej kosztowny? Z czym musieliście się zmierzyć, co nam, książkoholikom
stojącym po drugiej stronie barykady, może wydać się całkowitą abstrakcją?
Dominika: Generalnie najpierw czytamy teksty,
które ludzie nam przesyłają (albo, jak w przypadku Siglera, prosimy o prawa do
wydania i czekamy na zgodę, umowę i oryginalny tekst). Czasem w trakcie
czytania już na wszelki wypadek nanosimy pierwsze poprawki, potem jeszcze raz,
jeśli się zdecydujemy coś wydać. Ogólnie tekst czytamy po parę razy, bo zawsze
jeszcze znajdzie się jakiś błąd. Odsyłamy pisarzowi lubtłumaczowi (jeśli to
książka zagraniczna) poprawki do przejrzenia i zaakceptowania, bądź odrzucenia
i dalszych negocjacji (czasem trzeba zmienić coś w treści, przepisać parę zdań
od nowa czy zmienić jakiś początkowy zamysł), i tak maglujemy tekst, aż mamy go
powyżej uszu ;). Po ostatnich poprawkach bierzemy się za skład – ja książki do
druku, Przemek – ebooka. Do tego okładka (chyba że ktoś ją dla nas rysuje),
wszelkie graficzne materiały potrzebne później do promocji, czytanie po parę
razy złożonego już tekstu w celu wyłapania błędów w składzie, w międzyczasie
dogadywanie się z patronami, aż w końcu możemy puścić książkę do druku.
Najpierw próbny egzemplarz, potem już cały nakład ;). I taka to dłubanina ;)
Paulina: Czyli wszyściuteńko robicie od A do Z
sami we dwoje? Tak generalnie nie macie osób do odwalania części roboty?
Dominika: Jeśli chodzi o pracowników to nie,
nie mamy. Większość robimy tylko my, ale np. okładkę Wszystkich białych dam i ilustracje do nich robiły nam dwie różne
osoby, z Pokłosiem to sama wiesz, że
było sporo w to zaangażowanych osób ;). Okładka, wstęp, blurby, wstępna korekta
itp. W pracy z tekstem często też pomaga nam moja siostra, do której ganiam z
każdym dylematem językowym. Z resztą walczymy sami, jeśli nie liczyć naszej
księgowej. Prezes oczywiście siedzi i patrzy, z aprobatą lub dezaprobatą.
Paulina: Prezes to, rzecz jasna, Kot?
Dominika: Rzecz jasna ;). Przyjęło się, że
naszym prezesem, którego widać na zdjęciach u nas na FB, jest mój kot Behemot.
Jest charyzmatyczny, dostojny i w przeciwieństwie do moich 3 pozostałych kotów,
on lubi czasem ładnie zapozować do zdjęcia, co widać na tych fotkach, które
wrzuciliśmy. Generalnie ma złote serce, ale jest mściwy, więc musimy pracować
sumiennie ;). Na przykład jak przyszedł do nas z drukarni próbny egzemplarz Wszystkich białych dam i rozmawialiśmy
na temat tego, czy nam się podoba takie wykonanie i czy jeszcze coś chcemy
zmienić przed ostatecznym drukiem, Behemot wkokosił się pomiędzy nas i rozłożył
się na samym środku tej książki. Więc została zaakceptowana ;)
Behemot, najważniejsza persona wydawnicza w Polsce |
Przemek: Nie mam właściwie nic do dodania jeżeli
chodzi o nasz „proces twórczy”. Ale Dominika zapomniała o jednej ważnej kwestii,
jaką jest wysyłka książek w pierwszym tygodniu po premierze ;) Ponieważ
wszystkie nasze książki mają akcję przedsprzedażową na naszej stronie
internetowej, gdy dostaniemy już paczki z drukarni, musimy dość sprawnie
zapakować i wysłać setkę książek do naszych klientów, recenzentów, patronów i bibliotek.
A jest nas tylko dwoje, panie na poczcie mnie nienawidzą ;). Z czym musieliśmy
się zmierzyć, o czym nie myślą książkoholicy? Z ZUS-em, to jest najbardziej
kosztowny etap.
Dominika: Racja, ZUS to morderca :)
Przemek: Sami robimy wszystko co możemy,
czasem potrzebny jest tłumacz czy grafik, ale cały proces wydawniczy jest na
naszych głowach. A raczej pod naszą kontrolą, wszystko co wychodzi pod logiem
Gmorka jest 7 razy przeczytane przez szefostwo i osobiście zaakceptowane. Co
również oznacza, że jak będzie jakaś wtopa, to wstyd :D
Paulina: Ile dostaliście propozycji
wydawniczych jak dotąd?
Przemek: w %%$#&#
(półtorej
godziny później…)
Z 50-60. Czasem to są pojedyncze
opowiadania, głównie zbiory opowiadań, i kilka powieści.
Paulina: I wszystkie w duchu horroru i grozy?
Dominika: Głównie to są powieści/opowiadania w
klimacie, ale zdarza się też fantastyka, thrillery i kryminały, w pojedynczych
przypadkach były obyczajówki, jakiś romans też się trafił bodajże i powieść dla
nastolatek.
Paulina: A ile stron czytacie, nim odrzucicie
propozycję forever?
Dominika: Jesteśmy dość ostrzy w ocenie (moim
zdaniem) i jak od samego początku tekst źle się czyta ze względu na składnię,
styl, błędy itp. to się nie patyczkujemy. Zresztą wiele osób przesyła konspekty
swoich powieści i tam w skrócie możemy się zapoznać z fabułą i zdecydować, czy
w ogóle chcemy to czytać. Na strony tego nie przeliczę.
Przemek: Jak tekst jest ciekawy, to czytamy do
końca, zanim go odrzucimy ;). Dodam jeszcze, jak już ładnie została nakreślona
nasza sytuacja, nie jesteśmy właścicielami pól naftowych, ani nie stoją za nami
pieniądze z plantacji ;). Chcielibyśmy wydać każdą książkę, która nam się
podoba, ale mamy ograniczenia czasowe, finansowe i mocy przerobowej.
Wydawnictwo założyliśmy z pasji do książek i każde z nas pracuje jeszcze gdzie
indziej, żeby nas było stać na podtrzymanie tej pasji.
Paulina: Drodzy Debiutanci – nie porzucajcie
nadziei ;). Jak rozumiem prywatnie jesteście fanami horroru i sci-fi. A co z
polską grozą? Obserwujecie? Znacie? Lubicie?
Dominika: No jakby nie patrzeć więcej naszych
dotychczasowych książek (całe 2/3 :D) to polska groza ;). Ja osobiście co
prawda czytam więcej zagranicznych autorów, ale wiadomo, że nasze własne
podwórko też mnie interesuje ;)
Przemek: No 66% jakby nie patrzeć :D Moje
zamiłowania literackie długo obracały się właściwie wokół SF (Asimov,
Strugaccy, itp.) i fantasy, tutaj u mnie króluje Tolkien i Pratchett. Groza
zawsze bardziej u mnie gościła na ekranie telewizora i kinowym, a zacząłem ją
czytać w sumie niedawno, bo jakieś 4-5 lat temu. Nie licząc Lovecrafta, którego
czytałem w wieku 13 lat ;). Ia ia cthulhu fhtagn (;,;). Dlatego jeśli chodzi o
polską grozę to mam dużo do nadrobienia i znam ją bardziej z opowiadań i czasopism
niż pozycji książkowych.
Prezentacja Wydawnictwa Gmork na tegorocznym Polconie |
Paulina: Macie swoją najulubieńszą książkę?
Dominika: Ja najbardziej na świecie kocham serię o Potterze. Nie
traktuję tego jako pojedyncze, osobne książki i nie umiem wybrać tej jednej
najlepszej. Dla mnie te 7 tomów to jedna całość i ją właśnie traktuję jako
najulubieńszą książkę.
Przemek: To jak wybranie, które dziecko najbardziej się kocha,
jesteś brutalna :) Ale jak bym miał wybierać to chyba cykl o Patrolach
Łukjanienki albo Złodziej czasu
Pratchetta.
Paulina: A zwracacie uwagę na te takie
inicjatywy towarzyszące, czyli co się dzieje w polskiej grozie poza książkami i
opowiadaniami?
Dominika: Owszem, interesuję się tym, co się
dzieje w środowisku, ale raczej obserwuję niż uczestniczę. Wiem np. jakie są
aktualne konkursy, w których można wziąć udział, wiem mniej więcej, jakie
opinie ma najnowszy horror który wszedł do kin, wiem o konwentach i imprezach, o
blokach horrorowych na konwentach fantastyki, ale nie uczestniczę w tym (poza
Horror Day w tamtym roku). Chociaż teraz zacznę, bo w parę miejsc pojedziemy
jako wydawnictwo.
Paulina: Spotkamy się na Kfasonie na przykład
;)
Dominika: Na przykład ;)
Przemek: Jestem dość starym bywalcem
konwentów, nie powiem, że od dzieciństwa, ale będzie już z paręnaście lat, i obserwuję,
co się dzieje w „środowisku”. Właściwie to zauważam boom na imprezy grozolubne,
bo Kfason, Zamczysko czy Nagroda Grabińskiego to inicjatywy z ostatnich lat,
więc można powiedzieć, że chyba trafiliśmy w dobry czas ;)
Paulina: Z pewnością ;) Z pewnością też
dostajecie masę tzw. feedbacku. Macie ludzi, którzy Wam kibicują i dobrze Wam
życzą. Ale czy zdarzają się komentarze sceptyczne? Jak sobie radzicie z presją
ludu?
Przemek: Szczerze? Nie przypominam sobie
jakiegoś całkowicie krytycznego odzewu (a jutro w gazetach: Gmork nie radzi
sobie z krytycznymi opiniami ;))
Dominika: Co do negatywnych opinii mogę
powiedzieć tylko tyle, że się z nimi nie spotkałam.
Paulina: To jeszcze mały offtop. Dominika – pojechałaś promować
Gmork na konwent tatuażu. Skąd takie hobby?
Przemek: Co znaczy pojechałaś? A kto niby kartony nosił? ;)
Dominika: Poszłam do gimnazjum i zaczęłam słuchać rocka. Popatrzyłam
na tych wszystkich wydziaranych muzyków i zakochałam się ;) Od tamtej pory
czekałam, kiedy sama będę sobie mogła zrobić tatuaż i uważam, że wydziarani
ludzie są najpiękniejsi. Oczywiście kiedy się dowiedziałam, że będą
organizowali we Wrocławiu pierwszy konwent tatuażu, musiałam tam pójść i chodzę
na niego co roku. To prawda, co wszyscy mówią, że tatuaże uzależniają i jak się
zacznie dziarać, to już się nie chce przestać, więc siłą rzeczy i ja, jak już
się tym zainteresowałam, nie mogłam przestać.
Paulina: Świetne połączenie J Jakie plany na przyszłość?
Dominika: Wydać kolejne książki i utrzymać się
na rynku, tak sądzę ;). Fajnie by było też, jakbyśmy mogli kiedyś mieć własną
redakcję ;)
Przemek: Ponieważ nie mogę zdradzić planu
przejęcia władzy nad światem, skupię się na planach wydawniczych. Właśnie
wyszło tak wyczekiwane przez nas Zakażenie
Scotta Siglera, już po roku od ogłoszenia zapowiedzi ;), Oprócz tego na ten rok
mamy jeszcze zaplanowaną mocną, kryminalno-horrorową antologię, o której, już
tradycyjnie, więcej nic nie powiemy ;). W przyszłym roku na pewno wyjdzie Demon Ruchu Grabińskiego, o którym
wspominaliśmy jakiś czas temu. Co będzie dalej, czas pokaże.
Paulina: No to na koniec: Jakie jest Wasze największe (wydawnicze)
marzenie?
Dominika: Wydać jak najwięcej dobrych książek. Promować grozę gdzie
i jak się da. Od siebie jeszcze dodam, że super by było móc rzucić pracę i
poświęcić się w pełni tylko i wyłącznie wydawnictwu, wtedy szybciej byśmy
wydawali kolejne pozycje ;)
Przemek: No jak to jakie, podkraść konkurencji wszystkich najlepiej
sprzedających się autorów grozy ;)
Paulina: Kto w Waszym tandemie jest Pinkym, a
kto Mózgiem?
Przemek: To nie Pinky i Mózg to raczej Jack i
Victoria z Niepamięci: We are an effective team ;)
Paulina: Amen! ;) Dziękuję za rozmowę!
Przemek: Również dziękujemy, że z nami
wytrzymałaś.
Zapraszam do konkursu na fanpage do wygrania egzemplarz książki Scotta Siglera |
Dla zaintrygowanych:
Komentarze
Prześlij komentarz