Rytuał, Mo Hayder
„Zawsze uważał, że rozumie najbardziej chore rzeczy, które ludzie sobie robią na tym świecie. Myślał, że wie, do jakiego zła ludzie mogą się posunąć. Ale teraz widzi, jaki był tępy. Teraz widzi, że poza tym jest cały świat, świat, o którym nie miał pojęcia, świat potworności i rozpaczy tak czarnej, że wcześniej nigdy nawet jej sobie nie wyobrażał"
„W majowy wtorek
tuż po lunchu, dziewięć stóp pod wodą w Pływającym Porcie Bristolu policyjny
nurek, sierżant „Pchła” Marley zacisnęła osłonięte rękawiczką palce na ludzkiej
ręce”. Tak zaczyna się pierwszy rozdział „Rytuału” i naprawdę niewiele więcej
(ani lepiej) nie potrafię Wam opowiedzieć. Od tajemniczej ręki, uciętej żywemu
(!) człowiekowi i porzuconej w mętnych wodach portu, rozpoczyna się
skomplikowane i wielotorowe śledztwo, które wpłynie bezpośrednio zarówno na
życie Pchły, jak i na życie Jacka Caffery’ego, londyńskiego glinę wciąż
przeżywającego tragedię z dzieciństwa (sprawa uprowadzenia jego brata przez
obecnie martwego pedofila to temat łączący serię). Śledztwo wprowadzi bohaterów
nie tylko w ohydny i dramatyczny świat młodych narkomanów, gotowych sprzedać
wszystko za jedną działkę, ale i doprowadzi ich do konfrontacji z własnymi
demonami – a zwłaszcza Pchłę, której rodzice zniknęli w czeluściach niezmierzonych
wód bezdennej jaskini.
Co trzeba
podkreślić już na starcie to fakt, że „Rytuał” jest powieścią nad wyraz poprawną.
Pod względem warsztatowym czy konstrukcyjnym absolutnie nie ma się do czego
przyczepić, książka jest wręcz wzorcowym reprezentantem gatunku. Ten literacki
majstersztyk to rasowy thriller, czerpiący z najbardziej ludzkich i
absurdalnych strachów: z zabobonu. Pomimo że mamy XXI wiek, wciąż słyszy się o
niehumanitarnych i brutalnych napaściach na ludzi, zwłaszcza w Afryce, gdzie
szamanizm ma się doskonale (dość przypomnieć o głośnym filmie Martyny
Wojciechowskiej pt. „Ludzie duchy”, nagrodzonym na Festiwalu w Monte Carlo). Ale
co ma Afryka do Bristolu? Czy to właśnie o to chodzi? Czy złowiona w porcie
ludzka ręka jest dowodem na to, że gdzieś w okolicy ktoś odprawia jakieś
tajemne, afrykańskie rytuały?
Mo Hayder pisze obrazowo, odważnie, elokwentnie; tworzy naprawdę
egzotyczny miszmasz - subtelne metafory łączą się z brutalnymi opisami
przestępstw, naruszając niemal każdą emocjonalną strunę czytelnika. Bo czego my
tu nie mamy? Pradawne rytuały, przerażające zabobony, cierpiące dzieci,
tragedie osobiste, narkomania, samotność, niesprawiedliwość, zło w czystej
postaci. A to ledwie wierzchołek góry lodowej. Hayder, choć opisywana jako dość
wyzwolona pisarka (eufemistycznie mówiąc), nie epatuje przemocą dla samej tylko
sztuki, ona opowiada historię – trudną i makabryczną, ale zarazem głęboką i
smutną, refleksyjną. Trzeba zaznaczyć, że cała powieść spowita jest taką
właśnie smutną atmosferą. Choć dynamiczna, to niewesoła i raczej dołująca. To
jest moja łyżka dziegciu dla „Rytuału” – od pewnego momentu nastrój książki
udziela się tak mocno, że chwilami odrzuca od lektury. Brakowało mi tutaj
ostatecznego, fabularnego szlifu, bo choć warsztatowo jest doskonale, to jednak
w wydźwięku czegoś zabrakło, mrok nieco za bardzo dominuje nad tą i tak trudną
i przykrą historią. Ale to nie jest wada książki, a efekt wygórowanych – po fenomenalnym
„Wilku” – oczekiwań. Sądzę, że poznawanie pióra autorki lepiej zacząć
chronologicznie, wówczas wrażenia czytelnika rosną wraz z rozwojem artystycznym
pisarki. I wtedy można śmiało powiedzieć, że każda kolejna książka Hayder jest
lepsza od poprzedniej. Skakanie z ostatniej do jednej z pierwszych może wywołać
poczucie niedosytu, które nie wpływa na ostateczną ocenę powieści, ale
pozostawia po sobie coś na kształt dziwnego posmaku w ustach. Choć trudno
byłoby wcisnąć optymizm między kartki o uzależnionych nastoletnich
prostytutkach, to nasi bohaterowie mogliby czasem się uśmiechnąć. Prawdziwi
policjanci przecież to robią, prawda…? Muszą, inaczej mogliby zwariować.
Wracam do gara miodu. Enigmatyczny główny bohater, niesamowicie pokręcona
bohaterka, wiarygodne kreacje postaci pobocznych – w efekcie „Rytuał” czyta się
sam, a akcja brnie konsekwentnie do dynamicznego finału. Co prawda domyśliłam
się, kto i dlaczego, ale i tak świetnie się bawiłam podczas lektury. Najbardziej
podobała mi się charakterystyka niejednoznacznej Pchły, kobiety, która wie, jak
powinna postępować, ale nieustannie błądzi i chwyta się rozpaczliwie brzytwy. To
tragiczna postać, wielowymiarowa, z ogromnym potencjałem fabularnym. John
Caffery pozostaje dla mnie tajemnicą, co też jest zaletą – taki powinien być
bohater serii: niedokończony, enigmatyczny, fascynujący i nieustannie
podniecający. Oby tylko nie pozostał niedokończony do końca…
Reasumując, „Rytuał” to moja druga powieść autorki, ale już wiem, że Mo
Hayder uplasuje się wysoko w moim prywatnym rankingu ulubionych pisarzy. Z
wielkimi oczekiwaniami sięgnę po kolejną jej powieść, do czego i Was gorąco
namawiam. Mo Hayder to gwarancja mocnych wrażeń i świetnego pióra.
Rytuał
Mo Hayder
Sonia Draga 2011
Komentarze
Prześlij komentarz